Aż trzy lata Scott Hull kazał czekać na kolejną
porcję perfekcyjnie wykonanej rzezi. Po świetnym "Terrifyer" fani
ekstremalnego grania niczym wygłodniałe wilki wypatrywały kolejnego
wydawnictwa Pig Destroyer. W końcu dostaliśmy album, który śmiało można
uznać, za jedno z lepszych, jak nie najlepsze ekstremalne wydawnictwo
ubiegłego roku.
"Phantom Limb" gdyż tak zatytułowano album jest
albumem konceptualnym. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, ze
mamy do czynienia z grindcorem. Teksty (za wyjątkiem utworu "Girl In The Slayer Jacket") opowiada wzruszająca historię pary, w której
dziewczyna umiera, a zrozpaczony amant odkopuje jej zwłoki i odcina
dłoń, aby jego ukochana była cały czas przy nim. Niestety jego smutek i
rozterki doprowadzają go do samobójstwa. Na album składa się 14
kawałków zamkniętych w pół godzinie sieczki.Na wejściu trzeba powiedzieć, że album ten różni się od "Terrifyer". Zacznę chyba od tego, że "Terrifyer" był bardzo technicznym albumem, ale niekoniecznie posiadającym ten oldschoolowy brud. Na "Phantom Limb" nie akcentowano już tak mocno techniczności, choć nadal jest ona na bardzo wysokim poziomie. Poprzednia płyta była także szalenie agresywna - tutaj natomiast tej agresji jest jakby mniej, pomimo, że materiał jest szybszy. Zmianie uległy także wokale - nie są tak wściekłe jak na poprzedniej płycie. Mając taki zarys można pomyśleć, że dostaliśmy kiepskie wydawnictwo. Całe szczęście Pig Destroyer zrobił coś bardzo mądrego - napisał dobre, urozmaicone kawałki - bardziej urozmaicone niż na "Terrifyer". Miejscami jest więc technicznie w bosko newschoolowym stylu, miejscami jest czadowo i prosto. Materiał jest bardzo chwytliwy i powoduje, że głowa się buja. Co więcej brzmienie płyty jest potężne. Tym razem nie miałem wrażenia, ze gitarom brakuje mocy - Niszczyciel Świń zaserwował nam kawał zgniłego soczystego mięcha. Zaskoczeniem może być fakt, że mamy tu aż 5 utworów trwających powyżej 3 minut - na pewno świadczy to o jakiejś progresji i ewolucji muzycznej
"Phantom Limb" to pyszna grindcore'owa uczta, którą wieńczy mocarny "The Machete Twins" niszczący wszystko co znajduje się dookoła. Czwarta płyta tej formacji to prawdziwe arcydzieło gatunku, choć śmiem twierdzić, że stać tych muzyków jeszcze na więcej. Śmiało można postawić ten album obok takich perełek jak "Necroticism" Carcass czy "Anomalies" Cephalic Carnage. Dzikość, wściekłość, werwa, nonszalancja - czego więcej chcieć od grindcore'u?
Tracklista:
01. Rotten Yellow
02. Jupiter's Eye
03. Deathripper
04. Thought Crime Spree
05. Cemetery Road
06. Lesser Animal
07. Phantom Limb
08. Loathsome
09. Heathen Temple
10. Fourth Degree Burns
11. Alexandria
12. Girl In The Slayer Jacket
13. Waist Deep In Ash
14. The Machete Twins
Wydawca: Relapse Records (2007)
cross-bow : Skad wzieliscie ta plyte. ja w internecie moge znalezc kilka kawalkow, a w sprz...
Harlequin : Jak nie ma jak jest :) nawet na allegro znajdziesz :) ja sobie nawet zafunduje zar...
Harlequin : Dawno nie słuchałem krążku,który niósł by ze soba tak potęzn...