Kiedyś wielce cenieni, gwiazdy - dziś zapomnieni. Szwajcarski Messiah swojego czasu wydawał naprawdę wartościowe albumy i był powszechnie cenioną formacją. Gdy wydawali trzeci album "Choir Of Horrors" w mediach były same ochy i achy, a Szwajacarzy byli gwiazdami koncertów i festiwali. Zaledwie rok potem ukazał sie album, który źle przyjęty przez krytykę pogrążył formację, która w efekcie już się nie podniosła. Szkoda, bo "Rotten Perish" to naprawdę dobry album.
Messiah to kolejny zespół, któremu przyklejono łakę formacji thrash/deathmetalowej głównie na podstawie pierwszych dokonań zespołu. Tym co wyróżniało zawsze Szwajcarów było niesamowita energiczność ich muzyki, łatwość w konstruowaniu motorycznych, chwytliwych riffów (tutaj mały ukłon w stronę thrashu) i ogólnie pisanie bardzo charakterystycznych i wyrazistych kawałków. Pod tym względem "Rotten Perish" się wyróżnia. Messiah nagrał materiał bardziej standardowy i klasyczny niż dotychczas. Pomimo, że płyta jest wzniosłym konceptem o destrukcyjnym charakterze i wpływie kościoła chrześcijańskiego, to muzyka sprowadzona raczej została do korzeni. Na Rotten Perish formacja rzeczywiscie mocniej zaakcentowała wpływy thrashowe zachowujac jednak deathmetalowy chrakter. Płytę otwiera utwór "Prelude: Act To Fate" będący monologiem dziecka na tle gitary akustycznej. Kolejne kawałki nie pozostawiaja złudzeń, że nie będziemy mieli do czynienia z czyms delikatnym. Szybkie, rytmniczne riffy, agresywny growling, potężna dawka energii, miażdżąca praca sekcji - niby słyszelismy to juz niejednokrotnie, ale owa prostota muzyczna w wykonaniu Messiah nie brzmi banalnie i wtórnie. Choć materiał nie jest tak ciężki jak ten z "Choir Of Horrors" to chyba jednak jest bardziej agresywny. Choc nie z zapartym tchem, to płyty tej słucha sie bardzo przyjemnie, aż do utworu nr 8, którym jest "Dreams Of Eschaton" będący coverem Manilla Road. Utwór to bardziej rock'n'rollowy i rozbujany, ale pozbawiony tej siarczystosci poprzednich kawałków. Warto także zrobic przystanek przy ostatnim, 10-minutowym "Ascension Of The Divine Ordinance", który jest wolniejszy, mniej death metalowy, by nie powiedzieć progresywny.
Dlaczego więć krytyka negatywnie wypowiedziała się o tym albumie i zniszczyła karierę tej bardzo dobrej formacji? "Rotten Perish" za pewno było za mało odkrywcze i zbyt zachowawcze muzycznie. Zamiast prezentować progres raczej było ukłonem w stronę pierwszych płyt - tyle, że lepiej zagranym. Niewątpliwie jest to płyta słabsza od świetnego "Choir Of Horrors", ale czy na pewno słaba ? Nie powiedziałbym, że jest to materiał wtórny. "Rotten Perish" przyniosło porcję naprawdę energicznego i agresywnego death metalu, ale chyba jak na formację, która swego czasu była liczącym się ogniwem sceny deathmetalowej można było oczekiwać czegoś więcej. Niestety ten album nie przecierał żadnych nowych szlaków, ani nie wnosił niczego nowego. Był po prostu dobry. Mimo to posłuchać naprawdę warto.
Tracklista:
01. Prelude: Act Of Fate
02. For Those Who Will Fail
03. Living With A Confidence
04. Raped Bodies
05. Lines Of Thought Of A Convicted Man
06. Contrition
07. Condemned Cell
08. Dreams Of Eschaton (Manilla Road Cover)
09. Anorexia Nervosa
10. Deformed Creatures
11. Alzheimer's Disease
12. Ascension Of A Divine Ordinance
Wydawca: Noise Records (1992)