Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Thy Worshiper - Klechdy

Thy Worshiper, Klechdy, black metal, folk, Anna Malarz, Marcin Gąsiorowski

Oj, rozkręca się Thy Worshiper i to jak. Już na pierwszy rzut oka widać rozmach ich ostatniej płyty. Bardzo porządne wydanie w szarym klimacie jesieni, z książeczką na dobrym, grubym papierze i doskonale dobraną okładką, a w środku aż dwie płyty. A ta druga to nie jest teledysk, raport ze studia czy inne dyrdymały, tylko po prostu najnowsze dzieło Thy Worshiper trwa osiemdziesiąt minut. Czy w związku z tym nie jest trochę przynudne? Absolutnie nie. „Klechdy” to fantastyczna podróż po surowych, skalistych pustkowiach. Pełna klimatu, strachu i uniesienia. Nic tylko zanurzyć się w ten bezkresny świat i odpłynąć w jego odmętach. A więc „gorzkie żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie”.

Jak w ogóle określić tą muzykę? Już pierwszy „Gorzkie Żale” pokazuje cały wachlarz emocji. Zaczyna się delikatnie, z subtelnym damskim wokalem, by niedługo potem huczeć black metalową nienawiścią i wulgarnym, rykliwym głosem Marcina. I nawet nie wiadomo kiedy to się właściwie zmienia. Napięcie narasta stopniowo, atmosfera gęstnieje niezauważenie. Ten black metal też jest specyficzny. Taki rozmyty, przyduszony i awangardowy, ale chamski i z wieloma elementami folk.

To właśnie jest najbardziej niesamowite w tej płycie, że w krystalicznie czystym krajobrazie przyrody Thy Worshiper jest bezkompromisowy, bezpośredni i obsceniczny. Nie pochwali pięknych widoków, nie delektuje się spokojem, ciszą i kojącą aurą, tylko zawsze znajdzie się tam gdzie akurat jest syf, smród, gówno, trup. Tak jak w piosence „Zioła”: „Złocisty łan, słońcem prażony, czerwony sad promieniami pieszczony”. Tak się zaczyna, a potem: „W ścieku pstrąg od środka gnije. Wrzód na wrzodzie, wrzód na wrzodzie! Wrzód na wrzodzie, wrzód na wrzodzie!”.

Wszystko co złe i niedobre, zazwyczaj jest sprawą ordynarnego, zdartego wokalu męskiego. W nieco mniejszej ilości, ale dużo jest tu również ludowego śpiewu Anny Malarz. To z jednej strony jest kompletny kontrast, ale z drugiej ta tajemnicza, romantyczna odsłona Thy Worshiper idealnie zgrywa się z surowością black metalu. To jest świetna mikstura, pełna zwrotów akcji i przeróżnych scenerii, w których odkrywaniu pomagają bardzo dobre, ciekawe i metaforyczne teksty.

Pod względem wokalnym, szczególnie w wykonaniu Anny, najbardziej podoba mi się drugi „Wiła”. Bardzo fajny kawałek o zdradliwej, czarnej wody toni, w którym dwoje wokalistów dzieli się swoimi partiami niczym w operze. Wyróżniający się jest też na pewno instrumentalny „Post Coitum” z dużą ilością brzdąkałek, cymbałów, grzechotek i super skrzypcami. Zaskakuje „Słońce” ze specyficznym mnisim zawodzeniem. Majstersztykiem jest najdłuższy „Dziady” i to nie tylko pod względem muzyki, ale i nawiązującego do utworu Adama Mickiewicza tekstem, no i od początku mocny i zabójczy „Anielski Orszak”.

Tylko, że to moje chwalenie jest mocno wybrakowane. Jak bym miał wymienić naprawdę wszystkie najlepsze pozycje to bym musiał wymienić wszystkie po kolei. „Halny”, „Wschody”, „Grzyby” to wszystko są zajebiste numery, pełne wykręconej, psychodelicznej muzyki. Może tylko jeden „Żywot” jest takim trochę wypełniaczem. Ale to nieistotne. Zupełnie nie ma czego się czepiać. „Klechdy” to w całości wyśmienity i niesamowity album.

„Martwych aniołów tłum,
Martwe dusze wiedzie,
Ze świata, który umarł,
Do świata, który martwy jest.”

Tracklista:

CD 1
1.Gorzkie Żale
2.Wiła
3.Marzanna
4.Halny
5.Post Coitum
6.Wschody

CD 2
1.Zioła
2.Słońce
3.Grzyby
4.Dziady
5.Żywot
6.Anielski Orszak

Wydawca: Arachnophobia Records (2016)

Ocena szkolna: 5

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły