Drugi krążek zespołu - przez wielu uważany za ten lepszy. Czy oby na pewno? W momencie, gdy wychodził on na rynek zaczęto dostrzegać niedociągnięcia poprzedniej płyty. Teraz, z perspektywy lat, słuchacze trochę inaczej patrzą na te wydawnictwa.
"Mercury" jest albumem cięższym, wolniejszym i mroczniejszym niż "The Swan Princess". Muzyka stała się brudniejsza, bardziej zmierzająca w kierunku gothic/doom metalu. Folkowe wstawki nie są już tak wyraziste, podobni zresztą jak i cały album. Tower postawił na bardziej agresywne i ciężkie oblicze, co niestety się zemściło. Słuchając tego wydawnictwa odniosłem wrażenie, że zespół stracił sporo ze swojego uroku. Co więcej - w zasadzie żaden z tych elementów w porównaniu do debiutu nie wychodzi na plus. Wydaje mi się nawet, że angielszczyzna Piotra Kollecka szwankuje. Nie będę ukrywał, że żaden z utworów na tym krążku nie przykuł mojej uwagi.Nie chcę mówić, że "Mercury" jest złym krążkiem, ale niestety ustępuje poziomem pomysłowemu i spontanicznemu debiutowi. Z perspektywy prawie dziesięciu lat mogę powiedzieć, że Tower raczej nie podołał zadaniu i rozczarował tym wydawnictwem. Możliwe, że opinia fanów nie pokryła się z zachwytami mediów, a formacja po prostu przestała istnieć. W taki oto sposób zniknął ze sceny jeden z ciekawszych polskich zespołów metalowych, który mimo pewnych niedoskonałości miał urok, którego brakuje wielu zespołom obecnie. Pozostaje się więc delektować tymi dwoma wydawnictwami i to musi wystarczyć.
Wydawca: Metal Mind Productions (1999)