zapytałam Go kiedyś jak ma na imie. Usłyszalam ciszę. Po chwili zapytał mnie jak ja mam na imie, jak nazywa sie moje życie, moja osoba, moje wnętrze. Zabulgotała we mnie pustka i bezradność, oraz brak odpowiedzi na owe pytanie. Jak to nazwać? To wszystko czym jestem? Dlaczego czlowiek nie potrafi nazywać rzeczy z pozoru prostych? Zagubiłam się na kolejne kilka dni przez Jego słowa. PO jakims czasie przyszedł ponownie, choć byl przy mnie przez cały czas. Zapytal ponownie, a me szumiace i kłebiące się w głowie myśli wypchneły z mych ust słowa: to ja, bez nazwy, bez imienia, bez możliwości pojęcia. Po prostu ja, a Ty to tylko i aż Ty. Spojrzał na mnie swym przenikliwym wzrokiem, położył ręke na mej dłoni i delikatnie wyszeptał jedno słowo, tak bardzo zwyczajne, a z jego ust płynące tak tajemnicze i głębokie: znalazłaś. Serce biło mi nadal, lecz oddech malał i zwalniał. Wpatrzona w jego oczy siedziałam bezczynnie, zahipnotyzowana nim calym. Odszedł, a ja do teraz czuje dotyk jego ręki, której wyglądu nawet w stanie opisac nie jestem. A ja nadal widze jego oczy, których koloru nie da sie poznać, których kształt jest wciąż zagadką. A ja nadal słysze jego szept, jego głos, którego ma pamięć nie może przywrócić. A ja nadal czuje jego obecność, czuje go jako bezkształtną materie. Dementia, me drzwi, a myśli to klucz. 20 sierpnia i znówpołączy nas przyspieszony oddech.