Celebracja szykownego jubileuszu 24 a następnie 25-lecia grupy KMFDM wyraźnie przeciągnęła się w czasie o kolejnych 365 dni. Podobnie jak rok temu, do rąk fanów amerykańsko-niemieckiej załogi, zgodnie z obejmująca kilka wcześniejszych lat strategią, trafiło więcej niż jedno ogólnie przyjęte za urodzinowy prezent wydawnictwo. O ile poprzednie płyty grupy "Tohuvabohu", remiksowy "Brimborium" czy kolekcja "Extra Volume" pozostawiły u fanów spory niedosyt tak pierwsza z dwóch propozycji AD 2009 - "Blitz" sygnalizuje oczywiste odrodzenie w ekipie Saschy Konietzko. Nareszcie!
Powiem szczerze - na nowej płycie "Blitz" KMFDM nie wymyśliło się na nowo - samowystarczalni muzycy sięgnęli raczej po nieopróżniony do końca worek z niewykorzystanymi lub niezużytymi do końca pomysłami z lat wcześniejszych. Co jednak, wbrew pozorom, zapewniło wszystkim - muzykom i słuchaczom - spokojną i niezakłóconą niepotrzebnymi burdami imprezę urodzinową z solidnym akompaniamentem w roli głównej."Blitz" to płyta pełna powrotów. KMFDM wróciło tu do tytułowania swoich płyt 5-literowymi wyrazami (taki drobiazg, ale cieszy), sięgania po ukryte między wierszami symbole, analogie, metafory, pogardliwe komentarze, zaprawione ironią reakcje wynikające z głębokiej niezgody na rzeczywistość polityczną, korzystania z niezliczonego sztabu producentów (muzycy składu - Konietzko i Hodgson + powracający po 7 latach Tim Skold) czy wreszcie utrzymywania atmosfery i spójnego poziomu całości, zamiast rozczulania się nad pojedynczymi, gryzącymi się nawzajem utworami.
Album otwiera potwierdzający wcześniej wystawioną tezę "Symbol". Nagranie pełni tu rolę nie tyle otwieracza, co podsuniętej z premedytacją przystawki perfidnie zdradzającej smak całego albumu zdominowanego przez ciężkie beaty, kroczące do przodu industrialne struktury, solidnie umotywowane zgrzyty, szmery, zdekonstruowane sample i loopy oraz pojawiające się rzadziej żywe instrumenty (gitara akustyczna, elektryczna, basowa oraz perkusja), pełniące na tej płycie role wypełniaczy. Konietzko i spółka wyszli wreszcie naprzeciw oczekiwaniom fanów, nagrywając album zróżnicowany (czytaj: szyty na miarę gustów każdego fana), a mimo to szalenie spójny pod względem poziomu kompozycji, które nie powodują u słuchacza otępienia czy zażenowania, raczej śmiałe poddanie się rażeniu tytułowej błyskawicy do samego końca. Swojego faworyta znajdą tu zarówno narwańcy parający się mocarnymi beatami, mnogością patentów i kąsającymi gitarami ("Symbol", "Never Say Never"), fani electro-melodyjnych nagrań wypełniających lukę w playlistach "winampowych" DJów ("Bait & Switch"), miłośnicy anty-imperialnych i temperamentnych utworów, naszpikowanych kolokwializmami zdradzającymi sowieckie i germańskie pokusy i przywary ("Davai", "Potz Blitz"), kompozycji precyzyjnie dramatycznych w wymowie i brzmieniu ("People Of The Lie" i "Bitches"), a także coverów przewyższających swą formą oryginał ("Being Boiled", w oryginale Human Legaue) czy damsko... damskich duetów w "Strut" (powrót drapieżnej Cheryl Wilson + nieodstająca wokalnie Cifarelli). Do wyboru, do koloru!
"Blitz" to solidnie i skrupulatnie przygotowany materiał, na którym sprostano nareszcie kaprysom wszystkich zwolenników KMFDM - zarówno tych stojących po stronie wcielenia elektronicznego, jak i tych po drugiej stronie barykady, miłujących się w miażdżeniu gitarowymi riffami i nadstawianiu policzka perkusyjnym ciosom. Różnorodność instrumentalna może okazać się najmocniejszym argumentem w przeprosinach KMFDM z fanami, zawiedzionymi ostatnią, średnią kondycją kompozytorską zespołu.
Tracklista:
01. +%$§ (Symbol)
02. Bait & Switch
03. Davai
04. Never Say Never
05. Potz Blitz!
06. People Of The Lie
07. Being Boiled
08. Strut
09. Bitches
10. Me & My Gun
11. Take'm Out
Wydawca: KMFDM Records/MetropolisRecords (2009)