Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Pig Destroyer - Prowler In The Yard

Co prawda złote lata grindcore'u mamy już dawno za sobą, ale jest jeszcze kilka zespołów, które z niekrytą radością kultywują "śmierdzącą" tradycję. I całe szczęście, że są jeszcze takie kapele jak Pig Destroyer. Już pierwszy album formacji "Explosions In Ward 6" wzbudził u mnie nie małe poruszenie. I choć były to uczucia mieszane, a to przede wszystkim ze względu na słabą produkcję, to nazwą kapeli utkwiła w mej pamięci na dłużej.

"Prowler In The Yard" to druga płyta amerykańskiej hordy dowodzonej przez Scotta Hulla. I tym razem, już nie ma zmiłuj. Słuchając płyty nie można oprzeć się wrażeniu, że grupie udało się zakląć w tych kilku dźwiękach (krążek trwa 36 minut), całą swoją wściekłość i frustrację, że to co wychodzi spod palców muzyków to krew zmieszana z grindcore'ową nawałnicą. To nie jest wykwintne danie, a raczej ochłap ociekającego krwią steku, który od razu nam nie zasmakuje. Jeśli, więc miałbym być szczery to do tego typu muzyki, należy podejść z ogromną dozą cierpliwości. "Prowler In The Yard" to wydawnictwo, które nie zniewoli nas już przy pierwszym odsłuchu. Tutaj sprawy mają się troszkę inaczej. Brak basisty, sprawił iż "środek ciężkości" wypada w zupełnie innym punkcie niż u innych przedstawicieli gatunku. W tym upatrywałbym, klucz do zrozumienia stylu Pig Destroyer. Na pocieszenie (dla mniej wprawionych), warto wspomnieć o produkcji, która uległa wyraźnej poprawie. Zrozummy się jednak dobrze - aby "dokopać się" do sedna, należy samemu przełamać opory i poświecić troszkę czasu tej płycie.

Zespół bardzo, często zapuszcza się w nerwowe rejony - najlepszym przykładem niech będzie kompozycja "Hyperviolet". Z kolei najbardziej rozbudowanym, wręcz epickim (jeśli można użyć tego słowa w przypadku tej kapeli) kawałkiem jest "Starbelly". Rozpoczyna się on jakąś plątaniną chorych gitarowych dźwięków, miarowo rozwijając się aż do przygniatającego finału. Zupełnie z innej beczki - tym co mnie osobiście powaliło na "Prowler In The Yard" są wolne partie, w których to muzycy prezentują unikalne zaplecze techniczne. Szczególne brawa należą się perkusiście. Ogromny wysiłek fizyczny jaki włożył on w ten krążek, czuć jest wprost fizycznie. Całość wieńczy fenomenalny utwór "Piss Angel" oparte na ciętych, niezwykle technicznych riffach i wściekłym, choć miarowym ataku perkusisty.

I tak, chcąc - nie chcąc dochodzimy (zazwyczaj) do wniosku, że Pig Destroyer na poletku grindcore'owym tym albumem wyznaczyła nową jakość. Bazując na konkretnej stylistyce i doświadczeniu wyniesionym z poprzednich formacji, opracowała zupełnie nowy kierunek swojej muzyki. Polecam wszystkim miłośnikom nieco trudniejszych, ale jakże miłych w odkrywaniu dźwięków.

Tracklista:

01. Jennifer
02. Cheerleader Corpses
03. Scatology Homework
04. Trojan Whore
05. Ghost Of A Bullet
06. Heart And Crossbones
07. Strangled With A Halo
08. Intimate Slavery
09. Mapplethorpe Grey
10. Evacuating Heaven
11. Tickets To The Car Crash
12. Naked Trees
13. Sheet Metal Girl
14. Preacher Crawling
15. Pornographic Memory
16. Murder Blossom
17. Body Scout
18. Snuff Film At Eleven
19. Hyperviolet
20. Starbelly
21. Junkyard God
22. Piss Angel

Wydawca: Relapse Records (2001)

 

Komentarze
Harlequin : Niop, kawał dobrego, grindowego miecha, choc chyba jednak wole "Phantom...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły