Piosenka wieczorna
tyle się mieści krzyków
w ciałach i twarzach
zdjętych przerażeniem
lęk zawisł jak opar
mglistą iluzją
nad głową
lśni pęknięty księżyc
bladośc z niego spływa
światłem w otchłań
w purpurową toń rzucone
wszystkie słowa poezji
przez którą śmierć
przemawia szeptem
słyszę wycia znajome
jęk przeciąga się
w melodię mgieł
muzyką kołujących
jakby strach
można było wyśpiewać
wprost do nieobecnego nieba