Tak – książka ta znalazła się tu nieprzypadkowo. Michaela Ende przedstawiać nie trzeba. Może się zdarzyć, że ktoś nie zna jego twórczości literackiej, ale chyba ciężko spotkać osobę, która nie widziała filmu albo nie czytała chociażby „Niekończącej się historii”. Z „Momo” zetknąłem się po raz pierwszy dawno, dawno temu w słuchowisku Programu Pierwszego Polskiego Radia i od tego czasu nie mogę o tej opowieści zapomnieć. Słyszałem ją potem po raz kolejny, a także czytałem książkę. Jaką radość sprawiło mi, że „Momo” po raz pierwszy doczekała się porządnego wydania.
Wydawnictwo Znak naprawdę się postarało, takie książki pojawiają się coraz rzadziej. Twarda, oprawiona w materiał okładka, gruby papier i szyty grzbiet powodują, że książkę tę będą czytac wasze dzieci, a pewnie i dzieci waszych dzieci. Warto ją kupić choćby dlatego, by pokazać dzieciom, jak kiedyś robiło się książki w przeciwieństwie do większości obecnego szajsu, który rozpada się po jednokrotnym przeczytaniu. Rozumiem, że „peperback” pozwala ciąć koszty, ale gdyby wszystko wydawane było jak „Momo”, może jeszcze długo nie przerzuciłbym się na ebooki. W wydaniu tym, w przeciwieństwie do starego wydanego w 1978 roku przez „Naszą księgarnię”, zreprodukowano ilustracje autora. Ende jest dzieckiem malarzy, sam malował i często opowiadał w wywiadach, że miał duże problemy ze zilustrowaniem bohaterki Momo, a przykładał do niej dużą wagę.Mimo że głównym bohaterem tej opowieści jest dziewczynka o imieniu Momo i zawiera ona wiele wątków fantastycznych, zdecydowanie nie jest to książka dla małych dzieci. Momo pojawia się niewiadomo skąd i zamieszkuje w starym opuszczonym amfiteatrze. Nie ma nikogo, więc ludzie, którzy mieszkają w pobliżu, próbując jej pomóc. Wkrótce okazuje się, że to ona staje się dla nich większą pomocą, gdyż ma niecodzienna umiejętność – potrafi słuchać. Zdarza się, że jej milczenie jest bardziej wymowne niż słowa i pomaga rozwiązywać spory, rozwija wyobraźnię i wzbudza radość. Wkrótce jednak sielankę przerywa pojawienie się Szarych Panów, którzy oferują usługi oszczędzania czasu. Zapewniają oni, że oszczędzony czas zostanie kiedyś zwrócony jego właścicielom wraz z odsetkami. Okazuje się jednak, że czas i pieniądze zaoszczędzone zostają kosztem spotkań z najbliższymi, rozmów ze znajomymi, opieki nad chorymi i dziećmi. Wkrótce, mimo iż ludzie w mieście mają więcej pieniędzy i mogą dużo wydawać, zaczyna ich trawić dziwna choroba.
Książkę Ende trudno było uznać za proroczą w latach siedemdziesiątych, po tym jak świat zaczynał sycic się konsumpcjonizmem, Ameryka zdążyła się nim zachłysnąć, a na horyzoncie pojawiła się globalizacja. Z perspektywy czasu mogła się ona jednak taką wydawać i u nas. Pracoholizm, pogoń za pieniądzem – skąd my to znamy. Zawsze w takiej sytuacji najbardziej cierpią ci, dla których nie mamy czasu, a wiec dzieci. Im więcej oszczędzania czasu tym mniej jest go dla nich. Opisy choroby trawiącej społeczeństwo mogą wydawać się dziwnie znajome:
"Z początku nie zauważa jej się prawie. Pewnego dnia człowiek nie ma ochoty nic robić. Wszystko przestaje go interesować, nudzi się. Ale ta niechęć nie mija, pozostaje w nim i powoli wzrasta. Staje się coraz gorsza z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Człowiek czuje się coraz bardziej osowiały, coraz bardziej odczuwa wewnętrzną pustkę, jest coraz bardziej niezadowolony z siebie i ze świata. Później nawet to uczucie stopniowo znika i nie odczuwa już nic. Staje się obojętny i szary, cały świat wydaje mu się obcy i przestaje go obchodzić. Nie istnieje już gniew ani zachwyt, ludzie nie umieją się cieszyć ani martwić, zapominają, co to śmiech i płacz. Potem człowiek czuje wewnętrzny chłód, nie może już nikogo ani nic kochać. Kiedy to następuje, choroba jest już nieuleczalna. Nie ma już ratunku. Ludzie pędzą gdzieś z pustymi, szarymi twarzami, upodabniają się do szarych panów. Tak, stają się nimi"
Książkę czyta się świetnie nie tylko przez wciągającą fabułę, ale również dzięki ciekawie stworzonym postaciom: Momo, Beppo czy Gigi. Zawiera wiele inspirujących historii opowiedzianych przez bohaterów, a także zabaw i ciekawych miejsc. Książka ta, podobnie jak „Niekończąca się historia”, głęboko odwołuje się do uniwersalnych, niezależnych od wieku wzorców postrzegania, przeżywania oraz działania i potrafi czasem wywołać dreszcze. Lekturze spokojnie mogą oddać się w równej mierze dorośli, co dzieci. Patrząc na naszą rzeczywistość wielu z tych pierwszych zdecydowanie przeczytać ją powinna.