Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Anaal Nathrakh - Domine Non Es Dignus

Angielski duet ukrywający się pod trudną do wymówienia nazwą Anaal Nathrakh robi coraz większą furorę w kręgach szeroko pojętego black metalu. Już debiutancki "Codex Necro" pokazał niespotykaną do tej pory dzikość połączoną z agresją, brutalnością i ciężarem. Nie grali tak wcześniej ani Emperor, ani Mayhem, ani Darkthrone ani ktokolwiek inny.
"Domine Non Es Dignus" okazał się być sporym zaskoczeniem i niewątpliwie dla wielu sporym rozczarowaniem. Omawiany bowiem tutaj krążek zaprazentował znaczący krok do przodu w rozwoju muzycznym grupy. Dalej jest to black metal, ale nie jest już on taki nieokiełznany, dziki, zwierzęcy. 10 utworów zawartych na tym wydawnictwie sprawia wrażenie poukładanych, wykalkulowanych. Płyta posiada bardzo dobre, czytelne brzmienie, stąd muzycy mieli możliwość wplecienia nowych elementów do swoich kawałków. W uszy rzucają się od razu gitary - bardzo często haczą bowiem o stylistykę deathmetalową, pojawiają się ekstremalnie szybkie i ciężkie shreddingi ("Do Not Speak" , "To Err Is Human, to dream - Futile"). Od tej strony zespół przypomina swoich rodaków z Akercocke. Zdecydowanie jednak dominującą formą jest tutaj black metal. Pomimo klarownej produkcji, zespół dalej czaruje surowością, tyle że utwory sprawiają wrażenie symfonicznych. Jest to główny wyróżnik tego albumu w porównaniu do poprzednika. Utwory są zdecydowanie bardziej rozbudowane, dużo się w nich dzieje, co tylko potwierdza klasę zespołu i umacnia go w czołówce gatunku. Od strony wokalnej mamy typowy blackowy skrzek, choć nie ma on już takiej mocy i magii jak na debiucie - jest zdecydowanie mniej dziki i agresywny.

Jedynym moim poważnym zastrzeżeniem jest fakt, że na "Domine Non Es Dignus" Anaal Nathrakh nie potrafił wytworzyć jakiejkolwiek atmosfery - ten album ani nie jest mroczny, ani dziki, ani szatanśki, ani brudny... muzyce ewidentnie brakuje duszy. Na tej płaszczyźnie Anaal Nathrakh wypada blado w porównaniu z Akercocke. Co więcej, pomimo naprawdę dobrego instrumentarium, nie usłyszymy tutaj czegoś odkrywczego. Choć zespół wykracza poza ramy gatunku, to za mało jest tutaj "swojego" grania.

Wydaje mi się, że ten całkiem utalentowany muzycznie duet pogubił się odrobinę - powstał dobry technicznie album, z dobrze napisanymi utworami, które niestety nie porywają. Anaal Nathrakh jest niewątpliwie zespołem powyżej przeciętnej, ale stawianie ich w czołówce gatunku oraz zachwycanie się "świeżością" muzyki Anglików jest chyba trochę na wyrost. Ja bardziej cenię sobie ten nieposkromiony debiut, a póki co wolę delektować się Akercocke.

Wydawca: Seasons Of Mist Records (2004)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły