Znaleźli go. Żywego. Myślałam, że nigdy nie będę wiedziła, jak to jest, odnaleźć kogoś, kogo uważałam za martwego. Martwego dla mnie. Może i fizycznie martwego, pogrzebanego gdzieś na cmentarzu. A jednak.
Znaleźli go. Żywego. Myślałam, że to nie możliwe, a jednak. Nie wiem, w jakim jest stanie, czy jest chory, czy zdrowy, czy nie potrzebuje pomocy. Nie, na pomoc niech nie liczy. Nie z mojej strony, nie po tym wszystkim, co zrobił. Krzywda...
Ona krzywdziła jego, on ją, nieważne.
Myślała, że nigdy nie będę patrzeć jak ktoś powstaje z martwych. Taki prywatny Sąd Ostateczny.
Nie chcę go widzieć. Nie potrafię na niego patrzeć.
Życzyłam mu śmierci, piekła, chorób, najgorszego złego.
Nie wiem. Nic już nie wiem.