Chyba każdy fan muzyki metalowej ma pojęcie czym jest Metal Blade Recods, ale raczej mało kto znał historię jej założyciela i przewodnika Briana Slagela. Do teraz. Nakładem wydawnictwa In Rock ukazało się polskie tłumaczenie jego zawodowej autobigrafii. Jeżeli ktoś myśli jednak, że podczas jej lektury utknie w biurokratycznej maszynie wydawniczej to muszę uspokoić. Nic z tych rzeczy. Historia Briana Slagela jest pasjonującą i świetnie wchłaniającą się historią metalu.
Jest to historia człowieka, który któregoś dnia usłyszał Deep Purple i od tego czasu nic już nie było takie samo. Człowieka dzięki któremu powstała Metallica, człowieka, który odkrył Slayer i człowieka, który nie miał obaw, żeby dać szansę takim wybrykom natury jak Gwar czy Cannibal Corpse. Jest to historia człowieka, który ma pasję.
Brian Slagel z pewnością nie jest typem marzyciela. Nie stawiał sobie celów, do których zawzięcie dążył. Nie wybiegał w przyszłość żadnymi dalekosiężnymi planami. Nie planował również otwierania wytwórni. Po prostu w pewnym momencie zorientował się, że już ją ma. Wszystko działo się tu i teraz, na potrzeby chwili. Bolało go to, że jego ulubione, lokalne zespoły upadają, chociaż był przekonany, że są świetne. Dlatego w miarę możliwości chciał im pomóc. Dlatego powstała myśl wydania składanki „Metal Massacre”, od której wszystko się zaczęło. Pracował w sklepie muzycznym, gdzie dystrybuował płyty zespołów, które lubił. Ponieważ się sprzedawały, właściciele sklepu nie mieli nic przeciwko. A żeby się sprzedawały promował je w swoim fanzinie i wysyłając próbki w świat za pomocą tape tradingu. Każdy odnosił z tego korzyści, więc była to samonapędzająca się maszyna. Po pewnym czasie sprawy przestały być wyłącznie jego inicjatywą. Ludzie sami zaczęli proponować, żeby im coś załatwił. Tak powstała Metal Blade Records.
Jednym z pierwszych bohaterów „Dla dobra metalu” jest Lars Urlich, który jest również autorem wstępu. Opowiedziane są kulisy ich poznania, jak nieco przypadkowo Brian zaproponował Larsowi miejsce na swojej składance, co zmotywowało tego drugiego do odnowienia pomysłu założenia zespołu z Jamesem Hetfieldem oraz co było dalej. To Brian polecił Metallice najpierw Cliffa Burtona, a potem Jasona Newsteda. Ta książka jest małą, ale bardzo ciekawą historią tego zespołu, ale także bardzo wielu innych zespołów z polskim akcentem w postaci Behemoth. Są wśród nich tacy giganci jak Manowar i Mercyful Fate, ale też amerykańskie zespoły, które odegrały rolę w historii, ale przynajmniej ja o nich wcześniej nie słyszałem. W tekst książki wpasowane są również wypowiedzi muzyków i współpracowników. Wszyscy oni są pełni uznania dla Briana i całego Metal Blade i jak jeden mąż twierdzą, że wytwórnia wraz ze swoimi zespołami są jak jedna wielka rodzina. Polskie wydanie zawiera także recenzje ważniejszych płyt wydanych przez Metal Blade Records napisane przez kilku dziennikarzy.
Przez trzydzieści pięć lat budowania wielkości muzyki metalowej Brian Slagel rozrósł się z firmy jednoosobowej, prowadzonej w garażu swojej matki, do konsorcjum mającego swoje przedstawicielstwa w różnych krajach świata. Jednak żadna z wypowiadających się osób nie ma wątpliwości, że przez cały ten czas nic się nie zmienił. Zawsze, na każdym etapie i na każdym szczeblu, kierowało nim bezgraniczne uwielbienie do muzyki metalowej. Pomagał zespołom, po pierwsze dlatego, że je kochał, a po drugie dlatego, że chciał dać szansę innym, żeby też mogli je pokochać. Wszystko co robił, robił dla dobra metalu. Myślę, że wszystko to pięknie obrazują dwa zdania z wypowiedzi prawnika wytwórni Williama Berrola: „Brian regularnie podejmuje decyzje, które stawiają na pierwszym miejscu muzykę, która jego zdaniem powinna przemówić własnym głosem, zamiast inwestować w muzykę, o której wie, że przyniosłaby jego firmie większe dochody. Pieniądze i kwestie ekonomiczne zawsze były w Metal Blade kwestią drugorzędną.”
Wydawca: In Rock (2020)