Takie małe okienko, w którym widziało się wszystko na zewnątrz. Niby
nic się nie działo, a przyciągało uwagę. Tak to jest, gdy nie ma się
nic do roboty. Siedzę i siedzę... Nie mógłby ten pociąg jechać trochę
szybciej?
Chłopak wyprostował się i ziewnął nie wstając. Wyciągnął ręce na boki, by się rozciągnąć. Nieco bolała go głowa, ale nie przejmował się tym, w końcu to nie pierwszy raz i nie ostatni.
Siedzący przed nim kolega właśnie się obudził. Erif zazwyczaj nie śpi podczas jazdy, jednak chyba łapała go choroba, przez co był osłabiony i nie mógł się powstrzymać. Ale cóż, nie ze wszystkim można wygrać - nie od razu.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Erif tuż po tym jak ziewnął, przysłaniając usta dłoniąChłopak wyprostował się i ziewnął nie wstając. Wyciągnął ręce na boki, by się rozciągnąć. Nieco bolała go głowa, ale nie przejmował się tym, w końcu to nie pierwszy raz i nie ostatni.
Siedzący przed nim kolega właśnie się obudził. Erif zazwyczaj nie śpi podczas jazdy, jednak chyba łapała go choroba, przez co był osłabiony i nie mógł się powstrzymać. Ale cóż, nie ze wszystkim można wygrać - nie od razu.
- Braya - odpowiedział znudzony chłopak naprzeciwko Erif'a.
- Dopiero? - zdziwił się tamten - To idę spać...
Znów się położył, a dokładniej oparł czoło o ręke położoną na wysuniętym pod oknem stoliczkiem. Teraz głównie widać było jego czarne, średniej długości włosy, do których był dosyć przywiązany.
Erif był młodszy od Urith'a, co jednak nie przeszkadzało, żeby się znali. W sumie to było tak, że to brat Urith'a, Rauko, poznał Erif'a. On jednak dzisiaj nie jechał razem z nimi do szkoły, bo był chory. Siedział w domu i ciągle się nudził przed ekranem telewizora lub monitorem komputera.
Gdyby chociaż pogoda w ostatnich dniach mu sprzyjała, to poczułby się lepiej. Ale wciąż było zimno, do tego przez niebo co chwila przewijały się ciemne chmury niosące opady deszczu.
Pociąg zaczął zwalniać. Urith poczuł jak niewidzialna siła lekko pchnie go w przód. Gdy maszynista zatrzymał tą maszynę, to ta sama siła wbiła go lekko w siedzenie. Takie są prawa fizyki.
Braya - pomyślał Urith patrząc na szyld na stacji. Dworzec był raczej schludny, ale i skromny. Kilka ławeczek, a tylko po jednej stronie były "udachowione", przez co zazwyczaj zbierała się tam większość ludzi uciekających przed deszczem - Jeszcze dwadzieścia minut... Czterdziestominutowa przejażdżka pociągiem jest męcząca, oj jest. Niby nic, a tak nuży... O, konduktor.
Pociąg ruszył znów lekko wbijając Urith'a w siedzenie. Chłopak o krótkich, rudych włosach patrzył na oddalający się dworzec, aż ten zniknął mu z oczu.
Chwilę później kątem bystrego oka dostrzegł konduktora, który właśnie wszedł do przedziału. Rękami wymacał portfel w kieszeni, po czym szybko, z pełną wprawą otworzył go i wyciągnął bilet miesięczny. Lekko potrząsł kolegą mówiąc, że idzie konduktor. Wtedy ten wyciągnął bilet z plecaka - jeżeli tak można było nazwać tą niewielką, czarno-szkarłatną torbę.
Urith zaśmiał się w myślach wyczuwając charakterystyczną woń alkoholu od konduktora. No nie, znów pił... - pomyślał, gdy na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, a w jego zielonych oczach pojawił się obraz stojącego naprzeciw konduktora.
Podniósł bilet tak, aby ten mógł zobaczyć datę ważności biletu i to, że jest już podbity.
- Legitymacje proszę... - powiedział konduktor
No nie, znowu trzeba legitkę wyciągać... - pomyślał Urith, gdy Erif lekko pokręcił głową w wyrazie oburzenia.
Nieco mniej zgrabnie niż z biletem poszło Urithowi wyciąganie legitymacji, gdy Erif tylko pokazał ją za przezroczystą osłonką portfela na dokumenty. Zaraz po tym jak dość wysoki mężczyzna z krótkimi włosami poszedł dalej, to dwaj chłopcy zaczęli go obgadywać chowając bilety i, w przypadku Urith'a, legitymację.
- Nawet pospać nie można - powiedział Erif - Pił coś? Czy jakiś nowy?
- Chyba i jedno, i drugie - odpowiedział Urith patrząc w ślad za konduktorem, który wyszedł z przedziału. Westchnął, po czym znów spojrzał na kolegę ze szkoły.
Chodzili do innych klas. Z racji tego, że Urith był o rok starszy od Erif'a chodził do klasy drugiej, gdy ten do pierwszej. Teraz zaś był na półmetku do klasy trzeciej. Ostatnio jego dywiza brzmiała: "Oby zdać".
Nagle, niespodziewanie, Erif powiedział: "No, kocham pociągi!". Do przedziału weszły jakieś dwie kobiety, mimo że pogoda wcale nie sprzyjała, to nie przeszkadzało im, żeby wyostrzyć swoje piękno.
Rozsiadły się na siedzeniach obok Erif'a i Urith'a, po czym, czując jak tu ciepło, ściągły płaszcze. Wtedy co po niektórzy, dokładnie Urith i Erif, wbili wzrok w nieco bardziej kobiece, niż męskie narządy tych pań.
Po chwili Urith wyjrzał za okno, po swojej stronie, nie tak jak Erif w pretekście po stronie tych urodziwych dam. Uśmiechnął się lekko i patrząc na mijaną za oknem przyrodę kompletnie odizolował się na moment od świata zewnętrznego.
Znów do szkoły... Tyle godzin nauki, aż mi się nie dobrze robi... I to nie dlatego, że nie lubię się uczyć. Przecież lubię, ale po co aż tyle zadań domowych i wogóle - myślał, gdy zobaczył jak pociąg przejeżdża mostem nad rzeczką, której nazwy nawet nie znał. Westchnął i znów pogrążył się w myślach.
Nie no... Głowa mnie boli już od rana... Na szczęście pamiętam chociaż co mi się śniło, oj, a takie sny uwielbiam. Fabuła i wogóle... Kto by pomyślał, żebym z karabinem snajperskim mógł być w oddziałach specjalnych... Przez ten ból głowy nawet chyba myśleć nie mogę normalnie, fuck...
- Urith - usłyszał chłopak nagle głos z zewnątrz, rozbrzmiewał on w jego uszach przez moment odbijając się szerokim echem. Dopiero po chwili do niego dotarło, że to Erif - Urith!
Erif stał obok rudowłosego chłopaka śmiejąc się z niego. Głową wskazał za okno, wtedy Urith zorientował się, że wjeżdżają na stację. Sam się zaśmiał, gdyż takie zawieszenia zazwyczaj mu się nie zdarzają.
Rozciągnął się i wstał, po czym założył plecak i podszedł do drzwi wyjściowych.
- Fajne - powiedział Erif patrząc na panie, które niedawno podziwiał.
- No, gust chyba mamy podobny - odpowiedział uśmiechając się Urith, a jednocześnie kątem oka zerkając na wdzięki pań - Ehhhh, jak mi się nie chce iść do szkoły...
- To nie idź - odpowiedział szybko Erif - Proste, nie chcesz: nie idziesz i już...
- A co innego mam do roboty? - zapytał jakby retorycznie Urith - Nic, to chociaż się nie będe nudzić... No dobra, będę się nudzić, bo nie mam prawie żadnej ciekawej lekcji.
Pociąg zaczął zwalniać, gdy między przedziałami, obok drzwi wyjściowych z pociągu, znalazły się jeszcze trzy osoby. Jakiś rówieśnik Urith'a i dwie, szacunkowo czterdziestoletnie kobiety, które rozmawiały o czymś, jednak nikt nie miał zamiaru ich podsłuchiwać. Niedużo czasu minęło zanim pociąg się zatrzymał, a automatyczne drzwi otwarły się. Wtedy Urith wyskoczył, a za nim Erif, nie patrząc na schody.
- Zimno... - zauważył Erif po przejściu kilku kroków, gdy spojrzał w niebo odpowiedziały mu jedynie chmury. I mimo, że szukał choć jednego promienia słonecznego na niebie, to nie znalazł nic
- Troszkę - potwierdził Urith nie zwracając uwagi na temperaturę. Przez moment jego ciało trząsło się z zimna, po czym nagle przestało, jakby mu rozkazał.
Jak sobie wyobrażę - myślał Urith - że jest mi ciepło i siedzę na plaży, owiany promieniami słonecznymi, to od razu robi mi się cieplej... Hmmm, faktycznie, chłód dobrze wpływa na szare komórki, od razu mniej głowa boli i lepiej się myśli!
- Ta, jasne, troszkę... Jak tak ci ciepło, to daj kurtkę! - powiedział Erif do kolegi
- Nie chce być chory - odpowiedział Urith - A tak, to bym wytrzymał. Zimno mi tylko w palce u nóg.
Obaj koledzy powoli szli wzdłuż peronu. Zbliżali się do tunelu, który musieli przejść, żeby dostać się do miasta. Później jeszcze kilka minut piechty i są w szkole, jednak nie mieli zamiaru myśleć o szkole w najmniejszym stopniu. Szli w jej stronie automatycznie, odruchowo.
- Kurcze, o której dzisiaj kończysz? - zapytał Erif chuchając, gdy powietrze z jego ust odrużniało się od otoczenia, bo faktycznie, temperatura jednego stopnia celsiusa wcale nie należała do najgorętszych.
- Chyba o 15:20, a co? - zapytał Urith beznamiętnie
- Nic, chyba kończę o tej samej, możemy wpaść wtedy na miasto, co? - zapytał Erif
- Taa... - odpowiedział Urith gdy w jego głowie zaczęło wszystko wirować.
Nie był to pierwszy raz. Rozglądał się w prawo i lewo, nieco zwalniając, gdy kręciło się mu w głowie. Miał ochotę krzyknąć ze strachu, jednak hamował się. Za pierwszym razem było gorzej, później coraz lżej. Gdyby pamiętał swoje wszystkie sny o przyszłości, które nazywał proroczymi, to miałby łatwiej. Ale przypominał sobie dopiero treść danego snu, gdy działo się coś naprawdę.
Lekko popchnął Erifa, a ten uderzył o ścianę tunelu, wydając z siebie cichy jęk bólu. Gdy już chciał nieźle sponiewierać Urith'a, to zobaczył jak dokładnie w miejscu, w którym przed chwilą stał przejeżdża rowerzysta, a drugi obok Urith'a. Po chwili zastanowienia powiedział "Dzięki" z pełnym wyrazem zdziwienia na twarzy. Obaj rowerzyści naprawdę szybko jechali, więc raczej nie wymanewrowaliby, aby uniknąć zderzenia.
- Co masz pierwsze? - zapytał Urith przerywając tą okropną ciszę
- "Okno", a później geografię - odpowiedział Erif
- Oooo, współczuję... Geo mamy nie za fajne, wogóle nie chce mi się tego uczyć - powiedział Urith
- Nom... - potwierdził Erif, gdy wyszedł na świeże powietrze, pokonując ostatnie stopnie schodów prowadzących na zewnątrz z tunelu.
Urith potknął się i gdyby lekko nie odepchnął się od Erif'a, to nieźle przygrzmociłby w beton. Chociaż słowo "odepchnął" nie bardzo jest na miejscu, bo jedynie lekko go dotknął, przez co był w stanie odzyskać równowagę.
- Kaleka - skomentował całe wydarzenie Erif śmiejąc się
- Ehhh, poszedłbym teraz spać... - nagle zmienił temat Urith, myśląc o swoim wygodnym łóżeczku - Albo zagrałbym sobie na kompie.
- No, właśnie, kiedy zagramy w tego Thunder Clush'a na multi? - zapytał Erif
- Może dzisiaj, albo jutro. Zgadamy się przez MM, tylko do mnie napisz - odpowiedział Urith przypominając sobię grę, o której mówił jego kolega.
Była to gra akcji połączona ze strzelanką. Bardzo ciekawy mod dla jednego gracza i wprost wspaniały dla wielu graczy, w których było tak wiele opcji. Np.: Gdy podeszło się niepostrzeżenie do przeciwnika, to można było skręcić mu kark i się za niego przebrać...
[Adnotacja: Taka gra nie istnieje, nazwa i treść zostały wymyślone przez autora fanficka]. I tylko dlatego, że miała w sobie tak wiele opcji uznana została za grę na tyle brutalną, iż gracze poniżej 18 roku życia nie mogli w nią grać. Ale jak zwykle niewiele osób zwracało uwagę na taką rzecz. Czasami, co naprawde dziwiło, w tą gre nocami zarywały dzieci poniżej czternastego roku życia, a potem w szkole chwalili się swoimi osiągnięciami, ile to ludzi zarżnęli, ile kobiet zgwałcili i jak wieszali dzieci w toalecie...
Zdecydowanie rynek gier jest coraz bardziej brutalny - pomyślał Urith. Każdy o tym wiedział, a jednak decydowali się na to by tą grę kupić? Dlaczego? Nikt nigdy nie wiedział, ale dziwnym trafem ta gra była na półce niemalże w każdym domu.
- Dobra, widzimy się po lekcjach, na razie! - powiedział Urith patrząc w stronę kolegi, po czym poszedł do jakichś osób, najwyraźniej kolegów z klasy i zaczął z nimi rozmawiać.
Erif stawiając powoli kroki spojrzał na dosyć masywny budynek w którym znajdowała się szkoła. Nie chciał dzisiaj wstępować w jej progi. Tyle dzisiaj miał zajęć, które wolałby odpuścić... Ale jednak poszedł.
[center] *** [/center]
Erif wszedł do szatni, gdzie zostawił swoją kurtkę w szafce, do której miał klucz. Gdy już miał odchodzić zobaczył coś dziwnego, co przykuło jego uwagę. Drzwiczki którejś z szafek były uchylone, a z wewnątrz wystawał dziwny kawałek ubrania, a pod spodem było trochę szkarłatnej mazi. Wiedział, że to nie katchup, był pewien, że to krew.
Lekko, niepewnie, popchnął drzwi szafeczki, a z niej wypadła zakrwawiona koszula. Wylało się też nieco krwi. Erif był naprawdę zdziwiony, nigdy czegoś takiego nie widział...
Dopiero teraz, choć z niechęcią doszczegł więcej istotnych rzeczy. W zakrwawioną koszulę owinięty był nóż, choć bardzo niedbale. To jednak mniej przykuło jego uwagę niż numer na szafce. Numer 384...
W jego głowie pokazało się wspomnienie z przeszłości. Gdy przechodził z Urithem przez próg szkoły, a nastepnie podeszli do szafek w szatni. Numer szafki Erifa był równy 376. Mimo, że w szkole był zaledwie ósmy dzień, to już zapamiętał ten numer. Wtedy obrócił się nieco w prawo i zobaczył kilka miejsc dalej Urith'a. I numer na jego szafce, numer 384.
Zwrot "O wilku mowa" byłby jak najbardziej na miejscu, gdyż Urith akurat podszedł do swojej szafki i ze zdziwieniem zaczął przyglądać się koszuli i ostrzu, które było w środku. Spojrzał do wnętrza swojej szafki i zobaczył jakieś dziwne zdjęcia. Były porozrzucane na całą długość szafki i w dużej części zakrwawione.
Urith jakby nie dowierzając spojrzał dokładnie na numer schowka, a następnie przyglądał się sąsiadującym schowkom.
Wokół zakrwawionej koszuli zaczęło robić się zamieszanie. Coraz to więcej osób się jej przyglądało, zachowując jednocześnie dystans od Urith'a. Słyszał szapty na swój temat.
- On nie żyje - usłyszał gdzieś za sobą
Natychmiast rzucił głową szukając tego, kto to powiedział. Zobaczył tylko wpatrujących się w niego gapiów, a raczej uczniów. Przez to grono powoli przedzierał się nauczyciel. Była to dosyć wysoka kobieta, w raszej podeszłym wieku. Jednak stawiała opór czasowi, widać było to wyraźnie, bo mimo, że każdy wiedział o jej wysokim wieku, wyglądała jakby była niemalże o połowę młodsza.
Pani profesor Arez uczyła w szkole języka polskiego, była też nauczycielką młodego mężczyzny, który właśnie patrzył w jej stronę oczyma chcącymi powiedzieć "Lepiej, żeby pani tego nie widziała".
Było juz za późno. Polonistka podeszła i spojrzała na kałużę krwi, potem na nóż i koszulę, a na samym końcu na Urith'a.
- Urith, co to jest? - zapytała jakby nie wiedziała co mówi
- Krew - zaczął chłopak - Zakrwawiona koszula i nóż...
- Co ty zrobiłeś? Skąd to jest? Czyje? - szybko zapytała pani profesor
- Chciałbym wiedzieć, ale jak przyszedłem to już to było - powiedział Urith - Ktoś zapaskudził mi szafkę, mogę dostać nowy numer?
- Do gabinetu dyrektora - powiedziała pani Arez, czekając na reakcję chłopaka, który westchnął i zaczął iść w stronę gabinetu.
To było niesamowite, tłum gapiów, przez który ledwie przebiła się pani profesor nagle rozstąpił się przed chłopakiem. Na moment pani Arez powiedziała coś innemu profesorowi, który podszedł bliżej szafki i utrzymywał wszystkich z dala od niej.
Gdy Urith i pani Arez oddalili się nieco zaczęli cicho, bez odwracania głowy i wzroku rozmawiać.
- Nie obracaj głowy, oficjalnie ta rozmowa nie miała miejsca - powiedziała pani profesor - Nie wiem skąd to się tam wzięło, ale ty tego nie zrobiłeś, prawda?
- Skąd pani wie? - zapytał chłopak szczerze zdziwiony. Myślał, że jest głównym podejrzanym nie wiadomo jakiego przestępstwa.
- Twoja reakcja wskazywała na to, że jesteś psychopatą. Mówiłeś kompletnie bez żadnych emocji o tym co się tam działo.
No i co to ma do rzeczy? - zdziwił się Urith - To chyba jest niekorzyść!
- Ale jedno tam nie pasuje - ciągła kobieta - Ty nie jesteś psychopatą i tu jest problem. Dlaczego byłeś taki opanowany?
- Nie będe przecież panikował na widok krwi, noża, czy koszuli. Jeżeli pani zauważyła, to...
- To co? Mów, wszystko zostanie między nami
Ta, jasne... - podsumował w myślach Urith - Co najwyżej między nami zostanie to, że ta rozmowa nie miała miejsca. A resztę zaraz pani profesor wypaple... No i uważany za psychola, jak powiem, że słyszałem głos...
- W szufladzie były też jakieś zdjęcia, kilka z nich przedstawiało mnie... Zaczynam się bać.
Słowa te powiedział tak twardo, że pani profesor, która kiedyś próbowała swych sił jako psycholog, nie miała pojęcia czy Urith kłamie. Wszystko powiedział twardo, powoli i beznamiętnie. Nie było w tym ani jednego zaakcentowanego słowa, choć wcześniej niemalże każde słowo chłopaka było wyraźnie podkreślone akcentem.
- W gabinecie porozmawiasz z dyrektorem, później zapewne przyjedzie policja i będzie cię o różne rzeczy wypytywać - powiedziała oczywiste rzeczy pani Arez
- Wezmą mnie na sekretariat i zamkną? - zapytał Urith lekko odchylając głowę - Mama będzie się martwić, a ojciec mnie później... Na pewno nie pochwali...
W tej wymowie już było widać znaczące akcenty Urith'a, które bez wątpliwości przekazały wszystko co miały przekazać.
On chyba jednak naprawdę się boi - pomyślała idąc kobieta, gdy spojrzała na moment na jego twarz. Jego usta niemalże otwierały się co chwilę, jednak nie wydobywały się z nich słowa. - Musi być w szoku i nie wie co zrobić.
- Wchodzimy, od razu, bez pukania - powiedziała pani Arez
[center] *** [/center]
- Słyszeliście? - zapytał Lay, kolega z klasy Urith'a - Podobno Urith kogoś zabił!
- Ta, wczoraj strzelił headshot'a Mirkowi - zażartował długowłosy brunet o niebieskich oczach - I to jak! Nawet...
- Nie! - zawołał Lay - Słuchaj Wiktor, w jego szafce była zakrwawiona koszula, nóż... On kogoś podobno zabił!
- Serio? - zdziwił się Wiktor - Więc nie będzie go dzisiaj na lekcjach? Przyszedł do szkoły?
- No tak i... - chciał powiedzieć coś Lay, jednak przerwał mu krzyk kolegi z klasy
- Hej! Słyszeliście, Urithowi ktoś wpieprzył zakrwawioną koszulę do szafki! - zawołał przybiegając niezbyt wysoki chłopak, Piotrek. Był dosyć zdyszany po wbiegnięciu na drugie piętro
- Ktoś z was kłamie? - zdziwił się Wiktor - Jeden mówi, że on kogoś zabił, drugi, że go wrabiają... Powiedzcie co wiecie na pewno.
- Ja... ehe.... - zaczął Piotrek poprzedzając swą wypowiedź kilkoma wdechami i wydechami powietrza, powoli się uspokajając - widziałem jak z jego szafki wypadła zakrwawiona koszula, która owijała nóż.
- A ty, Lay? - zapytał Wiktor - Co widziałeś?
- No... To samo - odpowiedział chłopak
- I myślisz, że on kogoś zarżnął tym nożem? - zapytał Wiktor - Ładny z ciebie kolega... Przecież pamiętasz, co ostatnio zrobił? Czy nie?
Lay natychmiast sobie przypomniał o co chodzi. Zapatrzył się na coś, sam nie wiedział o czym myślał, ale wszedłby prosto pod rozpędzony samochód marki Honda. Nagle poczuł jak ktoś ciągnie go do tyłu. "Życie ci nie miłe?" - zapytał Urith obracając Lay'a w swoją stronę. "Dzięki... Zapatrzałem się, dzięki Urith!".
Chłopak nieco się zaczerwienił, po czym przestał się odzywać. Stał tylko i słuchał co do powiedzenia mają inni, nie chcąc palnąć czegoś głupiego.
- Gdzie on teraz jest? - zapytał Wiktor - Do dyrka poszedł?
- Tak, cholera... To nie on, no nie? - zapytał nieco niepewnie Piotrek
- Też tak myślę.
Nagle rozległ się dzwonek na lekcje. Wszyscy trzej podnieśli swoje plecaki z podłogi, po czym weszli do sali wraz z resztą zbierającej się klasy. Temat zakrwawionej koszuli stał się głównym tematem rozmów w całej szkole. I plotki rosły.
Najciekawsze były te mówiące o tym, że Urith kogoś zabił. Tutaj niektórzy prześcignęli innych w wymyślaniu. Ktoś powiedział, że to była koszula damska i zabił jakąś dziewczynę, zaraz po tym jak ją zgwałcił. Ktoś inny powiedział, że to koszula chłopaka z którym zdradzała go dziewczyna. Nawet ktoś powiedział, że to koszula profesora od wychowania fizycznego, który ostatnio nie pokazywał się w szkole!
Jednak najdokładniejszy i najprawdopodobniejszy pogląd na sprawę postawił Wiktor. Chłopak który oglądał dosyć dużo filmów kryminalnych mógł właśnie dojść do tego co się stało, jednak brakowało mu faktów.
I tak przesiedział cały język niemiecki. Siedział i myślał o tym co mogło się stać, jednocześnie gdy wszyscy, włącznie ze zdziwionym nauczycielem od niemieckiego, profesorem Aurora, rozmawiali właśnie o tym zdarzeniu.
Załóżmy, że Urith kogoś zabił. Po co? Dla kasy? Nie, jego nie interesuje kasa. W nerwach? Widziałem jego szał i nerwy, to niemożliwe. Za szybko wyładowuje emocje. I nie używa noży, woli bić się na pięści - myślał Wiktor wsłuchując się w komentarze na lekcji dotyczące tej samej sprawy - By się pokazać? On miał gdzieś swoją famę, a ta by mogła tylko na tym ucierpieć. Poza tym zostawić taką rzecz w szafce szkolnej? Nie no, on może był czasami głupi, ale jeżeli chodzi o planowanie i wykonanie to szło mu dosyć nieźle... Wychodzi na to, że ktoś go chce wrobić. Tylko kto? I dlaczego?
- Dobra, może porzućmy temat - zaproponował profesor Aurora - Chyba, że ktoś powie mi to po niemiecku.
Co po niektórzy cicho klęli pod nosem, inni zajęczeli. Nie chcieli mieć tej lekcji niemieckiego, bo dzisiaj Aurora miał odpytywać.
- I nie zapomniałem o odpytywaniu - powiedział profesor kompletnie niszcząc nadzieje uczniów na to, że udało im się z tym odpytywaniem - Po prostu przenieśmy to na następną lekcje, dobra?
Klasa jednogłośnie powiedziała "Tak!", a potem podziękowała.
- A może jest ktoś chętny do odpowiedzi? - zapytał nauczyciel
- Panie profesorze, może ja mógłbym odpowiadać? - zapytał Lay podnosząc ręke
- Proszę bardzo, więc... Jak powiesz "Wstaję o ósmej"? - zapytał mężczyzna myślami będąc daleko.
Urith, tak? - zastanawiał się - To ten rudowłosy chłopak, który często zadaje głupie pytania. Wróć, nie ma głupich pytań. Ale czy mógłby zrobić coś takiego?
- Ich... Ich stehe um.. acht Uhr an? - zapytał nieco niepewnie Lay
- "Auf" na końcu - powiedział - A jak byłoby...
[center] *** [/center]
Nie wierzę - pomyślał Erif siedząc na krześle, wpatrując się w ścianę na korytarzu - Co jest? On kogoś naprawdę zabił, czy jak? Przecież nie wyglądało na to, by mógł kogoś zabić, ostatnio coraz lepiej się mu wiodło... Cholera, nawet dziewczyny zaczynały się nim interesować! Mówił też coś o jakiejś pracy. Jeszcze wczoraj wygłupialiśmy się... Właśnie, on nie mógł tego zrobić! Do domu wrócił o drugiej, wtedy co ja. Pociągi nie jeżdżą wtedy w tą stronę, ani autobusy, ani nic! Przyjechał dopiero ze mną, w innym wypadku nie zdążyłby wrócić do domu i nie byłoby go, jak po niego wpadłem. Ktoś go wrabia... Po szkole będe musiał się z nim zobaczyć!
Wtedy Erif zobaczył jak korytarzem wyprowadzany jest właśnie ten o którym myślał, w obstawie trzech policjantów, z których jeden poszedł w stronę szatni. Urith szedł ze spuszczoną głową.
Kolega wyprowadzanego chciał go zawołać i dodać mu otuchy słowami "Wiem, że to nie ty!", ale tego nie zrobił. Po prostu nie przeszło mu to przez gardło.
[center] *** [/center]
Prowadzony młody mężczyzna rozglądał się na boki, do sąsiednich cel w areszcie. Gdy zwolnił chociaż na chwilę policjant za nim lekko go popychał mówiąc "Dalej". Co jednak nie przeszkodziło dokładniejszym oględzinom aresztu.
Pomieszczenie aresztu znajdowało się jeden poziom pod parterem. Była to sala z wydzielonymi przez kraty celami. Trafiali tu tymczasowo przestępcy, zanim doszło do ich rozprawy w sądzie i nie zostali odesłani do więzień - choć w nieco rzadszych przypadkach - zdarzało się też, że byli puszczani wolno. Urith na szybko policzył ilość cel, było ich łącznie dziesięć, może dwanaście, nie miał czasu by przyjrzeć się dokładniej. Jednak był pewien, że trzy były wolne i właśnie zmierzał do jednej z nich.
Kilka osób przesiadujących właśnie w celach podniosło się i podeszło do krat, szczerząc zęby do prowadzonego chłopaka. Widać, że chcieli z nim o czymś porozmawiać, ale fakt, że był prowadzony przez policjana nieco im przeszkadzał. Dlatego cierpliwie czekali.
Jeden z nich, dosyć wysoki z ciemną karnacją skóry i bardzo krótkimi włosami i brodą usiadł na łóżku i cierpliwie czekał, wbijając wzrok w nowego kolegę z aresztu. Inny chłopak, chyba rówieśnik, spojrzał na niego dziwnym wzrokiem całyczas stojąc przy kratach. Reszta więźniów rozmawiała o czymś, bądź zaimowała się innymi sprawami.
- To tutaj - odezwał się policjant otwierając celę. Dopiero, gdy wprowadził do środka Urith'a, to ściągnął mu kajdanki, a ten w uldze lekko wymasował sobie nadgarstki
- Bez zarzutów mogę być tutaj przechowywany tylko dwadzieścia cztery godziny - zaimponował strażnikowi chłopak obracając się. Mówił pewnie i spokojnie, jakby już nieraz miał do czynienia z taką sytuacją. Miał nieraz, w książkach i na filmach, ale nigdy w rzeczywistości.
- Zostałeś zatrzymany pod zarzutem dokonania morderstwa i dowody wskazują na to, że to ty popełniłeś przestępstwo - powiedział policjant
Słowa stróża prawa przykuły uwagę wszystkich więźniów. Jeżeli nie patrzyli wcześniej w stronę Urith'a, to spojrzeli teraz. W końcu nikt z obecnych w areszcie nie był tutaj z powodu morderstwa. Kradzieże, oszustwa, przekręty, umyślne powodowanie wypadków, to były główne powody aresztowania obecnych więźniów. Dlatego rzekomy "morderca" przykuł ich uwagę i to znacznie. Z ust chłopaka w bliskim Urithowi wieku zniknął uśmiech, a pojawił się na jego twarzy wyraz zdziwienia połączony z lekkim wytrzeszczem oczu. Widać, że był w szoku.
Morderstwo? - pomyślał chłopak patrząc na Urith'a, który był zupełnie opanowany i spokojny - A ja myślałem, że poszedłeś siedzieć tak jak ja, za kradzież samochodu lub gwałt na kobiecie... Ale morderstwo?
A więc jesteś zabójcą na zlecenie? - mężczyzna o ciemnej karnacji skóry spojrzał z jeszcze większym zaciekawieniem w stronę Urith'a - A może tylko zabiłeś kogoś przypadkowo? Oj, będzie o czym rozmawiać, a myślałem, że będzie to kolejny nudny dzień...
- Do widzenia - powiedział cicho Urith, gdy policjant odchodził, a ten obrócił się z dziwnym przesłaniem we wzroku, który mówił bardzo wyraźnie "Ta, wypierdalaj zasrany morderco".
Urith westchnął, po czym rozejrzał się po swojej celi. Jedno łóżko, jeden koc, jeden materac, jedna poduszka, jedno okno z kratami, bardzo solidnymi, a oprócz tego ściana i pręty odgradzające go od reszty więźniów, jak i od holu wyjściowego.
Skromnie tu - pomyślał siadając na łóżku i ziewając - Nawet telewizora nie mają... Ciekawe, czy w telewizji mówią już o tym, co rzekomo zrobiłem? A może już uczynili ze mnie mordercę? Nawet nie wiem czyja to była krew i koszula... Ale ten napis...
Nastoletni chłopak przypomniał sobie drzwi szafki, w której leżały zaplamione krwią zdjęcia. Przypomniał sobie więcej - to jak zdjęcia się ułożyły, były w kierunku jakby chronologicznym. Nawet widział kilka swoich. A na jednej ze ścianek widniał napis z krwi "Dołącz do nas, albo umrzesz". Gdy tylko go przeczytał zobaczył poniżej jakiś dziwny znak. Było to półkole, przez które w środku przecinały się dwie linie i jeszcze jedna biegła równolegle do górnej lini, która przecinała środek łuku tego półkola.
Najdziwniejsze było to, że po chwili, gdy spojrzał na ten napis ponownie to przeczytał "Zastanów się dobrze, drugiej szansy możesz nie mieć", a pod napisem wciąż widniał ten sam znak. Po chwili znak się rozpłynął, a na ścianie pojawił się napis "DEATH".
To było chyba najdziwniejsze w tym wszystkim. Może to wszystko mi się śni? - pomyślał drapiąc się po głowie - Jakiś koszmar, czy co? Nie, to zbyt rzeczywiste a jednocześnie... Takie dziwne.
- Hej, ty, nowy! - zawołał chłopak w bliskim Uritha wieku. Miał krótkie, na dwa centymetry, włosy i zielone oczy. Urith miał podobne, tylko że wychodząc na zewnątrz zamiast zielonego koloru źrenic był brązowy - Jak się nazywasz?
Urith spojrzał na kryminalistę i zobaczył jego lekki uśmiech na twarzy. Nie był już taki, jaki zobaczył idąc do celi, gdy ten sam osobnik wyszczerzył zęby pokazując pełną gamę plomb w swoich nieco przyżółkłych zębach. Jednak niedaleko było im do białości, zresztą tak jak Urith'a, tyle, że on ostatnio nie chodził do dentysty, bo mu się nie chciało.
- Nie rozmawiam z kryminalistami - odpowiedział Urith walcząc z uczuciem ciekawości, by dowiedzieć się za co siedzi jego kolega z aresztu. Mimo, że było to bardzo silne uczucie, to udało mu się je zwalczyć.
- Ale jakby na to nie patrzeć, sam też jesteś kryminalistą - odezwał się mężczyzna o nieco ciemnej karnacji skóry wstając i podchodząc powoli do prętów. Stał w celi w sąsiednim rzędzie cel, naprzeciw i jedną celę od przytulnego miejsca noclegu Urith'a - Tutaj sami swoi, możesz mówić. Nie wypada pytać bez przedstawienia się. Dariusz Odren.
- Urith - odezwał się chłopak, nie mając najmniejszego zamiaru powiedzieć nazwiska. Wiedział, że wystarczy imię. Na razie - I wybaczcie ale muszę się przespać. I wszystko przemyśleć.
Położył się na plecach i wpatrywał się w sufit, jakby było w nim coś interesującego. Po chwili obrócił się na bok i przykrył się kocem, myśląc o miłej, puchowej kołderce.
Leżąc słyszał szepty. Szepty i rozmowy, niektóre z nich były na jego temat. Zyskał sobie naprawde niezły szacunek samym określeniem policjanta. Może to i dobrze? - pomyślał - Teraz chociaż będę miał spokój, na jakiś czas. Ale kto naprawde popełnił to morderstwo, skoro to nie byłem ja... to kto? I co miały znaczyć te napisy?
Jeszcze wczoraj dobrze się bawiłem z Erifem, a kilka godzin wcześniej z Erią, a wcześniej z Sylwią... Cholera, ale można się stoczyć i to kompletnie bez powodu - westchnął starając się odizolować od świata zewnętrznego, by zasnąć. W końcu nie spał dzisiaj zbyt długo i wciąż czuł się zmęczony, a jego oczy same chciały się zamknąć.
Kurwa, jestem naprawdę przerażony. Ktoś chce mi złożyć propozycję nie wiadomo czego i grozi mi śmierć. I to wszystko... wydaje się jakieś dziwne. Myśli mi się plątają, jedna z drugą i ten znak ze ścianki, krew. Dobrze, że nikt stąd nie potrafi odczytać jak strasznie jestem zaniepokojony, od zawsze nikt nie potrafił. I dobrze, dosyć już mają inni swoich problemów, przy których moje są rzeczą błachą. Znak. Więzień w celi obok. Ten ciemnoskóry więzień z naprzeciwka. Małe zakratowane okienko, za którym słychać ciche biadolenie psów, zapewne policyjnych. Dosyć chłodno, jednak nie zimno. Strach. Ulga? Brak spokoju i ulgi. Nóż, więzień obok, prosty. Chce stąd uciec. Ten facet naprzeciwko najwyraźniej siedzi w areszcie tylko z własnej woli, pewnie chowa się przed kolegami z gangu. Tamci grają w karty, gdzie stawką są narkotyki i alkohol.
Nie miał pojęcia kiedy to wszystko zobaczył, kiedy to wpadło mu do głowy. Naturalną koleją rzeczy, gdy tylko na moment się uspokoił, wszystko przyszło nagle. Widział to wszystko, jednak jeszcze tego nie pojął, aż do teraz.
Przyjdzie mi tu spędzić parę długich godzin. I na razie jestem bezpieczny, nóż nie jest skierowany w moją stronę, gang nie zamierza napadać na areszt by zemścić się na swoim koledze, ani nie wpadną strażnicy zabierając alkohol i narkotyki, a następnie przeszukując wszystkich dokładnie. I nikt nie wpakuje mi nic do mojego tyłka. Na razie, więc lepiej teraz się przespać, a później pomyśleć co będzie dalej. Może sen pokaże mi co przyniesie przyszłość... Chociaż kogo ty okłamujesz, dobrze wiesz, że nigdy nie pamiętasz swoich snów proroczych, aż do momentu, gdy zdarzenie ma miejsce. I wtedy masz tylko jedną szansę, jednak mimo, że wiesz co się stanie, to twoja reakcja jest wolniejsza i...
Zasnął, gdy życie płynęło w tym areszcie odizolowanym od zewnątrz - tylko częściowo odizolowanym, w końcu ten alkohol i narkotyki nie brały się znikąd.