Chmara orłów rozdarła powłokę mgielną.
Królewskie sztalugi splamiono krwią Cerbera,
a umarły deszcz padał zorzą senną.
Z morza wyłoniły się dźwięczne opary.
Czarne zjawy spiły krew martwej ciemności.
Pod ziemią szlochało umierające słońce,
a w niebie wrzeszczał wiatr bez swej śmiertelności.
Krzyczały arkady lasów skamieniałych -
martwe dęby konały jęczącą bezdennością.
Wulkan rozbłysł swoim cierpieniem krwawym,
a wszystko okryto rozczochraną ciemnością.
Jam człowiek w swej ciszy szlochający!
Płonę szaleństwem, przez płacz obłąkany.
Zniszczono mój grób, w którym spoczywałem...
Ja - wróg jasności! - w śmierci zakochany!
Gwiazdy okropne pluły na mą głowę,
szydząc ze smutku mej piekielnej miłości.
Zbudźcie się, szatany! - chwyćcie mnie w swe dłonie! -
zanieście mą chorobliwość do krainy samotności!
I wzniosły się chóry przeklętych aniołów! -
dzwoniły pioruny otchłani skalanej! -
było słychać tylko śpiew żałobnych świątyń
i czuć było zapach gwiazdy roztapianej.
Zaprowadzili mnie do komnaty po umarłej gwieździe,
gdzie w sąsiedztwie błysków w smutku spocząć chciałem -
gwiazdy klęczące przepraszały mnie za swą postawę,
a ja ich czoła krwawymi łzami namaszczałem.
08. 04. 2004
Dla Eweliny Białas.