O Pani śniegu
Las spowity śnieżnym puchem
iskrzy się jak gwiazdy z nieba
w oczy sypnę zawieruchę
to jest wszystko co Ci trzeba.
Zimnym chuchem Cię otulę
skamieniejesz już w chwil dwie
z ust Twych zimnych śmierć scałuję
nigdy nie obudzisz się.
Mój podmuch ostry w czerń skórę barwi,
Śmierć za mną jak bestia lodowa się czai,
by wnet zza pleców szarpać i rwać,
Ból chłodu i zimy, da Ci wiecznie spać.
Przybywam zawsze gdy zimy mrok,
w górskie wioski cicho zapada,
Tysiącem igieł przebijam wzrok,
zmykaj stąd szybko! taka ma rada.
Wysłuchaj mnie proszę i ile sił,
biegnij co tchu, chroń życie swe,
w mękach i mrozie będziesz się wił,
gdy ja w pogoni pochwycę Cię.