Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Felietony :

Kwiecień plecień

Wiosna pełną gębą, wszystko się budzi do życia, wiec i w muzycznym światku powinno coś się dziać. Jakby nie patrzeć jednak, przez ostatnie 3 miesiące naprawdę niewiele się działo i wartościowych wydawnictw było jak na lekarstwo. Kwiecień plecień przyszedł i miał być zdominowany przez dwa wydawnictwa – najnowszą propozycję Depeche Mode, oraz kolejną inkarnację Black Sabbath chowającą się pod nazwą Heaven & Hell.
Wszystko miało być pięknie i różowo, ale muzycy poczuli chyba wiosnę i woleli popić w plenerze niż umilić życie fanów. Efekt końcowy jest tak, że dostaliśmy kolejny bardzo mizerny miesiąc jeśli chodzi o wydawnictwa płytowe. Tym razem w nieco zmienionej bluźnierczej konstelacji mieliśmy w ogóle wątpliwości, czy oby jakiekolwiek wydawnictwo zasłużyło na miano albumu miesiąca. Było tak biednie, że nawet poszukiwania czegoś ciekawego w innych nurtach nie przyniosły zamierzonego efektu. Jako, że jednak jestem kapryśny pan i władca na własnym poletku i zdarza się przeoczyć jakieś perły z poprzednich miesięcy, to najlepszą pozycją kwietnia wybrałem album, który ukazał się w styczniu, czy się to komuś podoba czy też nie. Tymczasem zapraszam do zapoznania się z kwietniowym raportem jaki spłodziła bluźniercza horda sonicznych heretyków.

METAL:

Absentia Lunae - Historia Nobis Assentietvr (ATMF)
Włoski black metal, przypominający bardziej ogarniętą wersje Blut Aus Nord czy Void Of Silence. Poprawne to, czytelne, niebanalne, ale niestety też nie porywające. Brakuje w tym wszystkim urozmaicenia i oryginalności. 1-2 odsłuchy i płyta idzie w kąt, pomimo, że jest przyzwoita.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Abysmal Torment – Omnicide (Brutal Bands)
Na Malcie mieszka może ze 20000 ludzi, wiec prawdopodobieństwo, że istnieje tam godna uwagi kapela jest znikome. Abysmal Torment do nich na pewno nie należy. Typowy brutal death ze stajni Unique Leader, czyli pusto brzmiące bębenki, schowane gitary i kulawy bulgot.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Agoraphobic Nosebleed – Agorapocalypse (Relapse Records)
Takiego albumu się nie spodziewałem. Scott Hull nagrał ze swoja macierzystą formacją kawał świeżego, ciężkiego, brutalnego i pełnego groovu grndcore’a. Całość brzmi jakby starła się twórczość Pig Destroyer i Municipal Waste. Potężne brzmienie, różnorodne tempo i masa zapadających w pamięć motywów gwarantuje dobry headbanging.
Ocena: 8/10 (Harlequin)

Armagedon – Dead Then Nothing (Mystic)
Legenda powróciła ! 16 lat wyczekiwania na następcę kultowego “Invisible Circle” na pewno doprowadziło wielu do rozpaczy. Rozpacz będzie jednak jeszcze większa, gdyż „Dead Then Nothing” to najzupełniej najzwyczajniejszy death metal podrasowany keyboardem. Trochę mamy tu echa ostatnich dokonań Morbid Angel, trochę Suffocation, ale wszystko poprawnie schematyczne i oklepane. Rozczarowanie na całej linii.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Beherit – Engram (Spinefarm Records)
Najbardziej znienawidzony zespół metalowy powraca. „Engram” to kawął prymitywnego, surowego, utrzymanego w średnim tempie black metalu ku chwale rogatego. Szczerze mówiąc nie wiem, czy można to jeszcze nazwać muzyką.
Ocena: 2/10 (Harlequin)

Brutal Truth – Evolution Through Revolution (Relapse Records)
12 lat czekania i w końcu jest ! Najnowszy album „Evolution Through Revolution” powinien być opatrzony tytułem „Deevolution ...”, gdyż to co dostaliśmy to kawał hałaśliwego, nieczysto brzmiącego, irytującego grindocore’a wpadającego w crust. Mocno słychać tu wpływy hardcore, ambientu, ale całościowo jest to niezwykle męczące i nieprzyjemne w odbiorze. W dodatku Brutal Truth nigdy nie grzeszyło wysokim poziomem wykonawczym. Marny powrót.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Caducity – Destination: Caducity (Shiver Records)
Caducity zawsze było w piątej lidze death metalu, nawet jeśli ich album „Caducity” uchodzi w pewnych kręgach za perłę. Najnowsza propozycja grupy to niezbyt urozmaicony death metal podbarwiany epickim klimatem II Wojny Światowej. W sumie, jak dla mnie to takie popłuczyny Bolt Thrower. Szczerze odradzam.
Ocena: 2/10 (Harlequin)

Candlemass - Death Magic Doom (Nuclear Blast)
Od grup takich jak Candlemass zazwyczaj wymagamy znacznie więcej, w końcu 25 lat działalności do czegoś zobowiązuje. Pierwszy kontakt z płytą wspominał mało przyjemnie z każdym kolejnym odsłuchem było co raz lepiej. Niemniej jednak Death Magic Doom to album, która zaliczyłbym do  kategorii „przyzwoitych”- ujmy kapeli nie przynosi, ale czy tylko o to Szwedom chodziło?  
Ocena: 6/10 (ignor)

Chimaira – The Infection (Nuclear Blast)
Słuchając najnowszej propozycji Amerykanów miałem wrażenie ze słucham zubożałej aranżacyjnie wersji Gojiry. Jest ciężej niż dotychczas, ale poza pierwszymi dwoma kawałkami i ostatnim to wieje trochę nudą i czuć brak polotu. Choć z drugiej strony Chimaira nigdy pomysłowością nie grzeszyła.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Cholera – Demo 2009 (płyta wydana przez zespół)
Kolejny amerykański deathcorowy band w stylu The Black Dahlia Murder. Poprawne muzycznie, ale produkcja kuleje. W końcu to jednak demo.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Coram Lethe - ... A Splendid Chaos (Punishment 18 Records)
Takie utechnicznione Arch Enemy, paniena z growlingiem, utwory poprawne, grane na jedno kopyto. Tyle.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Dååth – The Concealers (Roadrunner)
Jeszcze na poprzedniej płycie chłopaki grali całkiem ciekawy deathcore z elementami industrialu. „The Concealers” niestety okazuje się być zwyczajnym, pozbawionym pasji i pomysłu metalcorem w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Męczące.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Dig Up – Nieśmiertelny (EP) (płyta wydana przez zespół)
Polska scena metalcorowa choć się rozwija, to wciąż odgrywa mało istotną rolę na rynku. Debiutanckie EP Dig Up jest poprawne, ale na pewno tej sytuacji nie zmieni i Frostside z porcelanowego tronu z Koła nie zepchnie. A że Frontside to największa kiszka krajowego szołbiznesu zaraz obok Joli Rutowicz i każdy o tym wie, to z Dig Up tragicznie nie jest. „Nieśmiertelny” od strony muzycznej jest poprawny, ale teksty są bzdurne tak jak u większości kapel w tym nurcie. Do tego angielszczyzna bardziej wybrakowana niż tory PKP.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Earth From Above - Numbered With The Transgressors (Strike First Records)
Metalcore w najgorszym z możliwych wydań – złe brzmienie, słabe melodie, brak werwy i brak pomysłów. Podczas II Wojny Światowej to załoga Rudego 102 strzelała do takich z przeciwpancernych.
Ocena: 2/10 (Harlequin)

Fit For An Autopsy – Hell On Earth (EP) (płyta wydana przez zespół)
Amerykański deathcore, w którym zwolnienia goni zwolnienie. Schematyczne jak diabli, ale chwytliwe. Oczywiście wypada drugim uchem ... lub innym otworem znajdującym się kilkadziesiąt centymetrów niżej.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Fleshgod Apocalypse – Oracles (Willowtip)
Włoski death metal rośnie w siłę. Po udanych płytach Hour Of Penance przychodzi czas na Fleshgod Apocalypse. „Oracles” to kawał dobrze wyprodukowanego, precyzyjnie zagranego, brutalnego death metalu. Oryginalności w tym zero, ale do poziomu wykonawczego przyczepić się nie można. Szkoda tylko, że każdy kawałek brzmi niemal identycznie, a te do krótkich nie należą i jest ich sporo. Prawdopodobieństwo przesłuchania płyty w całości jest znikome ze względu na jej intensywność.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

God Dethroned – Passiondale (Metal Blade)
Po dwóch mizernych albumach Holendrzy z God Dethroned powrócili z nowym materiałem. Powrót do korzeni to to nie jest, ale jest o niebo lepiej niż przez ostatnie kilka lat. Kawał solidnego, surowego death metalu z rozsądną szczyptą melodii. Wszystko wyważone w optymalnych proporcjach zapewnia w końcowym efekcie przyzwoity album.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Hiroshima Will Burn – To The Weight Of All Things (Lacerated Enemy Records)
Jak ja nie lubię takiego grania. HWB gra ultratechniczny death mocno zapatrzony w  Necrophagist, Psyopus czy Beneath The Massacre. Zżynki jest tu tyle, że nawet Szarik tego bakutilu jeść nie chce. Najgorsze jest jednak to, że słucha się tego dobrze, nawet jeśli drugim uchem wypada.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Kylesa - Static Tensions (Prosthetic Records)
Sludge/stoner metalowi fani na start. Płyta powinna zadowolić wszystkich tych, którzy na co dzień lubują się w „ociężałym” graniu. Zadowolić, ale nie rozkochać i w tym tkwi jej problem. Mało urozmaiceń, mało „kombinatoryki” przez co „Static Tensions” dość szybko się nudzi.
Ocena: 6/10 (ignor)

Lacuna Coil – Shallow Life (Century Media Records)
Jak sam zespół zapowiadał dostajemy to co znamy dobrze, po prostu Lacunę Coil tylko, że w wydaniu ostrzejszym niż zwykle. Tym razem nie można powiedzieć, że zostaniemy zanudzeni smętnymi kawałkami, oprócz jednego czy dwóch wolnych mamy do czynienia z szybkimi, mocnymi utworami. Chociaż niestety w większości po chwili zlewają się w całość. Jednak jak zawsze u Lacuny można wyróżnić kilka perełek.
Ocena: 6/10 (Nenar)

Mumakil – Behold The Failure (Relapse)
Mówi się, że coś chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Mukakil pochodzą ze Szwajcarii, ale oferowany przez nich grindcore (sami muzycy nazywają swoją twórczosć blastcorem), a w zasadzie deathgrind jest co najwyżej przeciętny. Sprawnie zagrany, dość agresywny, ale pozbawiony świeżości i dzikości jaką mają w sobie Nasum, Agoraphobic Nosebleed czy Pig Destroyer.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Oceano – Depths (Earache)
Najzwyczajniejszy, totalnie nieoryginalny, poprawny do bólu deathcore z elementami metalcore. Szkoła All Shall Perish i The Black Dahlia Murder, ale słabie od obydwu wspomnianych kapel.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Pulling Teeth - Paranoid Delusions Paradise Illusions (Deathwish)
Nie tędy droga Panowie – chciałoby się wykrzyczeć. Amerykanie dość odważnie próbują przesunąć granice hardcore'u, (ukłon w stronę – trash i doom metalu) niestety czyniąc to w strasznie niedbały sposób, bez większych emocji.  
Ocena: 4/10 (ignor)

Razor Of Occam – Homage To Martyrs (Metal Blade Records)
Razor Of Occam na swoim debiutanckim, pełnym albumie funduje nam w zasadzie to co kiedyś oferowało nam Absu, a więc sthrashowany black metal lub jak kto woli – zblackowany thrash. W przeciwieństwie jednak do wspomnianego tria, australijski kwartet gra mniej epicko a bardziej technicznie. Warto posłuchać tej płyty choćby dla wyśmienitych solówek.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Riger – Streyf (Det Germanske Folket)
Niemcy od ponad dekady wojują na scenie pagan metalowej. Po przesłuchaniu „Streyf” stwierdzam, że ktoś pomylił etykietę, gdyż muzyka jaką prezentuje Riger to mieszanka twórczości Windir i Children of Bodom. Ładne melodie, epickie motywu, nienaganne pomysły, ale całość zbyt cukierkowata.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

The Yellow Sign – Ancient (płyta wydana przez zespół)
Pozbawiony werwy deathcore, który ma trochę za dużo wolnych partii. Nudne.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Tides From Nebula – Aura (płyta wydana przez zespół)
Polak też potrafi ! Tides From Nebula to kolejny rodzimy reprezentant atmosferycznego sludge metalu. Na „Aura” znajdziemy dużo interesujących melodii, umiejętnego budowania nastroju, nutkę progmetalowej skakanki i – co najważniejsze – wyraziste utworu. Miejscami co prawda wkrada się schematyzm, ale przy debiucie można to wybaczyć.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Trigger The Bloodshed – The Great Depression (Metal Blade)
Tytuł dobrze oddaje moje emocje po przesłuchaniu tej płyty. Kilka minut życia wywalone w błoto. Brutalny death metal, pozbawiony selektywnego brzmienia i należytej dawki urozmaiceń. Kiepścizna.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Ulcerate – Everything Is Fire (Willowtip Records)
Drugi album nowozelandzkiego Ulcerate tego co słyszelismy na debiutanckim „Of Fracture And Failure”. Frenetyczny death metal, pełen łamańców instrumentalnych i ryczących gitar w stylu Immolation czy nawet Crowpath nie należy do często spotykanych. Tymczasem nowozelandzkie trio nadaje tej estetyce nowego spojrzenia na brutalność i technikę. Bardzo mocna pozycja.
Ocena: 8/10 (Harlequin)

We Are The Romas – The Prosperity Pandemics (EP) (płyta wydana przez zespół)
Amerykański techniczny deathcore z naciskiem na “techniczny”. Chłopaki próbują grać tak technicznie, że czasem im to nie wychodzi. Na szczęście, nie jest to jeszcze poziom techniki zapewniający brak zrozumienia u słuchacza. Ogólnie dość średnie.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

ELECTRO:

Depeche Mode – Sounds Of The Universe (Mute Records Ltd.)
Najnowsza propozycja panów Gahana, Gore’a i Fletchera to jeden z najbardziej wyczekiwanych albumów tego roku. Pod buńczucznym tytułem muzycy ukryli dźwięki, które wydają się łączyć w sobie estetykę sprzed 20 lat z nowoczesnością. Bogactwo zastosowanych środków nie przełożyło się jednak na wyrazistość tych piosenek. Tym razem depesze nie chwytają od razu, płyta raczej nabiera rumieńców z każdym odsłuchem. Szkoda tylko, że słuchacz musi poświęcić jej sporo czasu, aby ją docenić, ale w zachwyt jednak wpaść jest ciężko.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Dope Stars Inc. – Cryminal Intents/Morning Star (EP) (Subsound Records/ Trisol/ Metropolis Records)
EP równocześnie jest zapowiedzią najnowszego albumu, prezentując 4 nowe utwory, jak i ukazuje nam 11 remixów oraz roverów. Pierwsza część ukazuje nam Dope Stars Inc z ostrzejszej, nieznanej dotąd strony. Dostajemy kawałek naprawdę mocnej płyty. Jednak tutaj mam jedno ale, wokal zupełnie nie pasuje do tej zmiany, wydaje się nie dostosowywać i psuje cały efekt, a szkoda. O remixach nic złego powiedzieć nie mogę widać, że goszczące na EP zespoły się postarały.
Ocena: 7/10 (Nenar)

Frosen Plasma – Earthlight (EP) (Infacted)
Ep zapewne ma być następcą wydanego w 2008 roku „Tanz Die Revolution” co można stwierdzić patrząc chociażby na okładki. Jednak pozostaje dla mnie ubogim młodszym bratem. Dostajemy 6 remixów jednego kawałka, bez mocy i klimatu, niewiele różniących się od oryginału. Jedyne co może się spodobać to 3 utwory w pierwotnych wersjach Frosen Plasmy. Jednak całość mdła i nudna. Trudno przebrnąć przez całość.
Ocena: 4/10 (Nenar)

Mayster – Pink Tape vol. 001 (Electroclash.pl)
Mayster otwiera nową serię albumów dostępnych na stronie electroclash.pl poświęconą DJ’om. Całość znajduje się w jednym prawie godzinnym pliku mp3, co utrudnia nam dostęp do poszczególnych kompozycji, jednak nie zapominajmy, że mamy do czynienia z kasetą. Całość ciekawa i zróżnicowana, jednak jak dla mnie za wolna. Trzeba jednak przyznać, że ma ten specyficzny klimat tak charakterystyczny dla wydawnictw spod znaku electroclash.pl.
Ocena: 6/10 (Nenar)

Noxx Sara – Introxxication (Prussia Records)
Na płycie DJane ukazała szerokie spektrum swych umiejętności zarówno wokalnych jak i muzycznych. Płyta elektryzuje wręcz słuchacza hipnotyzującymi, czystymi, dopracowanymi co do minuty dźwiękami oraz wspaniałym głosem Sary. Warto było czekać 5 lat na tak unikalny album, który ukazuje, że Sara Noxx zasługuje na miano czołowej artystki dark elektro, bo któraż z dam podążających tą ścieżką toruje swoją własną drogę, tak jak robi to Sara?
Ocena: 8/10 (Nenar)

Pandique – In Sturm und Leben (Echozone)
Spokojny, przyjazny dla ucha synthpop, przy którym można się odprężyć. Chociaż muzyka momentami nabiera zdecydowanego tępa, które jednak spowalnia wokal. Nawet nie razi w uszy mieszanka języka angielskiego z niemieckim. Niestety kawałki nieraz są zbyt podobne do siebie, a damski wokal przywołuje skojarzenie Blutengel czy podobnych zespołów. Nic ambitnego, czy nowego, ale miło czasem posłuchać.
Ocena: 5/10 (Nenar)

Różni wykonawcy – Pink Kong vol. 4 (Electroclash.pl)
Już 4 odsłona najbardziej różowej składanki w polskim Internecie. Tym razem portal electroclash.pl postanowił zaserwować nam remixy mniej, lub bardziej znanych wykonawców. Jak zawsze przy tego typu projektach nie można jednoznacznie określić poziomu. Czasem zdaje mi się, że zupełnie został zepsuty klimat oryginału, innym razem utwory, których słuchać nie potrafię słuchać w oryginale są dla mnie całkiem znośne. No może brakuje mi tutaj kilku wykonawców, za co są 2 utwory Maskotek. Jednak miło posiadać i czasem puścić.
Ocena: 7/10 (Nenar)

Uberbyte – DOS (Crunch Pod)
Miłe zaskoczenie w tym miesiącu, w końcu dorwałam naprawdę dobry album. Dostajemy wszystko czego można wymagać od zespołu w klimatach electro. Szybkie, taneczne bity, zróżnicowaną, wpadającą w ucho muzykę, zabiegi sprawiające, że nie możemy narzekać na nudę przy przewidywalność albumu. Idealny na parkiet i do słuchania w domowym „zaciszu”.
Ocena: 8/10 (Nenar)

VNV Nation – Reformation (EP) (Anachron Sounds)
Z czym kojarzy się wam EP? Z krótkim albumem, zawierającym kilka utworów, lub składającym się głównie z remixów? Jeśli tak to na pewno nie zapoznaliście się jeszcze z „Reformation”. EPką zawierającą tyle materiału, że niejeden album wypada przy niej słabo. Wydawnictwo jest złożone z 3 płyt – jedna zawiera utwory w wersji live, druga remixy i niepublikowany materiał, trzecia za to DVD. Co najlepsze przy całości nie mamy wrażenia, że dostajemy zlepek odrzutów z sesji i paru kawałków nagranych live, tylko, że mamy do czynienia z dobrym, ekskluzywnym wydawnictwem, gratką dla każdego fana. Naprawdę miły prezent od VNV Nation.
Ocena: 8/10 (Nenar)

ROCK/ALTERNATIVE:

Bat For Lashes – Two Suns (Astralwerks)
Drugi album Natashy Khan jest kontynuacja debiutu. Subtelny indie-pop mocno podsycony elektroniką. Wpływy Bjork i Tori Amos bardzo wyraźne, ale ubrane w zgrabne, świeże pomysły, które w efekcie dają bardzo przyjemny w odbiorze album.
Ocena: 8/10 (Harlequin)

Heaven & Hell – The Devil You Know (Rhino)
Muzyczny światek czekał na ten album od lat. Panowie Dio, Iommi, Appice i Butler postanowili po raz kolejny wskrzesić ducha Black Sabbath. Mam jednak wrażenie, że z każdą kolejną reanimacją ten duch ma się coraz gorzej. „The Devil You Know” to bardzo nierówny album, będący popłuczynami tego co było stworzone na „Dehumanizer”. Brakuje tu świeżości, brakuje chwytliwych riffów, brakuje pazura, a kilka dobrych numerów nie ratuje całości przed przeciętnością. Pora na emeryturę.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Hunter – Hellwood (Mystic Production)
 „Hellwood” był przeze mnie najbardziej wyczekiwanym albumem w tym miesiącu. Przez to chyba tak się zawiodłam. Niby jest dobry, niby jest dopracowany. Ale dostajemy TELI 2, tylko, że z bardziej dopieszczony tekstami, które niestety nie przemawiają do mnie zupełnie. Muzycznie też wypada słabiej, chociaż pochwały należą się Jelonkowi, bo zdaje się, że skrzypce ratują niektóre kawałki. Trzeba też przyznać iż panuje tutaj mroczniejszy klimat, ale czy chcę mrocznego Huntera? Chyba podziękuję.
Ocena: 5/10 (Nenar)

KTU – Quiver (Rockadillo)
Kolejna progresywna super skład: Trey Gunn , Pat Mastelotto, Kimmo Pohjonen. Niesamowita sekcja  rytmiczna King Crimson i fiński akordeonista – tworzą nietypowe 45 minutowe widowisko. Choć debiut zespołu wyglądał okazalej to „Quiver „ nie wiele można zarzucić.  
Ocena: 7/10 (ignor)

OSI – Blood (InsideOut)
W końcu jest! Trzecie, za razem najlepsze wydawnictwo w historii tej amerykańskiej około progresywnej formacji. Materiał prosty w swej konstrukcji, zważywszy na możliwości i potencjał tkwiący w grupie, ale za to wyrazisty z zapadającymi w pamięć motywami.  
Ocena: 7/10 (ignor)

Ozric Tentacles – The Yumyum Tree (Snapper UK)
Grupa istnieje już prawie 25 lat, a „The Yumyum Tree” to mój pierwszy kontakt z twórczością tej progrockowej kapeli. Płyta przynosi porcję instrumentalnej muzyki, mocno nasączonej elektronika zapewniającą piękny, floydowski, nieco kosmiczny klimat. Nie można zapomnieć o fantastycznych, ale w żadnym wypadku nienachalnych partiach solowych, które zapierają dech. Obecnie chyba nikt tak nie potrafi grać instrumentalnego progrocka. Brawo. Ocena: 8/10 (Harlequin)

Sanders Karl - Saurian Exorcisms (The End Records)
Tak, tak to ten - Karl Sanders. „Saurian Exorcisms”-drugi solowy album, gitarzysty Nile, na którym to po raz kolejny daję się ponieść egipskim rytmom. Z dala od death metalowego zgiełku i chaosu z nieocenioną pomocą akustyka i nietypowych instrumentów, muzyk odnajduję niszę która mu służy, ale chwały raczej nie przyniesie.
Ocena: 6/10 (ignor)

JAZZ:

Krall Diana – Quiet Nights (Verve)
Diana Krall od lat należy do najpopularniejszych smooth-jazzowych wokalistek. Najnowsza propozycja wokalistki jest na tyle smooth, że zwyczajnie zanudza. W zasadzie to tym razem dostajemy porcję bossa novy, która nijak nie ujmuje. Nie pomoże nawet fakt, że sporo tu klimaciarskiej elektroniki, która dobrze uzupełnia się z delikatnym jazzowym podkładem.. Pani Krall nie raz była w lepszej kondycji.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Zu – Carboniferous (Ipecac Recordings)
Zachwalani przez Johna Zorna i Mike’a Pattona muzycy Zu zdają się nie potwierdzać swojego ogromnego potencjału. „Carboniferous” to jazz z mocnymi wpływami fusion, drone czy nawet mathmetalu. Pomimo sporego eklektyzmu w tych pomysłach nie widać odwagi i szaleństwa, które cechuje zespołu niezwykłe. Najwidoczniej Zu takie nie jest. Poprawna płyta. Ocena: 6/10 (Harlequin)

ALBUM MIESIĄCA:











Animal Collective - Merriweather Post Pavilion (Domino)
54 minuty muzyki z pogranicza psychodelii, indie rocka i różnych popowych naleciałości. Zgrabne melodie, spójny klimat, niesamowite aranżacje wokalne. To tylko niektóre z zalet Merriweather Post Pavilion - płyty, która z dość duży prawdopodobieństwem znajdzie swoje miejsce w moim rocznym podsumowaniu. Warta podkreślenia i docenia jest szata graficzna albumu, która dobrana jest wprost idealnie do jego zawartości muzycznej.
Ocena: 9/10 (ignor)

Takiego odważnego albumu w świecie rocka nie było od lat. „Merriweather Post Pavilion” to nie jest zwykły indie rock. Muzycy Animal Collectiva bezwstydnie czerpią garściami ze współczesnej stylistyki pop, rythm ‘n’ bluesa lat 60-ych, RIO/avantgardowej pomysłowości, psychodelii oraz industrialu spinając wszystko w niezwykle oryginalną muzyczną formę skierowaną zarówno do bardziej wyrobionego słuchacza jak i dla mas. Nie zawsze brzmi to co prawda spójnie, ale tako bogato zaaranżowane płyty są reliktami we współczesnej muzyce.
Ocena: 9/10 (Harlequin)

Podsumowanie kwietnia zredagowali: Nenar, ignor, Harlequin

Komentarze
DEMONEMOON : UCERATE?-szkoda gadać,trzeba słuchać RAZOR OF OCCAM?-nie m...
minawi : jak zawsze spora dawka humoru w artykule, dobra robota, Gniewol :D...
Harlequin : Razor Of Occam - dobre to? Co jak Absu, czyli black/thrash, bez tych e...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły