Szósta edycja festiwalu „Uwolnić Muzykę” w Środzie Śląskiej przeszła już do historii, ale z pewnością można powiedzieć, że była to edycja bardzo udana. Z roku na rok impreza się rozwija. Widać, że organizatorom zależy na jakości technicznej jak i na doskonałym zapleczu festiwalu. Ale po kolei…
Piątek 28 lipca - pierwszy dzień festiwalu przywitał uczestników piękną słoneczną pogodą. Ludzie powoli pojawiali się na terenie festiwalu. Przy wejściu w festiwalowym merchu można było zaopatrzyć się w gadżety festiwalowe i ruszyć dalej w kierunku sceny mijając kilka punktów cateringowych, aby z piwem w ręku w cieniu parasola czekać na pierwsze koncerty. Zgodnie z formułą festiwalu pierwszy dzień miał przynieść ze sobą bardziej łagodne dźwięki.
Po godzinie 18.00 na scenę weszła warszawska grupa Tekno. Niewdzięczną sprawą jest otwierać festiwal, gdy ludzi jeszcze mało, ale Warszawiacy stanęli na wysokości zadania. Mnie osobiście w trakcie ich występu zamurowało. Nie jestem fanem tego typu muzyki, ale ich występ pozytywnie mnie zaskoczył. Mocną stroną trio z Warszawy jest na pewno wokalista Piotr Tokarski, który oprócz tego, że śpiewa to gra jeszcze na perkusji. Krótko mówiąc: świetny energiczny występ i fajne otwarcie imprezy.
Po krótkiej przerwie przyszedł czas na koncert bandu o nazwie Nerv. Młody polski zespół, który udowadnia, że w naszym kraju też można grać nu metal i to w dobrym stylu. Koncertem w Środzie Śląskiej to potwierdzili. Chłopaki dali naprawdę dobry energetyczny koncert, który był namiastką tego co miało być dnia jutrzejszego. Nisko strojone gitary i ciężka elektronika porwały fanów zespołu stojących pod sceną. Mimo że grupa istnieje krótko, bo od 2015 roku, widać, że świetnie czuje się na scenie. Naprawdę dobry koncert.
Po Nerv na scenie zainstalowała się grupa Zła Wola, zespół ze stolicy, który zdobywa w naszym kraju coraz większą rzeszę fanów. Zespół zaprezentował solidną dawkę starego dobrego heavy metalu. Niestety ich występu nie mogłem zobaczyć do końca, takie są uroki festiwali, ale słyszałem potem o nim same dobre opinie.
Kolejne dwa występy były dla mnie najbardziej interesujące pierwszego dnia. Pierwszy z nich to koncert folk metalowego zespołu Open Acces z Krakowa , a drugi to występ Batalion D’amour.
Open Acces grali również rok wcześniej na festiwalu w Środzie i dali wówczas dobry koncert, także stali przed trudnym zadaniem. W lutym tego roku miała premierę ich płyta „Toward the Wilderness” i to właśnie ją przyjechał na festiwal promować zespół. Jak dla mnie to właśnie oni dali najlepszy koncert pierwszego dnia. Ostre gitarowe riffy w połączeniu ze skrzypcami plus głos wokalistki porwały zgromadzoną publiczność. Nie wiadomo kiedy upłynął 40 minutowy koncert, jeszcze tylko pamiątkowa płyta festiwalowa dla zespołu… i kolejny koncert.
I był to chyba najbardziej wyczekiwany koncert tego dnia…Batalion D’amour, bo o nich mowa zgromadził najliczniejszą publikę tego dnia. I nic dziwnego, w końcu nazwa rozpoznawalna, no i zespół znany od ładnych paru lat. Batalion D’amour jak zwykle dał dobry koncert. Wokalistka Karolina Andrzejewska w gotyckiej stylizacji porwała fanów w świat rocka gotyckiego. Zespół zaprezentował swój dorobek, ale nie zabrakło też coveru zespołu Depeche Mode, do którego Batalion ma słabość. Tym razem usłyszeliśmy „Wrong”. Nie można też nie napisać o oprawie wizualnej ich koncertu. Na scenie podczas występu Batalionu pojawiały się tancerki ognia w różnych oprawach i konfiguracjach. Jak dla mnie, to skradły one trochę ten show, ale to tylko moje odczucia.
No i przyszedł czas na dwa ostatnie koncerty tego dnia, też nie z mojej bajki, ale z ciekawością je obejrzałem. Pierwszy z nich to występ składu Sekcja z Przemkowa, czyli fajne połączenie alternatywnego hip hopu z żywymi instrumentami. Fajnie to brzmiało, widać było, że publice też się podoba. Drugi występ to hard rockowo bluesowy Sold my Soul, który zaprezentował solidną dawkę rocka na zakończenie pierwszego dnia festiwalu „Uwolnić Muzykę”.
Nadeszła sobota, ciąg dalszy upalnej pogody i najazd fanów ciężkiego grania, bo drugi dzień festiwalu, jak nas nauczyli już organizatorzy imprezy, należy do fanów metalu i to różnego rodzaju. Tak jak w ubiegłych latach drugi dzień uwalniania muzyki cieszył się większą frekwencją, może dlatego, że ostatnio scena metalowa ma się coraz lepiej w naszym kraju.
Sobotnie koncertowanie rozpoczął zespół Veal z Mieroszowa. Kapela zaprezentowała materiał ze swojej świeżutkiej płyty „Age of Overload”. Ich występ rozruszył zgromadzoną publikę. To był niezły groove metalowy kop. Widać, że chłopaki nie są nowicjuszami i mają za sobą mnóstwo koncertów. W swoim dorobku supportowali takie kapele jak Decapitated czy Gojira. Atutem zespołu jest niewątpliwie wokalista, który mimo upału tryskał energią na scenie i dawał z siebie wszystko. Warto było zobaczyć na żywo ekipę z Mieroszowa i z chęcią obejrzę ich występ jeszcze tego lata na Metal Mine w Wałbrzychu.
Po świetnym otwarciu dnia na scenie instalowała się poznańska kapela Navia, prezentująca post black metal. Zespół zagrał utwory ze swojej niewydanej jeszcze debiutanckiej płyty. Koncert Navii oceniam na udany, mroczne kawałki okraszone dźwiękami skrzypiec urzekły fanów metalu zgromadzonych pod sceną, którzy brawami nagrodzili występ debiutantów.
No i przyszła kolej na jeden z mocniejszych momentów festiwalu, koncert zespołu Moanaa, przedstawiciela sceny post metalowej. Oczekiwania fanów zgromadzonych pod sceną były duże, ja sam bardzo czekałem na ten występ, bo nie miałem jeszcze okazji oglądania ich na żywo. No i myślę, że nikt się nie zawiódł. Mnie przez pierwsze minuty wbiło w ziemię… To był niesamowity koncert, piękno i mrok przeplatały się z głośników. Moanaa zaserwowała głównie numery ze swojej ostatniej płyty „Passage”, którą właśnie promują, ale nie zabrakło akcentu z ich porzedniego albumu „Descent”. Jak dla mnie to Panowie brzmią na żywo jeszcze lepiej niż na albumach, co świadczy o klasie zespołu. Występ Moanaa był świetny i zdecydowamie za krótki.
Przez kolejne 40 minut na scenie rządził zespół HeadUp, który po prostu rozniósł scenę w pył. To była potężna dawka hardcore groove metalu. Ich gig był jedną wielką metalową bombą, która zdecydowanie porwała uczestników festiwalu, bawiących się w pogo pod sceną. Totalnym ciosem tego występu był niesamowicie wykonany cover Sepultury „Roots”. Mega koncert. Brawo!
Następny występ obejrzałem, a raczej wysłuchałem posilając się specjałami z grilla i popijając zimne piwko. Był to koncert zespołu Vincent, grającego klasyczny rock’n’heavy. Panowie z Wrocławia dali dobry koncert gromadząc pod sceną swoich fanów. Zdecydowanie lżejsze brzmienie zespołu było na pewno świetnym wyciszeniem przed kolejnymi koncertami.
Licznie zgromadzona publika domagała się kolejnych ostrych dźwięków, gdy na scenie instalował się łódzki Controlled Collapse. Kapela prezentująca electro industrial miała obawy jak zostanie odebrana przez metalową publiczność. Ich obawy szybko jednak zostały rozwiane. Już pierwsze dźwięki ich show (bo bez wątpienia można tak nazwać ich występ) rozruszały publikę. Znów pojawiło się pogo i widać, że się podobało. Wojtek „Królik” Król i jego team pokazał nowe, bardziej gitarowe oblicze zespołu. Zespół na swoim nowym albumie „Post-Traumatic.Stress.Disorder” poszedł w ostrzejsze metalowo industrialne klimaty i tak też się zaprezentował w Środzie Śląskiej. Czuć było energię płynącą ze sceny, cały zespół mocno się angażował w występ, a w szczególności charyzmatyczny wokalista, który biegał i skakał po scenie zachęcając publikę do zabawy. Nie było czasu na oddech, od początku do końca była moc. Ich koncert można podsumować dwoma słowami: MEGA SHOW!
Nieubłaganie nadszedł czas na finałowy występ festiwalu – koncert headlinera, legendy polskiego black metalu Christ Agony. To był bardzo dobry gwóźdź programu. Cezar i spółka dali niesamowity koncert. Usłyszeliśmy numery ze świetnej, ostatniej płyty zespołu „Legacy”, a także takie utwory jak „Coronation” czy kultowy „Mephistospell”. Christ Agony kolejny raz udowodnili, że należą cały czas do czołówki black metalowego grania w Polsce. Fani zgromadzeni pod sceną byli zachwyceni ostrym i mrocznym spektaklem, jaki dał zespół. Takim mocnym akcentem około godziny 1.00 zakończył się 6 festiwal „Uwolnić Muzykę” w Środzie Śląskiej.
Podsumowując, można powiedzieć o kolejnej udanej edycji tego festiwalu. Zespoły chwaliły festiwal od strony technicznej, uczestnicy zachwyceni byli miejscówką. W superlatywach mówiono też o świetnym zapleczu (catering, pole namiotowe, parking). Także same plusy, zważając na to, że festiwal nie zarabia żadnych pieniędzy (darmowy wstęp) i organizatorzy muszą się nieźle nagimnastykować, żeby zorganizować taką imprezę. Brawo! Do zobaczenia za rok na 7 festiwalu „Uwolnić Muzykę” w Środzie Śląskiej.