Bardzo melodyjny heavy metal, choć wokalista sam o swojej kapeli mówi,
że grają po prostu rocka. Ozzy Osbourne, bo o nim mowa, rozpoczął
solową karierę w 1981 roku, kiedy parę lat po rozstaniu z Sabbathami (u
których ówcześnie śpiewał Ronnie James Dio) zalewał się i zaćpywał
szukając w międzyczasie muzyków do swej kapeli Blizzard Of Ozz. A tak a
propos wprowadzania się w ponadprogramowe stany świadomości, to cud
w ogóle, że ten człowiek jeszcze żyje. Pomogła mu bardzo jego obecna
żona, wyciągając go praktycznie za szmaty z szamba, w które się
wpakował, a było naprawdę ciężko.
W każdym razie Ozzy'ie zabrał
się za kompletowanie kapeli i trzeba mu przyznać, że do tego miał
ogromny talent, większość muzyków (zwłaszcza wioślarzy) była genialna
(niektórzy R.I.P), a pozostała po prostu też świetnie dawała czadu.
Powrócił do Anglii i planował swoją kapelę nazwać Son Of Sabbath, ale
stanęło na wspomnianym Blizzardzie. Najpierw przyłączył do ekipy basistę
i tekściarza w jednej osobie, był nim Bob Daisley, wcześniej
udzielający się w Rainbow. Do Londynu ściągnięto spotkanego wcześniej
niewysokiego mistrza sześciostrunowego instrumentu szarpanego,
Randy'ego Rhoads'a (poprzednio w Quiet Riot). Ozzy: "Tak się niestety
złożyło, że byłem akurat nawalony jak cholera, kiedy się zjawił. No
wiesz, nie wiedzialem, co się wokół dzieje. Ktoś mnie obudził i
powiedział: "Już tu jest!". No więc spojrzałem na niego, a on zaczął grać
przez ten swój malutki wzmacniacz. Nawet mimo tego, że ledwie
kontaktowałem, kompletnie mnie oszołomił. Powiedziałem mu, żeby
przyszedł następnego dnia i że ma tę robotę". Były członek Uriah Heep
usiadł za bębnami, a całości do pełnił Don Airey, zjawiając się na
nagraniach i działając na klawiszach.W takim składzie powstał debiutanci krążek solowego projektu Osbourne'a zatytułowany tak jak nazwa kapeli. Każdy numer na tym albumie jest swojego rodzaju perełką, z "Crazy Train" i "Goodbye To Romance" na czele, że nie wspomnę o genialnym instrumentalu komponowanym przez Randy'ego dla matki, Dee. Intro do "Mr. Crowleya" przypomina "ponadczasowy bit" z polskiego serialu "Zmiennicy", a sam utwór również należy do kanonu kawałków granych do dziś na koncertach. A wracając do "Goodbye...", to jest to swoisty hymn pożegnalny dla Sabbathów i zarazem wprowadzający Ozza w nowy okres w życiu. Wykonywał go nawet podczas swojego ślubu z Sharon Arden 4 lipca 1982. Jest też tam kawałek "Suicide Solution", który "doprowadził" do samobójczej śmierci Johna McColluma, nastolatka ze Stanów, a w konsekwencji Ozza do sądu...
Rok później (1981) w październiku została wydana druga płyta "Diary Of Madman" z kolejną porcją niesamowitych czarnych perełek. Była to niestety ostatnia sesja nagraniowa dla Rhoads'a. Świat żywych utracił go na zawsze w 1982, 19 marca na Florydzie, po idiotycznym wypadku samolotowym. Mianowicie podczas podróży między koncertami, kierowca autobusu zatrzymał się by odpocząć. A jako, że nieopodal znajdowało się lonisko awionetek, a i że kierowca ów był również pilotem, postanowił rozerwać się trochę w powietrzu. Zabrał ze sobą dwie osoby i zrobił kilka okrążeń, spokojnie wylądował i po jakimś czasie (a może od razu) znów go naszło na lot. Wtedy udało mu się jakoś namówić Rhoads'a oraz pannę Youngblood na podróż bliżej nieboskłonu. Było to w zasadzie bardzo dziwne, gdyż Randy raczej bał się latać, ale jednak się zdecydował, a pilot poderwał maszynę do góry. Należy też wspomnieć, że pilot akurat pokłócił się z żoną (która też tam była, tylko na ziemi) i postanowił ją nastraszyć. I mu się, kurwa udało!!! Kolejne kółka robił coraz to niżej i niżej, aż w końcu zahaczył o autokar zespołu, w którym zresztą spał Ozzy. Obudzony wstrząsem i dźwiękiem eksplozji po chwili oszołomiony wybiegł na zewnątrz i gdy się dowiedział, co się stało, pobiegł w płomienie. Okazało się, że pilot, po zahaczeniu o autobus, stracił kontrolę nad machiną latającą i uderzył w budynek nieopodal. Pewne źródła donoszą, że Ozzy wytargał jeszcze jakiegoś staruszka z tego domu, ratując mu tym samym życie. Randy jednak zginął, a planeta Ziemia straciła niesamowitego gitarzystę, była to naprawdę niepowetowana strata dla kręgów muzycznych. Prawdę mówiąc, to Randy chciał porzucić zespół i zająć się gitarą klasyczną, bo już aktywnie działał w jakiejś szkole muzycznej.
Ozzy też ciężko to przeżył... po prostu depresja. Nie miał ochoty szukać kolejnego wioślarza i nagrywać następnych albumów, załamał się, ponieważ był bardzo z Randym zżyty, to nie był tylko niepowtarzalny instrumentalista lecz również (a raczej przede wszystkim) niezastąpiony przyjaciel i kompan. Jednak Osbourne miał podpisany kontrakt na jeszcze jeden krążek. Tak więc zmuszony przez wytwórnię postanowił nagrać koncertówkę; znalazł się gitarzysta (niezbyt porywający swoją grą Brad Gillis) i zespół nagrał Speak [Talk, nazwa zależy od miejsca wydania: Stany, Europa, czy też Japonia] To The Devil, 26-27 września '82 w nowojorskim Ritz Club. Znalazły się na nim wyłącznie numery Black Sabbath, bo Ozz był na tyle przepełniony bólem, że nie zamierzał grać nic, co powstało wspólnie z Randym. A i tak były to raczej kiepskie występy, bo frontman był całkowicie pozbawiony formy i znużony.
Jake E. Lee, tak się nazywał nowy gitarzysta. On i Tommy Aldrige (perkusja) dołączyli do zespołu i wydali w 1983 (2 grudnia) "Bark At The Moon". Nie ukrywam, materiał, który się tam znalazł jest ciekawy, a przede wszystkim INNY od poprzednich, o co Ozzy'emu przecież chodziło. Z Jake'm nagrali jeszcze "The Ultimat Sin" (1986), bardzo sympatyczny album, raczej spokojny i niesłusznie chyba uważany za kiepski, a nawet najgorszy w całej karierze.
1987 rok wydał się odpowiedni dla Ozza, by przypomnieć mistrzostwo gry Randy'ego. Uczcił jego pamięć, wydając na świat "Tribute", zawierający koncertowe nagrania z czasów pierwszych dwóch płyt oraz studyjne podejścia Rhoadsa do "Dee".
W 1988 przyszła pora na kolejną zmianę. Nowy gitarzysta, młodziutki Zakk Wylde, pokazał pazur już na otwierającym "No Rest For The Wicked" kawałku. Powalająca moc rozentuzjazmowanej gitary wprowadziła na nowy tor życie kapeli. Rozpoczął się kolejny jej etap, nowa era, możnaby nawet powiedzieć, w której Ozz walczył z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, co przejawiło się w numerze "Demon Alcohol". Osbourne mówił w tym czasie: "Nawalam się, serwuję sobie odlot. Co jest, do cholery złego w tym, że ktoś się nawali?" Jednak jako AA stwierdził: "Wiem tylko, że jestem alkoholikiem i mam na imię Ozzy. I muszę coś zrobić, żeby powstrzymać chorobę. Bo albo zabiję siebię, albo kogoś innego, albo zwariuję... To weszło już w taki etap, że nie upijam się już na wesoło, tylko tratuję wszystkich i wszystko, co spotkam na swojej drodze, jak buldożer. Sam już nie wiem co robię i jaki właściwie jestem. Sharon mówi, że boi się mnie jak teraz widzi, że piję. To dotyka całą moją rodzinę, przyjaciół i wszystkich którzy dla mnie pracują". Terapia ta była spowodowana tym, że nasz bohater próbował zabić swą żonę i w rezultacie wylądował w areszcie chyba na dwie doby. Sharon jednak wycofała pozew i Ozzman wrócił do domu, pod warunkiem trzymiesięcznej abstynencji od używek w odpowiednim ośrodku.
W 1990 zostaje wydana koncertowa EPka z Geezerem Butlerem na basie, jeszcze w tym samym roku pojawiła się pierwsza kompilacja poprzednich utworów "Ten Commandments". Przed wydaniem kolejnego studyjnego albumu Ozz udzielał się w amerykańskim serialu "Parkeer Lewis nigdy nie przegrywa" oraz doznał kontuzji podczas wykonywania swoich sławetnych "żabich skoków".
Skupmy się jednak na "No More Tears" (1991), czyli wspomnianym wydawnictwie. Bo jest o czym mówić, ponoć była to całkowicie "trzeźwa" płyta, którą niektórzy uważają za apogeum jego działalności solowej. Nie ukrywam, jast tam wiele mocnych numerów, z których "Mama, I'm Comming Home" dostała MTV Music Award; "I Don't Want To Change The World" też chyba było nagradzane. Tutaj Zakk pokazuje prawdziwą klasę i więcej doświadczenia, nie odsłania wszystkich kart już w pierszym numerze. Spokojnie wprowadza w klimat, by w środku dokopać gdzieś z zaskoczenia. W czym zresztą wspaniale pomaga mu Mike Inez (toż to późniejszy Alice'owiec) zwłaszcza w tytułowym kawałku.
Mimo to, Ozz, wykończony ciągle atakującymi go przez ponad 20 lat decybelami, postanawia wycofać się z życia publicznego, wieńcząc swą karierę trasą trwającą od czerwca do połowy listopada, gdzie pod koniec pojawili się Sabbath'ci i wymietli publikę półgodzinnym występem. W '93 ukazał sie podwójny album z materiałem zarejestrowanym podczas tej trasy.
Niejeden fan nie wierzył w zbyt długą emeryturę swego idola i się nie pomylił. Już w 1995 roku Osbourne miał dość nudy i pojechał do Paryża coś nagrać. Stworzył nawet conieco ze Steve'em Vai'em oraz niezawodnym Bobem Daisleyem i Deanem Castronovo jako pałkerem. Zrezygnował jednak z tego projektu, twierdząc, że nie tego się spodziewał. Vai'a zamienił na Wylde'a a Daisleya na kompana z Sabbath, Gezzera. Ruszyła produkcja "Ozzmosis", jednego ze spokojniejszych krążków (jednak nie do końca, gdyż tu właśnie znajduje się "Perry Mason), a spokojniejszych dlatego, iż Ozz obawiał się śmierci. Jakiś porąbany lekarz postawił złą diagnozę i powstało "See You On The Other Side" - dla Sharon.
Po okresie koncertowania, gdzie zmieniał się nieco skład Wylde-Joe Holmes, który "gra jak skurwysyn", oraz Butler-Robert Trujillo, zapoczątkowany został w 1996 roku Ozzfest, jeden z największych festiwali objazdowych. Po wspólnych koncertach z Sabbath (naturalnie w pierwotnym składzie) i wydaniu z nimi "Reunion" w 1998 roku, Ozz powoli znów oddala się w cień, by w 2001 roku zaskoczyć swych wiernych, a teraz może i nowych, fanów albumem "Down To Earth". Nazwa nawiązuje do jednej z pierwszych nazw Black Sabbath, czyli właśnie Earth. Do ekipy wrócił Wylde i poza tym jeszcze nastąpiła zmiana bębniarza - pojawił się pamiętany z szlachetnego Faith No More Mike Bordin, na basie pozostał zwierzak Trujillo (tak wogóle to ta dwójka udzielała się z Jerrym Cantrellem w jego solowych projektach). Co do samego materiału muzycznego, to poza energetycznym "Gets Me Through" oraz sentymentalnym "Dreamerem" nie ma się za bardzo co zachwycać. No może poza Black Illusion, to też świetny numer.
Jeszcze parę lat później wydał koncertówkę "Live At Budokan" (2002) oraz dwie kompilacje: The Essential (2003) i "Prince Of Darkness (2005) oraz albumy: "Under Cover" (2005) i "Black Rain" (2007). No i na tym kończy się, jak na razie, kariera genialnego muzyka, który prawie na niczym nie potrafi grać, a mimo to miał wielki, żeby nie powiedzieć ogromny, wkład w rozwój muzyki końca XX wieku.
Skład:
Ozzy Osbourne - wokal
Zakk Wylde - gitara elektryczna
Rob "Blasko" Nicholson - gitara basowa
Mike "Puffy" Bordin - perkusja
Byli członkowie zespołu:
John Sinclair - instrumenty klawiszowe
Don Airey - instrumenty klawiszowe
Randy Rhoads - gitara elektryczna
Bernie Torme - gitara elektryczna
Brad Gillis - gitara elektryczna
Jake E. Lee - gitara elektryczna
Steve Vai- gitara elektryczna
Alex Skolnick - gitara elektryczna
Joe Holmes - gitara elektryczna
Jerry Cantrell- gitara elektryczna
Bob Daisley - gitara basowa
Rudy Sarzo - gitara basowa
Phil Soussan - gitara basowa
Mike Inez - gitara basowa
Geezer Butler - gitara basowa
Robert Trujillo - gitara basowa
Jason Newsted - gitara basowa
Chris Wyse - gitara basowa
Lee Kerslake - perkusja
Tommy Aldridge - perkusja
Carmine Appice - perkusja
Randy Castillo - perkusja
Deen Castronovo - perkusja
Dyskografia:
01. Blizzard Of Ozz (1980)
02. Diary Of A Madman (1981)
03. Mr. Crowley (Live EP) (1981)
04. Speak Of The Devil (Live) (1982)
05. Speak Of The Devil (VHS) (1982)
06. Bark At The Moon (1983)
07. The Other Side Of Ozzy Osbourne (Compilation) (1984)
08. Bark At The Moon (VHS) (1985)
09. The Ultimate Sin (1986)
10. The Ultimate Ozzy (VHS) (1986)
11. Tribute: Randy Rhoads (Live) (1987)
12. Ozzy Osbourne/Randy Roads (Compilation) (1987)
13. No Rest For The Wicked (1988)
14. Bible Of Ozz (Box) (Compilation) (1988)
15. Wicked Videos (VHS) (1988)
16. Best Of Ozz (Compilation) (1989)
17. No More Tears (Demo) (1989)
18. Just Say Ozzy (Live) (1990)
19. Ten Commandments (Compilation) (1990)
20. Just Say Ozzy (EP) (1990)
21. The No More Tears Demo Sessions (Demo) (1992)
22. No More Tears (1992)
23. Don't Blame Me (VHS) (DVD) (1992)
24. Live And Loud (Live) (1993)
25. Live & Loud (VHS) (DVD) (1993)
26. Ozzmosis (1995)
27. Best Ballads (Compilation) (1995)
28. Ozztory: Part One (Compilation) (1995)
29. Tio Basta (Compilation) (1995)
30. Greatest Hits (Compilation) (1996)
31. The Ozzman Cometh (Compilation) (1998)
32. Down To Earth (2001)
33. Live At Budokan (Live) (2002)
34. The Prince Of Darkness Documentary (VHS) (DVD) (2002)
35. Live At Budokan (DVD) (2002)
36. The Essential Ozzy Osbourne (Compilation) (2003)
37. Under Cover (2005)
38. Prince Of Darkness (Compilation) (2005)
39. Black Rain (2007)
Oficjalna strona internetowa: www.ozzy.com
MySpace: www.myspace.com/ozzyosbourne