Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Znowu...

Tego poranka znowu obudziłam się z krzykiem. Znowu miałam ten sen. Zlana potem zwiesiłam bezwładnie nogi przez krawędź łóżka. Kiedy się to skończy…? Kiedy? Podobno sen śni się tak długo, aż się ziści. Cały problem polega na tym, że ten sen spełnia się co wieczór…

Bukiet żółtych tulipanów miał mdły zapach. A nawet nie mdły, tylko ledwo wyczuwalny. Znowu każdy kwiat miał zwieszoną główkę. Każdy bukiet wyglądał, jakby płakał. Jakby masa zmartwień zaprzątała każdą małą, prawie nie pachnącą główkę. Zawinięte w starą gazetę przemierzyły ze mną dzielnicę.

Stara pordzewiała brama znowu zaskrzypiała radośnie witając moją posępną postać. Jej dramatem nie był czas tylko zupełny brak zainteresowania ze strony świata. Ale była, bo być musiała. Bo strzegła tych, których oczy zamknięte nie służą już do obserwacji, a powodują łzy. Alejki znowu były identyczne. Trzecia, czwarta, piąta… To tu! Identyczne pomniki przypominały mi wystawę soków na półce w markecie. Niby wszystkie takie same, a jednak każdy inny. Każdy przynosi inne łzy, innych ludzi. Inne dramaty innych rodzin. Inne wspomnienia, marzenia, cierpienia…

– Masz – burknęłam znowu, rzucając nie odwinięte kwiaty na marmurową płytę. – Te, których nie lubiłeś. Obiecałam, że będę jedyną osobą, która będzie Cię wkurzać prawie tak mocno jak kochać. Powiedziałam, że tak będzie do śmierci. Zapomniałam wtedy dodać, że także do mojej.

Na nagrobku znowu leżą suche liście. Posprzątam je następnym razem, bo dziś śpieszę się do domu. Bo dziś zajrzałam tutaj tylko po to, żebyś nie myślał, że zapomniałam. O niektórych rzeczach po prostu nie da się zapomnieć. O rzeczach, i o ludziach…
Wracając do domu kupiłam cztery pudełka świec. Pani z kiosku znowu dziwnie na mnie spojrzała i znowu życzyła mi miłego wieczoru. A wieczór był piękny. Słońce zbliżało się ku zachodowi. Jego płomienne, pomarańczowe światło nieśmiało przelewało się przez ciemne chmury.

Woda w wannie miała delikatny niebieskawy odcień. Płyn do kąpieli przypominał budyń owocowy, znowu miałam ochotę oblizać po nim palce. W łazience pachniało jak w rajskim ogrodzie. Delikatne płomienie świec oświetlały krawędź wanny i półkę tuż nad nią. Znowu zabrałam ze sobą cały komplet moich świecidełek. Ułożyłam je niczym trofea wojenne. Tak jak zwykle. Równolegle do krawędzi, nadrukiem do góry. Żyletka za żyletką, prawie jak w wojskowym kampusie. Może tym razem trafię na tę właściwą…

W głowie brzęczało mi wciąż to zdanie: „Wzdłuż, a nie w poprzek”. Prowadziłam dwa proste, jednakowej długości cięcia. Woda zabarwiła się na delikatny czerwony kolor, z początku przypominała kompot truskawkowy. Po pewnym czasie osiągnęła już barwę przejrzałych wiśni. Ciepło i spokój otaczały mnie przeplatając się i przenikając ze słodkim zapachem krwi. Było dobrze. Było nawet cudownie. Znowu tak samo. Zasypiałam powoli błądząc myślami w przeszłości. Nareszcie przestanę czuć ból, nikt nie będzie miał o nic żalu, nie będzie krzyków, wyzwisk i poniżeń. Nikt nie będzie tęsknił. Nikt nie będzie płakał. Niech przyjdzie sen, ten wymarzony. Cały dzień czekałam na ten moment. Żebym mogła tak spokojnie i na wieki zasnąć. Ten sen był moim przyjacielem, był moim wybawieniem… Sen…

Tego poranka znów obudziłam się z krzykiem…

Komentarze
Alpha-Sco : Bardzo... sugestywne. Wyraziste obrazy. Przyjemnie się czyta.
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły