W stosunku do „Judgement” skład Anathemy na ich szóstej płycie „A Fine Day To Exit” poszerzył się o klawiszowca Lesa Smitha, który brał już udział w nagrywaniu „Eternity”, a następnie współpracował z Cradle Of Filth. To, że Danny Cavanagh zdecydował się podzielić keyboardowym splendorem może świadczyć o tym, że zespół zapragnął pogłębić tę sferę swojej twórczości i rzeczywiście sporo tu atmosferycznego tła i przestronnych pejzaży, a muzyka Anathemy jest jak zwykle głęboka i nasiąknięta smutkiem.
Oczywiście nie wynika to tylko z nastrojowych klawiszy, a przede wszystkim z układu utworów i śpiewu Vincenta. Dużo tu jego bardzo delikatnych i usypiająco jęczących kwestii, które momentami są już nawet męczące, ale pod pozornym zjełczeniem zawsze kryje się coś ciekawego. Coś co wręcz niezauważalnie łechce, z czasem nienachalnie rozpraszając uwagę. Często też te utwory się rozkręcają do burzliwych riffów i podniosłych śpiewów. Muzyka nabiera wówczas dynamiki, staje się żywsza i tak buzuje w obłokach akustycznej nostalgii. Mogą to być rockowe wzloty jak w „Pressure” czy „Release”, albo ekstatyczne uniesienia jak w „Underworld”. Te punkty kulminacyjne są bardzo ważne, bo wzbogacają muzykę i czynią ją ciekawszą. Momenty bardzo spokojne mieszają się więc z pląsającymi rozwinięciami. Do tego mamy orkiestralność takiego „Barriers”, w którym ponownie w Anathemie pojawia się Lee Douglas z kobiecymi partiami śpiewu oraz niezwykle wartki i najmocniejszy, rockowy „Panic”, a także zupełnie kojący i zabierający w obłoki numer tytułowy.
Szum morza rozpoczyna ostatni akcent tej opowieści „Temporary Peace”, który jest najpiękniejszym jej elementem. O ile kocia jękliwość tych najsubtelniejszych partii Vincenta nieraz trochę mnie drażni, to tutaj zaśpiewał po prostu wspaniale, w dodatku z cudnym akompaniamentem Lee. Gdy eteryczny głos zaczyna wdychać i wydychać słowa i znów zlewać się z falującym morzem, następuje koniec muzyki, ale jeszcze jesteśmy świadkami jakichś scen na plaży, rozmów, kroków. Nie bardzo mogę się zorientować o co w tym chodzi, a wszystko staje się coraz dziwniejsze i raczej niepotrzebnie dłużące się. Szum morza idealnie oddalał się wraz z dźwiękami muzyki i to byłoby znacznie lepsze zakończenie. A tu po dłuższej przerwie następują jeszcze jakieś dziwactwa. Jałowa przyśpiewka z gitarą zmienia się na koniec w jakieś piski i okrzyki co już jest zupełnie bez sensu.
Wszystko to pokazuje rozległość horyzontów „A Fine Day To Exit” i jej potencjał stylistyczny. Anathema szuka wciąż nowych przestrzeni życiowych i sposobów wyrazu swojego wrodzonego pesymizmu. Pod płaszczem melancholijnej płaczliwości kryją się kolejne pokłady egzystencjalnej rozpaczy, ubarwionej rwącym się do życia światełkiem nadziei. Płyta na pewno wielowarstwowa, intrygująca i wymagająca uwagi w odkrywaniu, choć myślę, że nie tak dobra jak ostatnie dzieła zespołu.
Tracklista:
01. Pressure
02. Release
03. Looking Outside Inside
04. Leave No Trace
05. Underworld
06. Barriers
07. Panic
08. A Fine Day To Exit
09. Temporary Peace
Wydawca: Music For Nations (2001)
Ocena szkolna: 5-