Naprawdę lubię świąteczną atmosferę (nie mylić z klimatem, jaki serwują nam centra handlowe): całą tą radosną krzątaninę, planowanie, niespodzianki, niewymuszone przygotowania. Przypominają mi dzieciństwo. W tym roku jednak niespieszno mi do Świąt. Właściwie niespieszno mi do Wigilii, bo pozostałe dwa dni to, jak dla mnie, nic szczególnego. Wszystko dlatego, że „obrazowo” rzecz ujmując: „..uj bombki strzelił, choinki nie będzie”.
Po mistrzowsku wmanewrowano Konika w uczestnictwo w uroczystej kolacji na stanowczo zbyt wiele osób, których „historie życia” niewiele Konika obchodzą. Nie cierpię takich „nasiadówek”! Miast sympatycznej, małej imprezy w gronie NAJbliższych, szykuje się coś, co bardziej kojarzy mi się z „firmowym opłatkiem” (kolejny chybiony „wynalazek” działów HR) niż z rodzinnym świętem – za dużo obcych, składających nic nie znaczące życzenia.
Z całego tego zamieszania najlepszy wydaje się fakt, że pracuję w Wigilię (o_O nie sądziłam, że kiedykolwiek mnie to ucieszy) i w związku z tym, oprócz posprzątania mieszkania i przygotowania dekoracji, moja rola ograniczyła się do nabicia goździkami kilku cytryn i pomarańczy. Teraz pozostanie mi tylko przykleić na pyszczek uśmiech, przyssać się do butelki domowej roboty ajerkoniaku i … powinno dać się przeżyć. Może nawet będzie zabawnie. ;]
A wszystkim, już konikowo-tradycyjnie życzę: nie zdrowych, nie wesołych ani nawet nie spokojnych i pogodnych świąt, tylko spędzonych „po swojemu”. Po prostu: tak jak „się chce i lubi”. :)
„Wśród nocnej ciszy... latają myszy.” ;]
Horsea : Druga połówka póki co dzieli się i mnoży ale dla innych:/ rodziców ni...
Diarmad : Druga połówka póki co dzieli się i mnoży ale dla innych:/ rodziców ni...
Horsea : A zdefiniujesz Koniku pojęcie rodziny? Klasycznie raczej: rodzice i rodzeń...