Pojawia się nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co. Niewiele trzeba mu do życia – właściwie po krótkim czasie żywienia się okruchami domysłów nie trzeba mu już nic. Frunie sobie to to bez celu: od światełka zbiegu okoliczności do refleksu przypuszczenia, tu przysiądzie na skrawku wspomnienia, tam zwabi go znajomy zapach. W dzień tłucze o szyby rzeczywistości i ledwie żywy zaszywa się w najciemniejszy kąt ale gdy zasypiam zaczyna krążyć wokół głowy z nieznośnym furkotem aksamitnych, tłustych skrzydełek.
Ćmi umysł.
Mam całe stada tych ciem: zawodowe, osobiste, społeczne. Ostatnia z gatunku osobistych wylęgła się dokładnie 77 dni temu i ma się świetnie. Chociaż niekarmiona i niepotrzebna jest piękna.
Z kolei jakiś czas temu odkryłam dziwną krzyżówkę: polityczno-sportową. Te ćmy mają kolory tybetańskiej flagi i zbierają się na okoliczność ceremonii inauguracji chińskich igrzysk.
One są wolne.
ONE WORLD, ONE DREAM, FREE TIBET