Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Pzychobitch - Electrolicious

Poprzedni album Pzychobitch "The Day After" trafił do mnie ponad rok temu i zespół od razu bardzo mnie zaciekawił. Siegnąłem po więcej i nie zawiodłem się. Nie zawiodłem się także na najnowszym albumie "Electrolicious". To kolejny świeży powiew w ich twórczości. Po szorstkim, agresywnym "Eden" przyszedł czas na "The Day After" przynoszący więcej różnorodności, świeżości i... lekkości.
Jeśli można mówić w ogóle o lekkości w przypadku Pzychobitch (EBM, noise, industrial, electro, etc.). Jednak w zestawieniu "Eden" - "The Day After", ten drugi jest mniej odhumanizowany, agresywny, ale nadal mroczny, obłąkany. Taki jest też album "Electrolicious" - owszem, mroczny, ale na inny sposób. W często ciężkiej, elektronicznej stylistyce zespół znajduję swobodną przestrzeń... w kolorze różowym. Słuchając "Go Pussy Go", "Electrolicious", czy też "Lotus Eater", "Method Of Melée" można stwierdzić, że zespół bawi się muzyką. Czuje się swobodnie w stylistyce, nie zna granic, reguł. Ktoś pomyśli, że te utwory są zabawne, że to słodkie melodie, a ktoś inny że są one obłąkane, ironiczne. Tak samo jest z wokalem - zabawa czy szydzenie ze słuchacza? Sina jako wokalistka jest niezastąpiona, jest pewna siebie, silna. Jej głos raz straszy, paraliżuje, omamia, innym razem jest sarkastyczny, gorzki, jadowity, gniewny. Trudno raczej znaleźć na tej płycie jakieś odniesienia do przeszłości zespołu... "Whisper" może przypominać tytułowy utwór z poprzedniego albumu... Słuchając jednak np. "Psycho-Pop-Groove"... trudno szukać tu mroku rodem z "Eden". Miłośnikom tych czasów spodoba się pewnie "Atem-heart", "Cold Comfort", "Whisper" oraz EPka "Strom Aus Fantasie" wydana niespełna 2 miesiące przed LP.

Jakiś "hit"? Moim zdaniem utwory (mimo swej różnorodności) prezentują równy, wysoki poziom. Nie widzę tu "numeru jeden", chociaż nie ukrywam że bardzo miło słucha mi się "Machinerie".

"Electrolicious" to bogactwo dzwięków, różnorodność, inteligencja i profesjonalizm. Z płyty na płytę jest "lżej". I dobrze. Wcale to nie znaczy że zespół się sprzedaje, starzeje, idzie na łatwiznę albo kończą im sie pomysły. Bo oni się rozwijają. Oby tak dalej. Z niecierpliwością czekam na kolejny album. Pzychobitch się nie zapomina.

PS. Do specjalnej edycji płyty są dodawne m.in. stringi. Oczywiście różowe.

Wydawca: Minuswelt Musikfabrik (2006)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły