Dla wielu fanów muzyki metalowej Opeth jest zespołem - ikoną, muzycznym fenomenem, który raz po raz przesuwa granice death metalu. Nawet niewiele jest zespołów, które odważają się na podążanie drogą Opeth, bo to nie lada wyczyn - przykładem może być Novembre czy polski April Ethereal. Z każdą jednak płytą Opeth odchodzi coraz bardziej od klimatycznego death metalu na rzecz bardziej progresywnych motywów i wplatania elementów rocka lat 70tych.
Ci, którzy nie akceptują obecnego wizerunku Szwedów, moga spać spokojnie, gdyż oto pojawił się zespół, który powinien wypełnić lukę po tym co grał Opeth kilka lat temu.Amerykański kwintet swoim trzecim krążkiem "Dismantling Devotion" oferuje słuchaczowi dużo więcej aniżeli solidną kopię Opeth. W zasadzie o kopii nie można mówić, gdyż jedynym spoiwem pomiędzy tymi dwoma zespołami jest bardzo podobny nastrój i growling, bardzo przypominający Mikaela Akerfeldta z "My Arms, Your Hearse".
Na płycie znalazło się 8 kompozycji, okraszonych świetnym, ciężkim, pełnym brzmieniem. Każda z nich trwa w granicach 5-8 minut. W porównaniu jednak do Opeth, Daylight Dies gra o wiele mniej progresywnie, bardziej bezpośrenio. Mamy sporo ciężkich, czasem doomowych riffów nasuwających skojarzenia ze starym Paradise Lost, na tle których rozbrzmiewają gitary akustyczne. No własnie - znajdziemy tutaj sporo ładnych partii akustycznych. Oczywiście mamy też gitarę prowadzącą, która podobnie jak w Opeth stanowi główny element budowania nastroju. Od strony instrumentalnej zespół stroni jednak od wygibasów rytmicznych, stawiając raczej na ciężar i dobre kompozycje.
Utwory są wolniejsze aniżeli w Opeth i - co można uznać za wadę - dosyć jednolite. Brak bowiem w nich takich motywów, które powodowałyby, że któryś z utworów byłby faworytem i wybijał się ponad inne. W każdym bowiem utworze znajdziemy te same elementy - akustyki, długie, wolne kreowanie pejzażu muzycznego, odrobinę czystych wokaliz (notabene przypominających Opeth) i każdy z utworów trzyma bardzo wysoki poziom. Moim faworytem jest utwór tytułowy, "Lies That Bind" z fenomenalnymi partiami akustyków i "Solitary Refinement", który zalatuje trochę Anathemą, zwłaszcza w spokojniejszej części.
Ciężko jest mi odnieść się krytycznie do tego albumu, gdyż pomimo inspirowania się Opethem, panowie z Daylight Dies nagrali album, który jest lepszy od ostatnich dokonań Szwedów. Nie jest to album tak różnorodny, tak techniczny, tak progresywny ... ale klimatem w niczym nie ustępuje. Osobiście uważam, że "Dismantling Devotion" powinien pozwolić zespołowi na zdobycie szacunku zarówno w oczach krytyki jak i fanów klimatycznego death metalu. Naprawdę rewelacyjny album !
Wydawca: Candlelight Records (2006)