Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin

milosc.... Strona: 1

Wysłany: 2006-06-10 19:51

ja osobiście nie przerabiałam związku na odległość, ale byłam z osobą, z którą z pewnych powodów mogłam spotykać się bardzo rzadko... jestem zdania, że takie związki są skazane na niepowodzenie... nie wyobrażam sobie, żebym mogła tak przeżyć całe życie - z kimś, do kogo nie mogę się przytulić, jeśli tego potrzebuję (że o seksie nie wspomnę :twisted: )... może ktoś jeszcze się wypowie?



Wysłany: 2006-06-10 22:15

Hehe, ja miałem związek na odległość. Przez rok szło ok ale zdecydowaliśmy się na rozstanie. Jednak nadal jest miedzy nami te swego rodzaju wieź i byłbym gotów na powrót do niej gdyby była możliwość. Fakt, zwiazki na odległość sa męczące. Ale da sie przetrwać. Ja osobiście nie wytrzymuje zwiazku na odległość. Poprostu emocjonalnie nie zdaje tego egzaminu. Zależy jeszcze jaka odległość, bo mnie od mojej dziewczyny dzieliło 500km. Ale 20 km to jest nic.


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-12 13:05

Związki na odległość mogą byc różne, tak samo jak różni sa ludzie, którzy je tworzą. I każda odległość ma znaczenie. Jeżeli jest to 30-60 km (ja tak mam naprzykład) to czuję że ta odległość umacnia. Widzimy się w weekendy. Tęsknimy za sobą ale wiemy, że się zobaczymy i spędzając ze soba wspólnie te 48 godzin jesteśmy w stanie przeżyć kolejny tydzień.

Próbowalam byc z osobą, z którą dzieliło nas 400 km. Niestety przetrwało to kilka miesięcy poniewaz jesteśmy osobami, które potrzebują dużo czułości, dotyku i bliskości.

Wszystko zalezy od człowieka i od tego czego potrzebuje w życiu.



Wysłany: 2006-06-12 13:44

Tak, to też zależy od ludzi. Od ich wrażliwości i wytrzymałości. Ja przez rok te 500km zniosłem. Ale drugiego nie dałem rady rozpocząć. Od tamtej pory z nikim się nie wiąże. Dałem sobie na wstrzymanie.


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-12 13:56

Według mnie rok to dużo, zważając na taką odległość. Ale dlaczego dałeś sobe na wstrzymanie? Juz któryś raz czytam, że związek nie jest dla ciebie bo jest COŚ co ci w tym przeszkadza...



Wysłany: 2006-06-12 14:14

COŚ...to nie COŚ tylko pewna moja wada z, której jeszcze się nie wyleczyłem. Ale nie będe o tej wadzie tu sie wypowiadać. Nie tylko ze wzgledu na tą wade dałem sobie na wstrzymanie. Zawsze ja próbowałem i starałem się aby załozyć jakiś nowy zwiazek i nic. Więc wkońcu powiedziałem sobie, że mam to gdzieś. Jest masa ludzi żyjących bez zwiazku i świetnie sobie radzą z samotnoscią. Wiem moze to brzmieć egoistycznie ale póki co nie chce nic i niczego od życia nie oczekuje. Wszystko nadejdzie w swoim czasie. Zimna krew? moze...ale niedkonca. Prędzej nazwałbym mój obecny stan "znieczulicą".


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-12 14:17

Powiem ci, że może nie do końca, ale jednak Cię rozumiem. Jestes z tych osób, które chcą miec kogoś wyjątkowego przy sobie, i być wyjątkowym.
No i nie liczy się ilość a jakość, prawda?

Jeżeli znalażłaby się osoba, która zawalczyłaby o Twoje uczucie bądz zainteresowanie, to czy nadal byłbyś "nieczuły"??



Wysłany: 2006-06-12 14:26

Nie, chodzi o to, że ja już mam dosyc bawienia się w poszukwiania. Komuś na mnie zależy? Niech działa, niech mi udowodni jak bardzo zalezy. Ale nic na odległość. Teraz, póki jestem sam jestem nieczuły. Ja niczego od nikogo nie oczekuje a tym samym nikt ode mnie. Nie szukam wyjątków bo to nie ma sensu dla mnie. Szukam 100% zaufania, oparcia, naturalnosci, realizmu, odrobiny tajemniczosci, romamtyzmu i namietnosci. To jest w stanie dac każdy człowiek. Bez zbednego wysilania. Póki co ja mam oczy szeroko zamkniete.


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-13 07:56

Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie...

Ja wierzę, że aby zacząć otrzymywać coś od ludzi czy życia, najpierw trzeba zacząć samemu dawać. Nielicznym tylko udaje się inaczej.

Kiedy zacząłem dawać, zamiast tylko brać, życie moje zmieniło się, poprawiło i jest... szczęśliwe.


Czasem wpadam.


Wysłany: 2006-06-13 07:56

Zgaduje, że jest ale jakoś mam dosyć porażek póki co. Owszem jest taka jedna koleżanka, którą znam od 6 lat ale nie potrafie sobie tego wyobrazić.


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-13 19:40

Hehe, toście sie pięknie dobrali :) No ja akurat nie mam na kogo narzekać, a moja była? Moja była dziewczyna: była, jest i będzie dla mnie najwspanialszą dziewczyną. Tak w ogóle to była to moja pierwsza dziewczyna. Zerwałem ze względu na mature ale nadal utrzymuje z nią ciepłe i przyjazne stosunki. Jednak ta odległość mnie przeraża. Nie mam siły na powrót.


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-14 11:27

Eye_of_the_storm (Bicz)
Eye_of_the_storm
Posty: 755
Zawiercie/Wrocław

A ja wszystko widzę... :twisted:
Wiesz co KostucH,ja też byłem na etapie znieczulenia totalnego i już mi się wydawało,że to się nie zmieni,niezależnie od tego czy będę sam czy nie.
Myliłem się... :wink:


Pytanie: co to jest - "665,95" Odpowiedź: szatan z Biedronki:-P


Wysłany: 2006-06-14 12:15

No ja narazie się nie myle :twisted: Bedzie miłostka abo i nie. Mnie to już chyba ryba... :lol:


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-14 14:29

wiesz KostucH chyba Cię rozumiem... ja też jestem sama i dobrze mi z tym bo sporo ostatnio wycierpiałam, z reszta jak to moi przyjaciele stwierdzili to ja "mam szczęście do palantów" a z takimi to wiazać się nie ma sesnu :)


Hexe ist ein Beruf mit Zukunft. ;)


Wysłany: 2006-06-14 15:06

Pewnie Hexe, lepiej być samym niż sobie pozwalać na tragedie. Oj, ja już dawno na miłość nie chorowałem. Na grype choruje co dwa, trzy lata. Gdyby też tak było z miłoscią to przypuszczalnie za dwa lata dorwe jakąś laske, parodia :lol:


"God made me a cannibal to fix problems like you."


Wysłany: 2006-06-15 15:17

ja na milosc choruje średni raz na pol roku i zawsze wyglada to tak samo:
najpierw zauroczenie
potem czeste spotkania
komentarze moich przyjaciol ktorzy twierdza ze to nie ten
moje odpieranie wszelkich zarzutow
mysle ze wreszcie to ten
i w koncu wszystko sie psuje
moi przyjaciele mowia "a nie mówlismy"
ja wpadam w dola
potem zarzekam się ze juz nigdy wiecej (teraz mam ten etap)
i wszystko zaczyn sie od nowa...
STANDARD


Hexe ist ein Beruf mit Zukunft. ;)


Wysłany: 2006-06-15 15:28

Miałem dokładnie to samo, Hexe. Teraz od 3 miechów jestem związany z naprawdę fajną dziewczyną ale coś zaczyna się psuć... Jeszcze we wrzesniu tak mnie chwycilo ze myślałem że umrę bo jak to u mnie w większości przypadków z fajnymi dziewczynami było - zapomnij :P Na razie się jeszcze trzymam ale nie wiem ile mój aktualny związek potrwa bo mieszkamy w tym samym mieście, chodzimy do tej samej szkoły ale poza nia nie widzieliśmy sie chyba od miecha...


"You gotta put your faith in a loud guitar..."


Wysłany: 2006-06-15 15:31

proponuje z nia pogadac bo jesli jest faktycznie "zapomnij" tak jak piszesz to warto sie zasatnowis nad sesnsem takigo zwiazku

powiem tak:
TEGO KWIATA JEST PÓŁ ŚWIATA


Hexe ist ein Beruf mit Zukunft. ;)


Wysłany: 2006-06-15 15:58

Może się źle wyraziłem z tym zapomnij to lata o to że od każdej kosz a we wrześniu po kolejnym dostałem potężnego doła. Teraz masz rację muszę z nią pogadać bo to co jest to jest tak jakby tego nie było. Thx :D


"You gotta put your faith in a loud guitar..."


Wysłany: 2006-06-15 16:45

w takich sprawach to mam akurat doswiadczenie bo mam kilku znajomych dla ktorych pelnie role psychoterapeuty i jak na razie tylko raz sie pomylilam... wiec jakby co to w miare mozliwosci poslucham i doradze :twisted:


Hexe ist ein Beruf mit Zukunft. ;)


Login

Password


Załóż konto / Odzyskaj hasło