Dwa ostatnie albumy Paradise Lost (“Paradise Lost” oraz “In Requiem”) całkowicie mnie rozczarowały i przez chwilę pomyślałem nawet, by na Brytyjczykach postawić przysłowiowy krzyżyk i nie zaprzątać sobie więcej głowy ich kolejnymi premierami płytowymi. Jednak jako miłośnik ich wcześniejszego dorobku, który zdarł niejedno kasetowe wydanie „Shades Of God”, „Icon” czy „Host”, kilka miesięcy po premierze płyty “Faith Divides Us- Death Unites Us” postanowiłem jednak zaopatrzyć się w najnowsze dzieło „Raju Utraconego”. Po wielokrotnym przesłuchaniu recenzowanego albumu muszę z przykrością stwierdzić, że muzycy Paradise Lost po raz kolejny (trzeci) rozczarowali.
Dwa ostatnie albumy Paradise Lost (“Paradise Lost” oraz “In Requiem”) całkowicie mnie rozczarowały i przez chwilę pomyślałem nawet, by na Brytyjczykach postawić przysłowiowy krzyżyk i nie zaprzątać sobie więcej głowy ich kolejnymi premierami płytowymi. Jednak jako miłośnik ich wcześniejszego dorobku, który zdarł niejedno kasetowe wydanie „Shades Of God”, „Icon” czy „Host”, kilka miesięcy po premierze płyty “Faith Divides Us- Death Unites Us” postanowiłem jednak zaopatrzyć się w najnowsze dzieło „Raju Utraconego”. Po wielokrotnym przesłuchaniu recenzowanego albumu muszę z przykrością stwierdzić, że muzycy Paradise Lost po raz kolejny (trzeci) rozczarowali. Na „Faith Divides Us- Death Unites Us” brytyjski kwintet zaprezentował nam „metalowe” oblicze nawiązujące do swojego dorobku z okresu „Shades Of God” czy „Icon”. Zespół, na recenzowany album, skomponował 10 bardzo dobrych kompozycji, które biją na głowę to co znalazło się na dwóch poprzednich albumach. Nick Holmes na spółkę z gitarzystami (Gregiem Mackintoshem oraz Aaronem Aedym) jak niegdyś skutecznie wprowadza słuchacza w swoistego rodzaju melancholijno - cierpiętniczy nastrój. Swoje robią także pozostali muzycy, z których na szczególne wyróżnienie zasługuje sesyjny perkusista Peter Damin. Facet odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. Pozytywnie na zawartość muzyczną recenzowanego albumu wpływają również nieliczne, aczkolwiek niezwykle istotne „smaczkami” typu orkiestracje w „Last Regret”.
Na podkreślenie zasługuje również brzmienie „Faith Divides Us- Death Unites Us”. Jens Bogren zadbał o to, by całość brzmiała nowocześnie i naturalnie. Jednocześnie odpowiednio pokręcił gałkami i uwypuklił największe atuty zespołu: gitary i wokale Nicka.
Wszyscy, którzy dotrwali do tego momentu niniejszej recenzji, z pewnością zadadzą sobie pytanie o co gościowi chodzi? Niby jest fanem Paradajsów z okresu „Shades Of God” czy „Icon”, a stwierdza, iż rozczarowany jest albumem, na którym Brytyjczycy skutecznie nawiązują do ich najlepszego „metalowego” okresu? Otóż spieszę wyjaśnić, iż w muzyce zawartej na najnowszym albumie angielskiego kwintetu zabrakło mi niezwykle istotnego atutu, charakterystycznego dla twórczości Paradise Lost z okresu od „Lost Paradise” po „Symbol Of Life” - zaskoczenia. Brytyjczycy byli zespołem, który nie bał się progresji. Z albumu na album wprowadzali innowacje, które niejednokrotnie wprawiały fanów w zdumienie. Niezależnie czy była to progresja ewolucyjna („Draconian Times”- „One Second”) czy progresja rewolucyjna („One Second”- „Host”) wpływała ona ożywczo na muzykę. Niestety od wydania „Paradise Lost” zespół wydaje się robić wszystko, by zadowolić najliczniejszą grupę swoich fanów przyzwyczajonych do metalowego oblicza grupy. Ja zaliczam się do grona (być może nielicznego) tych, którzy twórczą odwagę Paradajsów z okresu chociażby „Host” cenią sobie wyżej niźli obecnie serwowany powrót do metalowych korzeni.
Parafrazując jeden z literackich cytatów zaczerpniętych od niejakiego Gombrowicza stwierdzić należy, iż „Paradise Lost wielkim zespołem był i jest”. Niestety obecnie wyłącznie za wcześniejsze zasługi. Na recenzowanym albumie (podobnie jak na dwóch poprzedzających go płytach) Brytyjczycy zamiast wyznaczać nowe standardy w muzyce zadowolili się nawiązaniem do czasów swojej świetności. Zaprzestali swojego bezkompromisowego progresu znanego z tak kontrowersyjnych płyt jak chociażby „One Second” czy w szczególności „Host”. I w niczym nie poprawia mi humoru fakt, iż jest to i tak najlepszy album zespołu od czasów „Symbol Of Life”.
1. “As Horizons End”
2. “I Remain”
3. “First Light”
4. “Frailty”
5. “Faith Divides Us- Death Unites Us”
6. “The Rise Of Denial”
7. “Living With Scars”
8. “Last Regret”
9. “Universal Dream”
10. “In Truth”
Wydawca: Century Media (2009)
zsamot : ;) A co do płyty, dla mnie rewelacyjny kawał Muzyki, nagrany z pasją...
oki : NIE LUBIĘ POWROTÓW DO PRZESZŁOŚCI
oki : no załóżmy (czysto hipotetycznie bo osobiście tak nie uważam) że...