Bez obaw. Nie jest to w żadnym razie mazgajska płyta. Brak tu tanich popowych emocji, brak też schematów znanych z polskiej sceny. To album przemyślany w każdym calu, który nie oczaruje przypadkowego słuchacza (i chwała Bogu). Dominują tu utwory leniwe o nieco smętnym nastroju ("The Clock", "Island", "Celluloid"). Do tego grona dodać, można także dwa mrożące krew w żyłach, chłodem swej nieprzystępnej elektroniki, utwory - "Recurring" i przepięknie zamykający całość - "Man of Winter". Ma to oczywiście swój urok. Do mnie jednak lepiej przemawiają te dynamiczne, co bardziej zwrotne i szybsze fragmenty płyty. Takie jak moja ulubiona, opatrzona chwytliwym, wspaniale akcentowanym przez Kulkę refrenem, kompozycja - "Got a Song". Ale nawet te przebojowe numery wymagają od słuchacza oddania, duszy muzyce. I ta produkcja. Bogdan Kordecki spisał się na medal, ale czy to kogoś jeszcze w tym kraju dziwi? Reszta magii jest po stronie wokalistki i jej co raz bardziej odważnych wokali. Energi i szalonych pomysłów dziewczynie też nie brakuje. Posłuchajcie takiego - roztańczonego "Dead Yet", czy też ocierającego się o Waits'owskie klimaty "Keep It Down". Jest w czym wybierać. Żadnego brodzenia po mieliźnie i tylko kilku pojedynczych wyskoków. Bardzo dobra i równa to płyta, na której poziom utrzymany jest od pierwszej do ostatniej kompozycji. Obserwując początki kariery Gaby Kulki odnieść można było wrażenie, że brakowało jej kogoś kto potrafiłby skomponować dla niej naprawdę dobre utwory. I na kogoś takiego trafiła. Konrad Kucz sprawił, że jej gwiazda rozbłysła na wokalnym niebie w pełni. Mam nadzieje, że to dopiero pierwsza eksplozja i na kolejne nie będziemy musieli długo czekać.
Tracklista:
01. Electric Sheep
02. Dead Yet
03. The Clock
04. Got a Song
05. International Man of Misery
06. Keep It Down
07. Island
08. Recurring
09. Maestro
10. Celluloid
11. Your Drum
12. Man of Winter
Wydawca: Jazzboy Records (2009)
cHrzanek : Zgadzam się z recenzją. Płyta jest genialna. Mam nadzieję, że kiedyś...