„To była piękna piosenka o miłości, a my zrobiliśmy z niej megaszatański cover” mówi Tomasz Skaya, wokalista i basista zespołu Quo Vadis. Ekscentryczna przeróbka hitu Maanamu ukazała się na albumie zatytułowanym po prostu „Quo Vadis”, który został wydany 30 lat temu! O kulisach jego realizacji opowiada także gitarzysta, Jacek Gnieciecki.
Jak na tamte warunki wypadło to nieźle
Sesja nagraniowa odbyła się pod koniec 1990 roku w studio Akademickiego Radia Pomorze w Szczecinie i przebiegła dość sprawnie.
-Byliśmy dobrze przygotowani do nagrania tego materiału, wchodziliśmy do studia z konkretnymi utworami, z własnym już sprawdzonym sprzętem i jak na tamte warunki to uważam, że wypadło to nieźle. Wcześniej graliśmy już koncerty z tym repertuarem, więc widzieliśmy jaki jest odbiór ludzi, fanów i prasy, a z perspektywy czasu uważam, że mieliśmy już wtedy jakąś renomę, więc nagranie płyty tylko utwierdziło naszą pozycję – mówi gitarzysta, Jacek Gnieciecki, który uczestniczył w tych nagraniach.
Większość „na setkę”
- Wybraliśmy Akademickie Radio Pomorze, bo było jedynym w naszym zasięgu. W studio w Polskim Radio tylko jeden dzień kosztowałby wtedy tyle co cała sesja w ARP. Oczywiście wyposażenie techniczne było skromniejsze. Nagraliśmy płytę na ośmiośladowym magnetofonie, co dziś wydaje się wręcz niewyobrażalne, bo obecnie same tylko wokale zajmują mi tyle ścieżek. Wtedy zespół musiał być przygotowany na 150 procent żeby zaoszczędzić miejsca na tym wielośladzie i większość partii nagrywana była „na setkę” Zatem sama sesja wymagała dużego nakładu pracy, skupienia i kosztowała niemało stresu - mówi Tomasz Skaya, wokalista i basista zespołu, grający w nim, jako jedyny, od początku do dziś.
Teksty to bezsprzecznie bardzo ważny element tej płyty i można uznać, że przyczyniły się znacząco do jej sukcesu. Napisał je Mariusz „Bączek” Bączkiewicz, ówczesny gitarzysta zespołu.
- Jego spostrzeżenia dotyczyły tego co działo się wtedy w kraju. Ponieważ to było niedługo po upadku komunizmu, teksty są mocno upolitycznione (choćby „NKWD”), ale też „uspołecznione” jak „Wegetacja”, w której Mariusz opisał poczucie bezsensu i jakiegoś zapędzenia w kozi róg. „MONofobia” zaś, to coś w rodzaju protest songu. Obowiązkowa służba wojskowa, to był wtedy poważny problem dla muzyków. To były dwa lata wyjęte z życia, obcięte włosy, sprany mózg i z jednostki wracało się już innym człowiekiem...
Megaszatański cover
W kilku numerach na tej płycie trafimy na dość zaskakujące urozmaicenia. Np. pod koniec utworu „Monofobia” pojawia się odśpiewany chórem, fragment piosenki „Godzina piąta”, a „NKWD” otwiera początkowa część hymnu ZSRR. Najbardziej „odjechany” jest jednak niewątpliwie interpretacja utworu „Kocham cię, Kochanie moje”, znanego z repertuaru Maanam!
- To nasz ówczesny perkusista, Wojtek „Słaby” Słabicki, był odpowiedzialny za te niekonwencjonalne wstawki i zagrywki. On zaproponował by stworzyć taką nieoczywistą wersję „Kocahm Cię, Kochanie moje” To jest piękna piosenka o miłości a my zrobiliśmy megaszatański cover... Wpadliśmy na pomysł by dodać głosy ludzi i w ten sposób stworzyć rzekomy utwór koncertowy, a dziś, po 30 latach mogę przyznać, że to publiczność z występu ZZ Top – opowiada Skaya.
Marsz kościotrupów na okładce
Okładka płyty niewątpliwie przyciąga wzrok. Można powiedzieć, że dużo się na niej dzieje...
- „Bączek” był wtedy „szefem wszystkiego” i to on poddał pierwszy pomysł. Główny zamysł, to marsz kościotrupów, ni to żołnierzy, ni to „zomowców”. Potem został wymyślony sztandar, który szokował, bo zestawienie: Hitler Stalin Jaruzelski, budziło grozę... Poprosiliśmy mojego kolegę ze szkoły, Alexa Brzezińskiego by to narysował i on stworzył szkice, miał zapał, ale finału zabrakło. Dotarliśmy wtedy do Macieja „Kosy” Kosińskiego, który był bardziej zaawansowanym rysownikiem i i on stworzył już całość. My dodaliśmy jeszcze różne pomysły np. napisy na murach, kopulujace szkielety, szyldy... – mówi Skaya.
Płyta został wydana najpierw własnym sumptem przez zespół (w sierpniu 1991 roku) w formie winylowej oraz na kasecie magnetofonowej, a następnie, rok później, została wznowiona przez Baron Records. Przez kolejne lata co pewien czas pojawiały się jej nowe edycje na różnych nośnikach. Wciąż są fani, którzy chcą posiadać debiut Quo Vadis na swojej półce i kolejne nakłady tej płyty wyczerpują się. Są to nie tylko fani w Polsce czy w Europie, ale także... w Chinach!
Nieoczekiwana propozycja z Chin
- Akcja z Azją była nieoczekiwana – mówi Skaya – Dwa lata temu napisał do mnie człowiek z firmy Huangquan Records, że wywodzi się z grona pasjonatów old schoolowej muzyki metalowej, że znają zespól Quo Vadis i chcieliby wydać w swoim małym labelu w Chinach nasz album. Wyobraziłem sobie wtedy nakład milion sztuk (śmiech)... ale był znacznie mniejszy, a dokładnie 500 sztuk czyli taki zamierzony rarytas. Jedyny warunek jaki postawiłem to tłumaczenie tekstów na język chiński. On się zdziwił, ale zgodził się. Zanim dostałem autorskie egzemplarze, to już widziałem że nakład jest wyprzedany czyli było duże zapotrzebowanie. Oni są na pewno zadowoleni, bo szybko podjęli rozmowy by wydać na kompakcie także nasz drugi album -„Politics”.
- Nasz debiut pozostaje zawsze w sercu, bo to przecież było spełnienie marzeń wydać ten materiał na LP i niewielu zespołom to się wtedy udało, natomiast „Politics”, to była druga petarda, która wystrzeliła po udanym debiucie – podsumowuje Gnieciecki, aktualnie muzyk zespołu Absentia.
Tymczasem Quo Vadis nadal działa i powoli przymierza się do prac nad nowym, dziesiątym albumem studyjnym. Nagrania planowane są na wiosnę przyszłego roku. Roboczy tytuł płyty to „Labirynth”. To będzie zapewne nowe oblicze zespołu (po ostatniej zmianie gitarzysty), ale aktualni muzycy składu wciąż grają na koncertach wiele utworów z pierwszej, tak cenionej przez fanów, płyty i tak pewnie będzie już zawsze!