Czasami zastanawiam się,czy ktokolwiek to kiedyś przeczyta. Waham się,czy rzeczywiście(wg mojej rzeczywistości) tego chcę i nie znajduję odpowiedzi. Nie chodzi nawet o to,że mam awersję do nadawania nazw,nie. Sama nie potrafię określić,czego pragnę.
Chcę na Niego patrzeć. Potrafię godzinami wpatrywać się w Jego zdjęcie i z każdym oddechem zachwycać się Nim od nowa. Wybrałam fotografię troszkę inną od pozostałych,wyróżniającą się. Wyrzucam sobie,że Go idealizuję,ale to mój ideał,mojej rzeczywistości! A przecież każdy ma własną rzeczywistość,którą wpisuje czas w przestrzeń. Przestrzeń bez rzeczywistości jest białą kartą,próźnią-i choć ma czas,to on jest tylko łącznikiem między nią a rzeczywistością. Ale,wracając...Ostatnio rozmawialiśmy,nie zdarza nam się to często. Boję się mówić przy Nim,bo chcę Go słuchać,nie siebie. Powiedziałam Mu jak bardzo nie znoszę ciszy-boję się Snu. Może warto byłoby uczynić z tego prawdę,tę pieprzoną,jedną ze stron "moralnego" medalu? O,tego obawiam się wiedzieć. A On nie słucha,nie należę do Jego rzeczywistości i nie będę,zdaję sobie z tego sprawę. Mogę jedynie nieporadnie przy niej stać,od czasu do czasu przebijając do niej dłonie,tak tragikomiczne w tejże pozie oraz sytuacji. O,przy Nim jestem cieniem,jakim kiedyś miałam czelność się nazywać. No i faktycznie-nadawanie nazw zabija,przeczułam to.