Siedzę w moim pokoju,
Panuje półmrok,
Jestem sam,
Cisza...
Tę śmiertelną ciszę zagłusza
Cichutkie tykanie zegara,
W tej pustce towarzyszą mi
Ból i smutek.
Nastał czas...
Z szafki wyciągam żyletkę.
Jej odbity blask płomienia świecy
Przypomina dawne dni...
Zdecydowałem.
Tnę nią głęboko i równo wzdłuż ramienia...
Boli.
Bardzo boli.
Ale to nic w porównaniu z bólem mojego
Rozdartego serca.
Z każdym tyknięciem
Towarzyszącego wiernie w tej chwili zegara,
Płynie pulsując
Ciemnoczerwona, gęsta krew.
Ubywają ze mnie siły,
Czuje, że zbliżam się,
Do upragnionej śmierci.
Każda sekunda
To krok w jej kierunku.
Ogarnia mnie chłód.
Ale nie jest straszny, jest przyjemny.
Mijają chwile.
Obraz przed oczami zasłonił mrok.
Upadam.
Czuje jak leżę w ciepłej, lepkiej cieczy.
Tak, to moja krew.
Śmierć wyciąga do mnie ręce.
Tak. Tylko ona mnie chce.
Idę do niej powoli.
A zegar - cichy świadek mojej śmierci,
Tyka dalej niewzruszony niczym.
Panuje półmrok,
Jestem sam,
Cisza...
Tę śmiertelną ciszę zagłusza
Cichutkie tykanie zegara,
W tej pustce towarzyszą mi
Ból i smutek.
Nastał czas...
Z szafki wyciągam żyletkę.
Jej odbity blask płomienia świecy
Przypomina dawne dni...
Zdecydowałem.
Tnę nią głęboko i równo wzdłuż ramienia...
Boli.
Bardzo boli.
Ale to nic w porównaniu z bólem mojego
Rozdartego serca.
Z każdym tyknięciem
Towarzyszącego wiernie w tej chwili zegara,
Płynie pulsując
Ciemnoczerwona, gęsta krew.
Ubywają ze mnie siły,
Czuje, że zbliżam się,
Do upragnionej śmierci.
Każda sekunda
To krok w jej kierunku.
Ogarnia mnie chłód.
Ale nie jest straszny, jest przyjemny.
Mijają chwile.
Obraz przed oczami zasłonił mrok.
Upadam.
Czuje jak leżę w ciepłej, lepkiej cieczy.
Tak, to moja krew.
Śmierć wyciąga do mnie ręce.
Tak. Tylko ona mnie chce.
Idę do niej powoli.
A zegar - cichy świadek mojej śmierci,
Tyka dalej niewzruszony niczym.