Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Lucyfer - zakończenie

zakończenie się napisało, a wstępny fragment uległ kilku poprawkom - całość została wrzucona pod ten adres:
http://staryzgred1979.blox.pl/2010/01/Lucyfer.html

Modlitwa młodego Żyda trwała dość długo, lecz w końcu ucichła. I wtedy młodzieniec zauważył moją obecność. Obrzucił mnie zdziwionym, lecz jednocześnie zachwyconym i ufnym spojrzeniem, po czym spytał:

- "Jak się tu znalazłeś piękny Panie? Czy zgubiłeś się na pustyni i trzeba ci pomóc? Jeśli jesteś spragniony, to przyniosę ci wody - zostawiłem w pobliżu swój bukłak..."

- "Nie jestem spragniony i nie zgubiłem się" - odparłem. "Często przychodzę w to miejsce, by rozmyślać, lecz po raz pierwszy spotykam tu człowieka. Miejsce, w którym się znajdujemy jest bardzo oddalone od siedzib ludzkich, a przez to ciche i spokojne. Można w nim poczuć wielkość i potęgę Stwórcy, który powołał nas do istnienia".

- "Jakże prawdziwe są twoje słowa, piękny Panie!" - ucieszył się młody Żyd. "Ja także uważam to miejsce za wyjątkowe. Przychodzę tu by modlić się do Boga. Mam wrażenie, że słyszy mnie stąd lepiej niż z zatłoczonej świątyni. Gdy przebywam tu samotnie, to mam wrażenie że Pan patrzy i słucha tylko mnie".

- "Racz mi zatem wybaczyć" - powiedziałem - "Bowiem swoim zjawieniem naruszyłem twoje odosobnienie. Natychmiast się stąd oddalę, byś mógł swobodnie oddawać się modlitwie." - mówiąc to odwróciłem się od niego, jakbym rzeczywiście chciał natychmiast odejść.

W oczach młodego mężczyzny mignął zawód i smutek.

- "Proszę cię Panie, nie odchodź!" - wykrzyknął i delikatnie złapał mnie za rękę.

Jak mam wyrazić to, co poczułem w momencie, gdy nasze dłonie się zetknęły? To niesamowicie silne wrażenie, które spowodowało, że ugięły się pode mną nogi? Pamiętam, że zachwiałem się, jakbym miał za chwilę stracić równowagę, łowiąc jednocześnie zaniepokojone spojrzenie mojego rozmówcy. Jeszcze moment, a upadłbym bezwładnie na piasek, lecz zawczasu objęły mnie dwa silne ramiona i poczułem jak młody Żyd niesie mnie, niczym swoją oblubienicę, w kierunku pobliskiej pieczary. Zamknąłem oczy, by nie patrzeć w jaśniejąca z radości twarz nieznajomego i obezwładniony jego bliskością straciłem przytomność.

* * *

Gdy odzyskałem świadomość leżałem ze skrępowanymi rękami na miękkich, owczych skórach. Młody człowiek przysiadł u wezgłowia i wpatrywał się badawczo w moją twarz. Gdy tylko zauważył, że jestem na powrót przytomny, nachylił się nade mną i szepnął:

- „Wybacz, że cię związałem Lucyferze, ale musiałem mieć pewność, że nie odejdziesz, dopóki mnie nie wysłuchasz.”

- „Skąd znasz moje imię?” – zapytałem. „Przecież widzisz mnie po raz pierwszy w życiu?”

- „O twoim przybyciu oznajmiły mi głosy” – odpowiedział dziwny młodzieniec. „Przekazały, że jesteś złym duchem, który zjawi się na pustyni, by kusić mnie do porzucenia wiary i Boga. Od kilkunastu dni oczekiwałem twojego nadejścia, by podjąć z tobą walkę. Zamierzałem zniszczyć cię, zanim zdążysz mnie zaatakować. Spodziewałem się, że pojawisz się w postaci przerażającego potwora, aby nagiąć moją wolę poprzez strach, ból i cierpienie. Przygotowałem poświęcony w świątyni Salomona nóż, by móc cię śmiertelnie  ugodzić. Wierz mi, gotowy byłem cię zabić.”

- „Cóż zatem cię powstrzymało?” – zapytałem. „Oto leżę przed tobą, związany, i nic nie jest w stanie zatrzymać twojej ręki przed zadaniem ostatecznego ciosu. Jeśli taka jest twoja wola, to nie wykonam żadnego ruchu w swojej obronie, choć z łatwością mógłbym strząsnąć więzy i odejść w miejsce, gdzie nigdy byś mnie nie odszukał. Czemu nie zabiłeś mnie podczas gdy leżałem w omdleniu, lecz uczyniłeś mnie swoim więźniem?”

- „Jesteś piękny!” – odrzekł z uczuciem mój niedoszły zabójca. „Nigdy jeszcze nie widziałem podobnej tobie istoty. Gdy tylko cię zobaczyłem, zrozumiałem, że nie jestem w stanie zrobić ci krzywdy. Nie zniósłbym myśli, że ktoś taki jak ty przestałby istnieć. Do końca życia nie przestałbym cię wspominać. I nawet jeśli przyszedłeś tu by mnie zniszczyć i skusić do odwrócenia się od Pana, to nie jestem w stanie podnieść na ciebie ręki.”

Po tych słowach nachylił się nade mną i jednym, zgrabnym ruchem rozciął krępujące mnie więzy.

- „Jesteś wolny” – powiedział – „możesz odejść”, po czym odwrócił się ode mnie, zakrył twarz rękami i zapłakał. Byłem oszołomiony i wściekły, że tak łatwo mnie podszedł, lecz jednocześnie krwawiło mi serce na myśl, że stałem się powodem jego rozpaczy. Uniosłem się z posłania i przysiadłem tuż za nim. Jego ramiona drgały w spazmatycznym łkaniu i młody Żyd wyglądał jak mały, nieporadny chłopiec, któremu ktoś skrzywdził.

Czekałem spokojnie, aż się uspokoi, i gdy przestał płakać odezwałem się do niego:

- „Winny ci jestem wdzięczność, bo mogłeś mnie zabić, lecz tego nie zrobiłeś. Wiedz zatem, że jestem aniołem bożym, zdolnym działać cuda i mogę spełnić każde z twoich życzeń. Czy chcesz abym zrobił cię bogatym człowiekiem, tak abyś mógł pławić się w złocie i drogich kamieniach? Byc hojnym dobroczyńcą, wspierającym nędzarzy czastkami swojej fortuny? A może wolałbyś być wielkim wodzem, stać na czele potężnej armii, podbijającej kolejne krainy. Twoja sława obiegałaby cały świat. Proś – a będzie ci dane, bo ulitowałeś się nad swoim więźniem i oszczędziłeś jego życie.”

- „Nie chcę bogactwa ani zaszczytów.” – odpowiedział młody Żyd. „Całe życie marzyłem o tym, żeby znaleźć się bliżej Boga, stać się jego najwierniejszym sługą, tu, na ziemi. To był cel, który nadawał mojemu istnieniu sens. Przez ciebie go utraciłem, ponieważ nasze spotkanie zburzyło moją niewinność i obudziło we mnie grzeszne i niskie pożądanie. Zbruka

Modlitwa młodego Żyda trwała dość długo, lecz w końcu ucichła. I wtedy młodzieniec zauważył moją obecność. Obrzucił mnie zdziwonym, lecz jednocześnie zachwyconym i ufnym spojrzeniem, po czym spytał:

- "Jak się tu znalazłeś piękny Panie? Czy zgubiłeś się na pustyni i trzeba ci pomóc? Jeśli jesteś spragniony, to przyniosę ci wody - zostawiłem w pobliżu swój bukłak..."

- "Nie jestem spragniony i nie zgubiłem się" - odparłem. "Często przychodzę w to miejsce, by rozmyślać, lecz po raz pierwszy spotykam tu człowieka. Miejsce, w którym się znajdujemy jest bardzo oddalone od siedzib ludzkich, a przez to ciche i spokojne. Można w nim poczuć wielkość i potęgę Stwórcy, który powołał nas do istnienia".

- "Jakże prawdziwe są twoje słowa, piękny Panie!" - ucieszył się młody Żyd. "Ja także uważam to miejsce za wyjątkowe. Przychodzę tu by modlić się do Boga. Mam wrażenie, że słyszy mnie stąd lepiej niż z zatłoczonej świątyni. Gdy przebywam tu samotnie, to mam wrażenie że Pan patrzy i słucha tylko mnie".

- "Racz mi zatem wybaczyć" - powiedziałem - "Bowiem swoim zjawieniem naruszyłem twoje odosobnienie. Natychmiast się stąd oddalę, byś mógł swobodnie oddawać się modlitwie." - mówiąc to odwróciłem się od niego, jakbym rzeczywiście chciał natychmiast odejść.

W oczach młodego mężczyzny mignął zawód i smutek.

- "Proszę cię Panie, nie odchodź!" - wykrzyknął i delikatnie złapał mnie za rękę.

Jak mam wyrazić to, co poczułem w momencie, gdy nasze dłonie się zetknęły? To niesamowicie silne wrażenie, które spowodowało, że ugięły się pode mną nogi? Pamiętam, że zachwiałem się, jakbym miał za chwilę stracić równowagę, łowiąc jednocześnie zaniepokojone spojrzenie mojego rozmówcy. Jeszcze moment, a upadłbym bezwładnie na piasek, lecz zawczasu objęły mnie dwa silne ramiona i poczułem jak młody Żyd niesie mnie, niczym swoją oblubienicę, w kierunku pobliskiej pieczary. Zamknąłem oczy, by nie patrzeć w jaśniejąca z radości twarz nieznajomego i obezwładniony jego bliskością straciłem przytomność.

* * *

Gdy odzyskałem świadomość leżałem ze skrępowanymi rękami na miękkich, owczych skórach. Młody człowiek przysiadł u wezgłowia i wpatrywał się badawczo w moją twarz. Gdy tylko zauważył, że jestem na powrót przytomny, nachylił się nade mną i szepnął:

- „Wybacz, że cię związałem Lucyferze, ale musiałem mieć pewność, że nie odejdziesz, dopóki mnie nie wysłuchasz.”

- „Skąd znasz moje imię?” – zapytałem. „Przecież widzisz mnie po raz pierwszy w życiu?”

- „O twoim przybyciu oznajmiły mi głosy” – odpowiedział dziwny młodzieniec. „Przekazały, że jesteś złym duchem, który zjawi się na pustyni, by kusić mnie do porzucenia wiary i Boga. Od kilkunastu dni oczekiwałem twojego nadejścia, by podjąć z tobą walkę. Zamierzałem zniszczyć cię, zanim zdążysz mnie zaatakować. Spodziewałem się, że pojawisz się w postaci przerażającego potwora, aby nagiąć moją wolę poprzez strach, ból i cierpienie. Przygotowałem poświęcony w świątyni Salomona nóż, by móc cię śmiertelnie  ugodzić. Wierz mi, gotowy byłem cię zabić.”

- „Cóż zatem cię powstrzymało?” – zapytałem. „Oto leżę przed tobą, związany, i nic nie jest w stanie zatrzymać twojej ręki przed zadaniem ostatecznego ciosu. Jeśli taka jest twoja wola, to nie wykonam żadnego ruchu w swojej obronie, choć z łatwością mógłbym strząsnąć więzy i odejść w miejsce, gdzie nigdy byś mnie nie odszukał. Czemu nie zabiłeś mnie podczas gdy leżałem w omdleniu, lecz uczyniłeś mnie swoim więźniem?”

- „Jesteś piękny!” – odrzekł z uczuciem mój niedoszły zabójca. „Nigdy jeszcze nie widziałem podobnej tobie istoty. Gdy tylko cię zobaczyłem, zrozumiałem, że nie jestem w stanie zrobić ci krzywdy. Nie zniósłbym myśli, że ktoś taki jak ty przestałby istnieć. Do końca życia nie przestałbym cię wspominać. I nawet jeśli przyszedłeś tu by mnie zniszczyć i skusić do odwrócenia się od Pana, to nie jestem w stanie podnieść na ciebie ręki.”

Po tych słowach nachylił się nade mną i jednym, zgrabnym ruchem rozciął krępujące mnie więzy.

- „Jesteś wolny” – powiedział – „możesz odejść”, po czym odwrócił się ode mnie, zakrył twarz rękami i zapłakał. Byłem oszołomiony i wściekły, że tak łatwo mnie podszedł, lecz jednocześnie krwawiło mi serce na myśl, że stałem się powodem jego rozpaczy. Uniosłem się z posłania i przysiadłem tuż za nim. Jego ramiona drgały w spazmatycznym łkaniu i młody Żyd wyglądał jak mały, nieporadny chłopiec, któremu ktoś skrzywdził.

Czekałem spokojnie, aż się uspokoi, i gdy przestał płakać odezwałem się do niego:

- „Winny ci jestem wdzięczność, bo mogłeś mnie zabić, lecz tego nie zrobiłeś. Wiedz zatem, że jestem aniołem bożym, zdolnym działać cuda i mogę spełnić każde z twoich życzeń. Czy chcesz abym zrobił cię bogatym człowiekiem, tak abyś mógł pławić się w złocie i drogich kamieniach? Byc hojnym dobroczyńcą, wspierającym nędzarzy czastkami swojej fortuny? A może wolałbyś być wielkim wodzem, stać na czele potężnej armii, podbijającej kolejne krainy. Twoja sława obiegałaby cały świat. Proś – a będzie ci dane, bo ulitowałeś się nad swoim więźniem i oszczędziłeś jego życie.”

- „Nie chcę bogactwa ani zaszczytów.” – odpowiedział młody Żyd. „Całe życie marzyłem o tym, żeby znaleźć się bliżej Boga, stać się jego najwierniejszym sługą, tu, na ziemi. To był cel, który nadawał mojemu istnieniu sens. Przez ciebie go utraciłem, ponieważ nasze spotkanie zburzyło moją niewinność i obudziło we mnie grzeszne i niskie pożądanie. Zbrukałeś mnie swoim spojrzeniem i dotykiem. Wiedz bowiem, że od pierwszego momentu, kiedy cię zobaczyłem, myślałem wyłącznie o tym, by zaspokoić z tobą moje pożądanie i by cię posiąść, jak mężczyzna czyni z kobietą. Całym sercem pragnę twojej miłości, lecz wiem, że takie uczucie jest obrzydliwością w oczach bożych. Spraw przeto, bym na zawsze o tobie zapomniał i bym był taki, jak przed spotkaniem ciebie."

Powiedziawszy to umilkł i czekał na moją odpowiedź. Zaskoczony jego żądaniem milczałem, lecz gdy cisza stała się zbyt nieznośna podszedłem do niego i ucałowałem go prosto w usta. Od tego momentu zapomniał o mnie i wygasło jego pożądanie. Stało się jak pragnął - cały pogrążył się w boskiej jasności i pozostał w niej skąpany aż do końca życia.

Jeśli chodzi o mnie, to wybrałem wieczną ciemność, gdzie nie dociera najmniejszy promień światła. Znienawidziłem ludzi, bo nikt nigdy nie dał mi tak mocno odczuć bólu odrzucenia jak ten człowiek - Żyd o imieniu Jeszua.

łś mnie swoim spojrzeniem i dotykiem. Wiedz bowiem, że od pierwszego momentu, kiedy cię zobaczyłem, myślałem wyłącznie o tym, by zaspokoić z tobą moje pożądanie i by cię posiąść, jak mężczyzna czyni z kobietą. Całym sercem pragnę twojej miłości, lecz wiem, że takie uczucie jest obrzydliwoscią w oczach bożych. Spraw przeto, bym na zawsze o tobie zapomniał i bym był taki, jak przed spotkaniem ciebie."

Powiedziawszy to umilkł i czekał na moją odpowiedź. Zaskoczony jego żądaniem milczałem, lecz gdy cisza stała się zbyt nieznośna podszedłem do niego i ucałowałem go prosto w usta. Od tego momentu zapomniał o mnie i wygasło jego pożądanie. Stało się jak pragnał - cały pogrążył się w boskiej jasności i pozostał w niej skąpany aż do końca życia.

Jeśli chodzi o mnie, to wybrałem wieczną ciemność, gdzie nie dociera najmniejszy promień światła. Znienawidziłem ludzi, bo nikt nigdy nie dał mi tak mocno odczuć bólu odrzucenia jak ten człowiek - Żyd o imieniu Jeszua.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły