„Ceremony and Devotion” to koncertowe wydawnictwo szwedzkiej grupy Ghost. Album nagrany podczas letniej trasy Popestar 2017 ukazuje muzyków o krok od stania się megazespołem wyprzedającym najważniejsze światowe areny. Album wyprodukowany przez Toma Dalgety’ego obejmuje wszystkie największe przeboje z bogatej dyskografii grupy. Na 15-utworowej trackliście nie mogło zabraknąć singli „Square Hammer”, „He Is” oraz „Year Zero”.
„Exodus” jest EPką, która miała umilić czas oczekiwania na nową płytę, zachwyconym „Passage”, fanom Samael. Wydawnictwo stylistycznie przypomina swoją wielką poprzedniczkę, a nie bardzo pasuje do płyty „Eternal”, która miała dopiero nadejść. Postanowiono więc wydać krótki materiał jako oddzielną pozycję i ubarwić go specjalnymi dodatkami.
leprosy : Uznaje tylko trzy pierwsze albumy, reszta jest zbyt plastikowa. Powinni wydaw...
Na „Ceremony Of Opposites” Samael osiągnął swoje apogeum, a w takiej sytuacji przed zespołem stoi bardzo trudne zadanie. Zazwyczaj kopiowanie swoich najlepszych osiągnięć okazuje się być skazane na porażkę, więc aby się rozwijać i zdobywać kolejne zaszczyty potrzebna jest jakaś zmiana. Samael zrozumiał to w najlepszym możliwym momencie i po albumie – legendzie, opuścił piekielne czeluści ruszając na podbój kosmosu.
Yngwie : Tylko "Ceremony" !!!!! http://3.bp.blogspot.com/-JcDt8ecfR4o/VmSbysa9...
WUJAS : Tylko "Ceremony" !!!!!
oki : najlepsza płyta Samaela jak dla mnie mi chyba bardziej podchodzi tanecz...
W listopadzie szwajcarska formacja Samael zagra w Polsce cztery koncerty. Będzie to niepowtarzalna okazja, żeby usłyszeć na żywo kultowy album „Ceremony of Opposites”, który Szwajcarzy zaprezentują w całości. Ta wyjątkowa, muzyczna ceremonia odbędzie się: 26.11 w krakowskiej Fabryce, 27.11 we wrocławskim Alibi, 28.11 w warszawskiej Progresji i 29.11 w gdańskim B90. Legenda black metalu, za sprawą nieśmiertelnej jedynki „Worship Him”, a jednocześnie ci, którzy tak skutecznie jak chyba żadna metalowa formacja przed nimi, zaprzęgli do muzyki sample i klawisze – szwajcarski Samael.
lord_setherial : Tego nie można przegapić!
We wtorek, 13 maja, na scenie warszawskiego klubu Progresja Music Zone odbędzie się retro-rockowy sabat: Don't Panic, It's Retro, na którym zagrają Blood Ceremony i Spiders - dwie ekipy, którym przewodzą prawdziwe rockowe czarownice przybyłe na muzycznych miotłach prosto z lat 60, oraz polska odpowiedź na Clutch, czyli trójmiejskie Octopussy. Blood Ceremony powstało w 2006 r. w Toronto. Zespół zadebiutował dwa lata później albumem „Blood Ceremony”, wydanym w legendarnej wytwórni Rise Above. Za ich rozpoznawalne, psychodeliczne doom-metalowo-rockowe brzmienie odpowiadają frontmenka i flecistka Alia O'Brien, wiedźma o indiańskich korzeniach, oraz lider i gitarzysta Sean Kennedy.
oki : octopussy gdzie moje opłacone cd?
„I’ve chosen the dark, I’ve chosen the night. I’ve lost hope of loving a day of life.” Tak zaczyna się jedna z najlepszych płyt jakie w życiu słyszałem. Ten początek jest fantastyczny, choć akurat te pierwsze słowa są tak niewyraźnie zaśpiewane, że ciężko je sobie powtarzać, ale cały „Black Trip” po prostu zabija i momentalnie rozkłada na łopatki. Jest totalnym kilerem, a najlepsze dla słuchacza jest to, że to tylko pierwsza odsłona płyty, która jest doskonała w całości.
DEMONEMOON : - Glory to you Ounis - Praise be to Ounis ;)
zsamot : Stanowczo lepszy jest... Ano właśnie to dwa światy: traktuję te płyty...
Sumo666 : Querva zarówno "Ceremony..." jak i "Passage" są to dzieła przegenialne...
Pisząc recenzje staram się wgłębić w świat danej płyty w oderwaniu od otaczającej rzeczywistości porównując ją ewentualnie tylko do wcześniejszych dokonań tego samego zespołu. Mimo to, czasem jest to niemożliwe i tak właśnie jest w tym przypadku. Muzyka Blood Ceremony jest tak uderzająco podobna do Black Sabbath, że nie wspomnienie o tym byłoby poważnym przeoczeniem.
zsamot : Klasyk w momencie pojawienia, z Passage idealna dylogia- ziemi i nieba. Bezkon...
Harlequin : Tylko, że nie znam ionnej kapeli, która w 1996 grała takie cos jak samael...
Harlequin : A wiecie co ... ja jakoś nie wracam do niej ... wole zdecydowanie "Passage"