Wszyscy doskonale wiedzieli, że potężne grobowce otaczające park są połączone ze sobą tworząc coś na kształt katakumb. Powstawały one w ciągu XVIII wieku i były miejscem wiecznego spoczynku lokalnej szlachty. Cały teren został ogrodzony murem, a mniej więcej w środku parku wybudowano w XIX wieku kościół. Poprzecinany alejkami park ozdobiony dokoła starymi grobowcami był miejscem spacerów i wypoczynku ludności miejskiej. Jednak o tej porze świecił pustkami. Tylko gdzieś z bardzo daleka, jakby z innego świata, przebijał się szum z rzadka przejeżdżających ulicą samochodów.
Punkt światła rzucany przez latarkę przesunął się ze ściany na dno zaśmieconego butelkami i papierami grobu, po czym powędrował znów w górę i zniknął w czarnej czeluści korytarza prowadzącego dalej w głąb katakumb. Blondyn wyłączył latarkę i spojrzał na swoich towarzyszy, chłopaka i dziewczynę. Ich twarze wyrażały zastanowienie połączone z fascynacją i może z odrobiną... strachu? Jednak po chwili oboje, wyczuwając chyba niecierpliwość długowłosego, spojrzeli po sobie, po czym na niego i pokiwali w milczeniu głowami. Blondyn westchnął cicho, po czym usiadł na brzegu nadkruszonej płyty i opuścił nogi przez krawędź. Spojrzał raz jeszcze po twarzach towarzyszy i zniknął w mroku grobu. Pozostała na górze dwójka zamarła w oczekiwaniu. Po chwili usłyszeli głos kumpla.
- Schodźcie! Na co czekacie?
Brunet spojrzał na swoją koleżankę, która nagle jakby straciła całą determinację i rządzę przygody.
- Schodź, Majka. – Powiedział niemal szeptem do dziewczyny. – Ja zejdę po tobie, tak będzie bezpieczniej.
To mówiąc położył rękę na jej ramieniu i delikatnie nacisnął sugerując, aby tak jak blondyn usiadła na krawędzi.
W końcu dziewczyna z widocznym strachem usiadła nad brzegiem grobu, po czym zsunęła się w czeluść. Zaraz za nią zniknął w mroku brunet.
Na dole śmierdziało rozkładającymi się resztkami jedzenia i ekskrementami. Ceglane ściany nie były jednak pomalowane sprayem co sugerowało, iż są pierwszymi żywymi, którzy odwiedzili to miejsce. Długowłosy skierował snop światła latarki na przejście prowadzące dalej w mrok katakumb. Reszta pokiwała głowami.
Było tutaj cicho. Bardzo cicho. Żaden dźwięk nie dobiegał z zewnątrz. Przejścia pomiędzy grobowcami były sklepione łukowo, a ponad ich głowami dach tworzyły granitowe płyty przykrywające groby. W miejscach, gdzie prawdopodobnie górą przebiegały aleje parkowe korytarz zamieniał się w łukowy tunel z cegły. Było tutaj bardzo sucho. Drobinki wiekowego kurzu tańczyły leniwie w snopie światła rzucanego przez latarkę. Nic nie mąciło ciszy wiecznego spoczynku.
Idąc korytarzami i odwiedzając coraz to nowe komnaty grobowe natykali się na porozrzucane szczątki trumien, żelazne zawiasy, klamry, srebrne guziki, pierścienie i inne przedmioty pozostałe po złożonych tu przed wiekami ludziach. Powoli w ich sercach strach ustępował miejsca zdumieniu i fascynacji. Majka włączyła swoją latarkę i z ciemności wydobył się pełniejszy obraz katakumb: monumentalne ściany postawione z ogromnych bloków granitu, sterczące z nich pozostałości po żelaznych kandelabrach, mosiężne tabliczki z niemieckimi i łacińskimi inskrypcjami, daty... 1730... 1726... 1702... 1699... 1657...
Promień latarki blondyna wrócił gwałtownie na tabliczkę z datą 1657. Był obok tej daty krzyżyk.
„Pewnie ktoś zmarł wcześniej a gdy wybudowano grobowiec został przeniesiony do wspólnego miejsca spoczynku” – pomyślał długowłosy i postanowił nie wspominać o tym pozostałym. Wędrowali tak jeszcze około pół godziny, gdy natrafili wreszcie na ścianę z cegieł; taką samą, jaka zagradzała z jednej strony grobowiec, przez który tutaj weszli. Zatoczyli pełne koło.
Blondyn usiadł i zapalił papierosa. To samo zrobili Majka i brunet.
- No i co? Wracamy? – Spytał ciemnowłosy chłopak.
- Spalimy i wracamy. – Powiedział spokojnie długowłosy.
- Całkiem niezłe te grobowce. – Powiedziała dziewczyna. – Może pozbieramy te sreberka, które znaleźliśmy?
- Ani mi się waż! – Warknął blondyn. – Ja jestem przesądny i nie chcę ściągnąć na siebie gniewu zmarłych.
Wyraz jego twarzy dobitnie mówił, że dyskusja na ten temat dobiegła końca.
Wstał, otrzepał spodnie z kurzu i pstryknął papierosem, który odbił się od ściany sypiąc iskrami.
-Chodź, Tomek. – Powiedział do bruneta. – Zabieramy się stąd.
- Poczekaj chwilkę. – Odparł chłopak podnosząc się z klepiska. – Chcę jeszcze zrobić fotkę bo nigdy nam nie uwierzą, że tu byliśmy.
Wyciągnął z etui aparat cyfrowy i majstrował przy nim przez chwilę ustawiając samowyzwalacz.
-Ustawcie się pod tą ścianą, bo nie mam na czym postawić aparatu i musi być daleko od nas.
To mówiąc ściągnął cyfrówkę z szyi i podszedł w przeciwległy koniec obszernej sali. Ustawił aparat delikatnie na ziemi, sprawdził wyświetlacz i podbiegł do Majki i długowłosego.
Przez chwilę panowała kompletna cisza. Wszyscy wstrzymali oddech wyczekując oślepiającego błysku flesza. Po kilku sekundach aparat zamrugał czerwonym światełkiem, po czym kilkakrotnie błysnęło światło lampy. Zapanowały ciemności.
-Ale jazda. Nic nie widzę! – Krzyknęła piskliwym głosem Majka.
-Uspokój się i poczekaj chwilę aż ci się wzrok do ciemności przyzwyczai. – Powiedział spokojnie blondyn.
-Wkurza mnie czasem twoje opanowanie, Marcin, wiesz? – Odwarknęła dziewczyna.
Po chwili wzrok zaczął wracać do normy. Kontury pomieszczenia wyłoniły się z mroku. Tomek odetchnął z ulgą i poszedł w stronę aparatu. Podniósł go z ziemi i wciągnął głęboko powietrze. Majka i Marcin obrócili się w stronę kumpla.
-Co jest? – Spytał blondyn.
-Sam zobacz. – Odparł Tomek trzęsącym się z przerażenia głosem.
Marcin podszedł do swojego kumpla. Majka, której udzieliło się przerażenie, kurczowo uczepiła się skórzanej kurtki chłopaka.
Długowłosy stanął za Tomkiem i spojrzał przez ramię kolegi na wyświetlacz aparatu.
- W dupę! Co to jest?! – Głos mu się załamał na ostatnim wyrazie.
-Nie róbcie sobie jaj! – Dziewczyna odgarnęła trzęsącą się ręką przylepione do spoconego czoła rude włosy. – Nie lubię, gdy tak idiotycznie się zgrywasz. Marcin, między nami może być koniec, jeśli natychmiast nie przestaniesz!
Jej głos z każdym wypowiedzianym słowem osiągał coraz wyższe rejestry. Dziewczyna zaczęła wpadać w histerię. Chłopcy jednak patrzyli w ekran wyświetlacza jak zahipnotyzowani, zdając się nie słyszeć krzyków przerażonej dziewczyny.
-Słyszycie, co do was mówię, skurwiele?! – Po policzkach ciekły jej łzy przerażenia. – Koniec z nami, Marcin! Rozumiesz!
Ostatnie zdanie przeszło w niemal niezrozumiały szloch. Dziewczyna opadła na kolana i zaniosła się płaczem. To chyba ocuciło Marcina i Tomka, gdyż podbiegli do niej i zaczęli ją uspokajać. Blondyn podniósł jej zapłakaną twarz i mocno pocałował w usta. Objęła go i przytuliła szlochając cały czas głośno i spazmatycznie. Tomek odszedł o krok zostawiając ich samych sobie. Jednak nadal był przestraszony tym, co zobaczył na wyświetlaczu aparatu. Nerwowo kręcił młynki palcami, a nie mogąc się uspokoić wyciągnął papierosa i odpalił go.
Nagle w blasku zapalniczki zobaczył twarz! Tak blisko swojej ludzką twarz: Siwe włosy, brwi i rzęsy, które okalały czarne jak smoła oczy. Skóra była sino – szara, jakby wykuta z marmuru, twarz pociągła, ładna, kobieca. I te oczy, czarne jak otchłań.
Papieros wysunął się z kącika ust.
Maja łkała nadal nie mogąc się uspokoić, a jej łzy spływały po czarnej motocyklowej kurtce Marcina, który gładził ognisto rude włosy dziewczyny. Szeptał jej do ucha słowa otuchy, gdy nagle tą jednostajną ciszę przerwał trzask upadającego na kamienną posadzkę aparatu.
Dziewczyna wrzasnęła jak opętana i rzuciła się w tył odpychając Marcina od siebie. Zdezorientowany chłopak szybko obrócił się i skierował światło latarki w głąb pomieszczenia.
Pod przeciwległą ścianą stała smukła postać, trzymająca w muskularnych ramionach Tomka. Była to niewątpliwie kobieta, o pięknej figurze i srebrzystych włosach sięgających niemal do pasa. Jej skóra przypominała kolorem szary, żyłkowany na czarno marmur. Jej czarne jak najczarniejsze odmęty oceanu oczy wpatrywały się w rozchylone usta nieprzytomnego chłopaka. Ubrana była w przedziwny strój, przywodzący na myśl skąpo odziane wojowniczki z obrazów Luisa Royo.
Majka i Marcin wpatrywali się w rozgrywającą się przed nimi scenę z niemym przerażeniem. Po chwili owa szara kobieta uśmiechnęła się, wysunęła język i przesunęła nim po wargach nieprzytomnego Tomka, po czym wpiła się w nie gorącym pocałunkiem. W pomieszczeniu rozległ się cichy, narastający z każdą sekundą pisk. Przerażona para zakryła uszy dłońmi. Nie mieli pojęcia, jak długo trwał ten dźwięk, ale zdawało im się, że całą wieczność. Gdy się skończył Marcin z przerażeniem stwierdził, że z uszu jego dziewczyny sączy się krew.
Szara kobieta zniknęła gdzieś. Pod przeciwległą ścianą leżał na granitowej posadzce nieprzytomny Tomek. Majka pierwsza odzyskała sprawność ruchów i podpełzła do niego na kolanach.
-Co ci jest? – Spytała, próbując bezskutecznie ocucić leżącego bez ruchu chłopaka.
Nie ruszał się i nie dawał znaku życia.
- Co ci, kurwa, jest!? – Majka znów była bliska histerii.
Coś szurnęło w korytarzu prowadzącym w głąb katakumb. Dziewczyna odwróciła się tak gwałtownie, że aż przysiadła na zimnym granicie posadzki. Miała krótką spódniczkę. Zimny kamień nieprzyjemnie wpijał się chropowatą powierzchnią w jej pośladki.
Znowu coś zaszeleściło z głębin grobowca. Dziewczyna odruchowo przysunęła się do nieprzytomnego Tomka. Nagle zimna dłoń spoczęła na jej karku. Wrzasnęła przerażona i odwróciła się gwałtownie strzepując ją z siebie. To Tomek budził się powoli mamrocząc coś pod nosem. Marcin przysunął się w ich kierunku. Z korytarza nadal dobiegały jakieś odgłosy, jakby ktoś starał się skradać.
- Musimy się stąd wydostać. – Oznajmiła łamiącym się z przerażenia głosem Majka. – Nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej. Nie chcę wiedzieć co to było; mam nadzieję, że nasza halucynacja. Wynośmy się stąd.
Jej chłopak pokiwał energicznie głową.
Przerzucił rękę na wpół przytomnego kolegi przez ramię i z niemałym trudem podźwignął go do pionu. Majka zebrała rozrzucone na ziemi latarki i roztrzaskany aparat Tomka. Ruszyli w ciemności grobowców.
Nie wiedzieli jak długo szli. Tomek cały czas coś mamrotał pod nosem, ale przebierał nogami, co znacznie ułatwiało mozolną wędrówkę. Majka trzymała się blisko nich starając się oświetlić wszystko dokoła co sprawiało, że co raz to dziksze cienie wyłaniały się w błyskach światła tańcząc opętańczo na ścianach i sklepieniu katakumb. Cichutkie szuranie ich stóp niosło się echem po korytarzach i kryptach sprawiając wrażenie, że podążają za nimi dziesiątki postaci.
- Muszę odsapnąć. – Powiedział w końcu Marcin. – On jest ciężki... Nie dam rady dłużej...
Posadził delikatnie Tomka na ziemi i oparł go o zimną ścianę grobowca.
Spojrzał w górę. W szczelinach między płytami granitu dostrzegł szare smugi. Na powierzchni wstawał dzień.
- Nie możemy tutaj siedzieć, musimy natychmiast iść! – Majka była na skraju wyczerpania, niemal szalała z nerwów.
- Wszystko będzie dobrze. – Rozległ się w ciemności głos Tomka.
- Kurwa, bracie, jak to dobrze, że oprzytomniałeś! – Uradowany Marcin ujął dłoń kumpla.
Majka skierowała światło latarki na chłopaków, aby mogli się łatwiej pozbierać.
Nagle ciszę grobowca rozdarł przeraźliwy, nieludzki skowyt! Wrzask tak potworny, że mroził krew w żyłach. Marcin puścił rękę kumpla i obrócił się w kierunku swojej dziewczyny. To ona wrzeszczała tak potwornie a jej twarz wykrzywiał paroksyzm niewyobrażalnego przerażenia. Jej wychodzące z orbit oczy wpatrywały się w Marcina.
Blondyn zdezorientowany i przestraszony spojrzał po sobie i po chwili zrozumiał, co tak przeraziło Majkę. Obrócił się powoli w stronę Tomka, który spoglądał na niego czarnymi jak bezdenna otchłań oczami. Po chwili po katakumbach rozniósł się potworny pisk, a zaraz po nim następny...