Powoli zbliża się listopad. Na dworze zimno, wietrznie, deszczowo, a niebo zachmurzone. I tak jakoś bardziej pusto i cicho. Zdaje się, że wszyscy pochowali się gdzieś przed tą pogodą, nie spacerują tak chętnie jak jeszcze miesiąc temu. Na osiedlowych ławkach nie siedzą już rechoczące wniebogłos przygłupy, na placach zabaw nie ma wrzeszczących dzieci z matkami. Także młodzież grzecznie wraca ze szkoły prosto do domów, albo przynajmniej gdzieś indziej a nie się szwęda nie wiadomo gdzie.
Cisza, spokój. Wszędzie tylko zimno, woda i pożółkłe liście. I taka dziwna aura. Niby spokojnie, a jednak niespokojnie. Dziwne myśli kłębią się w głowie. Umysł zamiast odpoczywać w tej sennej atmosferze zmusza do dziwnych przemyśleń, zastanawiania się. I jeszcze ta cisza, w której można oszaleć...
Nie wiem dlaczego, akurat on mi się przypomniał. Człowiek, którego nawet nie miałam okazji poznać osobiście, a który miał duży wpływ na moje życie, zainspirował w pewnym sensie. Człowiek młody, zagubiony, ale niezwykle charyzmatyczny. Nazwę go panem K ponieważ nie mam prawa podawać jego imienia i nazwiska.
To było x lat temu. Byłam w pewnej szkole, bardzo małej, chyba wszyscy tam się znali, dlatego nie podam nazwy. Zresztą gdybym podała od razu mogłabym podać pełne nazwisko pana K, ponieważ znany był on wszystkim aż za dobrze.
Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, aż mnie zatkało. Ile znacie takich osób, które jak idą ciągnie za nimi tabun ludzi? ( oczywiście nie mam na myśli aktorów, ani tego typu gwiazdeczek)
A on taki był - wygadany i przekonywujący, kumplujący się z największymi rozrabiakami w szkole i obwieszony wianuszkiem dziewczyn.
Jednocześnie też nie był typem bezmózgiego sportowca którego wszyscy lubią "ze strachu". On po prostu był inteligentny, potrafił z każdym rozmawiać pomimo iż bardzo różnił się od tandetnej "większości" . I właśnie w tym był jego fenomen, który mnie zadziwił i wzbudził pewnego rodzaju podziw. Pan K był inny od tych ludzi, a jednak umiał z nimi rozmawiać i sprawić, że im imponował.
Ale jaki dokładnie tak naprawdę był, tego nie dał nam poznać. Wiemy tylko, że był buntownikiem, o dość kontrowersyjnych jak na tamte czasy poglądach. A może mi się wydaje, bo byłam młoda, ale jeszcze wtedy było dla mnie nie do pomyślenia, że można chodzić na religię tylko po to, aby kłócić się z księdzem.
Co ciekawe, nie wiem jak on to zrobił, bo nie było mnie przy tym, ale pamiętam, że ksiądz z którym mieliśmy religię był bardzo spokojny, sympatyczny i nawet "normalny". Jednak po dyskusji z panem K był po prostu rozwścieczony, jego cała głowa przybrała kolor purpury i widać było że się powstrzymywał przed użyciem niecenzuralnych słów. Nigdy wcześniej i później nie widziałam już tego księdza w takim stanie.
Pamiętam też, że pan K nosił "kostkę" z wielkim odwróconym krzyżem, czasem pentagram lub bluzę z rysunkiem ubliżającym chrześcijanom. To oczywiście też było kontrowersyjne i "dziwne", ale nie przeszkadzało w tym aby uganiały się za nim dziewczyny z całej szkoły. No właśnie. Czy to nie dziwne, że wszystkie? No, może z małymi wyjątkami...
Bo w zasadzie nie był jakoś super przystojny. Powiedziałabym nawet, że niepozorny, odrobinę za chudy, o wampirzej urodzie, która niewielu się podoba. Jedyne co w nim mogło "zniewalać" wszystkich to rozbrajający uśmiech, który dość często widniał na jego białej twarzy, no i osobowość.
Wspomniałam już, że był niezwykle charyzmatyczny, miał widoczny talent medialny, który najpewniej zaprzepaścił. (jego występ w szkolnym przedstawieniu był niesamowity) Bo zmieniając bez przerwy szkoły nie wiem co można osiągnąć ?...
I właśnie ta myśl "co dalej się z nim stało?" jakoś teraz do mnie wróciła po latach. Ot, tak, z ciekawości...
Czy w ogóle żyje? Może siedzi (miał jakąś styczność z narkotykami) ? Może wyjechał za granice? Ma rodzinę czy wiedzie żywot rozpustnego singla?
Był taki trochę macho... Ale ja się w nim na szczęście nie "bujałam".
To przez niego w każdym razie spojrzałam z tej "mrocznej" perspektywy na świat. Jakoś mnie zainspirował ten upadły anioł...
Cisza, spokój. Wszędzie tylko zimno, woda i pożółkłe liście. I taka dziwna aura. Niby spokojnie, a jednak niespokojnie. Dziwne myśli kłębią się w głowie. Umysł zamiast odpoczywać w tej sennej atmosferze zmusza do dziwnych przemyśleń, zastanawiania się. I jeszcze ta cisza, w której można oszaleć...
Nie wiem dlaczego, akurat on mi się przypomniał. Człowiek, którego nawet nie miałam okazji poznać osobiście, a który miał duży wpływ na moje życie, zainspirował w pewnym sensie. Człowiek młody, zagubiony, ale niezwykle charyzmatyczny. Nazwę go panem K ponieważ nie mam prawa podawać jego imienia i nazwiska.
To było x lat temu. Byłam w pewnej szkole, bardzo małej, chyba wszyscy tam się znali, dlatego nie podam nazwy. Zresztą gdybym podała od razu mogłabym podać pełne nazwisko pana K, ponieważ znany był on wszystkim aż za dobrze.
Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, aż mnie zatkało. Ile znacie takich osób, które jak idą ciągnie za nimi tabun ludzi? ( oczywiście nie mam na myśli aktorów, ani tego typu gwiazdeczek)
A on taki był - wygadany i przekonywujący, kumplujący się z największymi rozrabiakami w szkole i obwieszony wianuszkiem dziewczyn.
Jednocześnie też nie był typem bezmózgiego sportowca którego wszyscy lubią "ze strachu". On po prostu był inteligentny, potrafił z każdym rozmawiać pomimo iż bardzo różnił się od tandetnej "większości" . I właśnie w tym był jego fenomen, który mnie zadziwił i wzbudził pewnego rodzaju podziw. Pan K był inny od tych ludzi, a jednak umiał z nimi rozmawiać i sprawić, że im imponował.
Ale jaki dokładnie tak naprawdę był, tego nie dał nam poznać. Wiemy tylko, że był buntownikiem, o dość kontrowersyjnych jak na tamte czasy poglądach. A może mi się wydaje, bo byłam młoda, ale jeszcze wtedy było dla mnie nie do pomyślenia, że można chodzić na religię tylko po to, aby kłócić się z księdzem.
Co ciekawe, nie wiem jak on to zrobił, bo nie było mnie przy tym, ale pamiętam, że ksiądz z którym mieliśmy religię był bardzo spokojny, sympatyczny i nawet "normalny". Jednak po dyskusji z panem K był po prostu rozwścieczony, jego cała głowa przybrała kolor purpury i widać było że się powstrzymywał przed użyciem niecenzuralnych słów. Nigdy wcześniej i później nie widziałam już tego księdza w takim stanie.
Pamiętam też, że pan K nosił "kostkę" z wielkim odwróconym krzyżem, czasem pentagram lub bluzę z rysunkiem ubliżającym chrześcijanom. To oczywiście też było kontrowersyjne i "dziwne", ale nie przeszkadzało w tym aby uganiały się za nim dziewczyny z całej szkoły. No właśnie. Czy to nie dziwne, że wszystkie? No, może z małymi wyjątkami...
Bo w zasadzie nie był jakoś super przystojny. Powiedziałabym nawet, że niepozorny, odrobinę za chudy, o wampirzej urodzie, która niewielu się podoba. Jedyne co w nim mogło "zniewalać" wszystkich to rozbrajający uśmiech, który dość często widniał na jego białej twarzy, no i osobowość.
Wspomniałam już, że był niezwykle charyzmatyczny, miał widoczny talent medialny, który najpewniej zaprzepaścił. (jego występ w szkolnym przedstawieniu był niesamowity) Bo zmieniając bez przerwy szkoły nie wiem co można osiągnąć ?...
I właśnie ta myśl "co dalej się z nim stało?" jakoś teraz do mnie wróciła po latach. Ot, tak, z ciekawości...
Czy w ogóle żyje? Może siedzi (miał jakąś styczność z narkotykami) ? Może wyjechał za granice? Ma rodzinę czy wiedzie żywot rozpustnego singla?
Był taki trochę macho... Ale ja się w nim na szczęście nie "bujałam".
To przez niego w każdym razie spojrzałam z tej "mrocznej" perspektywy na świat. Jakoś mnie zainspirował ten upadły anioł...