Lata 90 to wysyp wszelkiej maści zespołów industrialnych. Popularność tego gatunku spowodowała, że wytwórnie raz po raz atakowały słuchaczy nowymi tego typu tworami, przez co ciężko było w tej materii o niepowtarzalność i odkrywczość. Kolejna, tworzona w wielkich bólach, płyta KMFDM "Symbols" zapowiadana była jako wielki muzyczny hołd złożony ikonom tego gatunku. Dlatego też do albumu podeszłam ostrożnie.
Po kolejnej płycie KMFDM nie spodziewałam się niestety niczego zaskakującego; oliwy do ognia dodawał jeszcze fakt, że kompletnie nie podpasowały mi niektóre z wcześniejszych dokonań zespołu. Jednak bardzo miło się zaskoczyłam, gdyż po bliżej nieokreślonym romansowaniu z klimatami reggae, funk czy też z infantylnym piosenkarstwem (plus kobiece chórki w tle) KMFDM nareszcie przeszedł renesans, nagrywając w pełni profesjonalny, dojrzały i naprawdę dobry materiał.Zespół podjął się ciężkiej próby stworzenia albumu w estetyce, która ma już na świecie swych liderów. Płyta "Symbols" brzmi jednak niezwykle nowocześnie i świeżo. Wciąż słychać fascynacje klasykami gatunku, jednak grupa KMFDM umiejętnie potrafiła połączyć wypracowane przed laty brzmienia swych inspiratorów ze swoim własnym stylem, tworząc specyficzny industrial "made by KMFDM" - industrial zderzony z dysharmonicznymi gitarami, electro beatami i irracjonalnymi samplowymi plamami, tworzący multi-wymiarowy melanż. Sascha Konietzko nie zapomniał także o tym, że ma w składzie takich mistrzów muzycznej ekstremy, jak: Raymond Watts (Pig, Schwein), En Esch (Slick Idiot) czy Kevin "Nivek Ogre" Ogilvie (Skinny Puppy, ohGr). Zwłaszcza dzięki dwóm ostatnim dzieło "Symbols" zyskuje na wartości. Korzystając ze wskazówek, jakie przed laty przekazali najznamienitsze industrialne projekty, muzycy ci nadali produkcji wyjątkowego charakteru.
Reasumując, "Symbols" to rzetelnie wykonana robota i solidny fundament do dalszej pracy. Dopracowany materiał spełnił oczekiwania wszystkich: od zakochanych w old schoolowym industrialu ("Torture", "Unfit"), przez lubujących się w drapieżnych riffach ("Down And Out"), ultra mocnych utworach ("Waste"), aż po miłośników melodii łatwo wpadających w ucho ("Megalomaniac", "Anarchy" - zdecydowanie dwie najlepsze kompozycje). W przypadku płyt takich, jak ta, muzyczny aforyzm: "Dobra muzyka obroni się w nawet najbardziej eksperymentalnym wydaniu" stają się świętą prawdą. KMFDM tym albumem wyszło zdecydowanie obronną ręką.
Tracklista:
01. Megalomaniac
02. Stray Bullet
03. Leid Und Elend
04. Mercy
05. Torture
06. Spit Sperm
07. Anarchy
08. Down And Out
09. Unfit
10. Waste
Wydawca: Wax Trax! Records/TVT Records (1997)