Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Wygnanie na ziemię part 2

Ciąg dalszy opowieści o demonie przywołanym na ziemię :)))

ROZDZIAŁ I

Artur Wiśniewski

- Nieee!!! –

Krzycząc przeraźliwie Artur gwałtownym ruchem poderwał się w górę. Aby usiąść musiał się przekręcić i znalazł się poza łóżkiem. Bolesne spotkanie głowy z podłogą otrzeźwiło go. Po wyplątaniu z kołdry usiadł i oparł się plecami o łóżko. Uniósł ręce do góry, objął dłońmi głowę i lekko nacisnął na skronie. Potem wytarł pot z czoła i przegarnął włosy do tyłu. Opuścił ręce, oparł je na podłodze. Wziął głęboki wdech i... Prawie uciekło z niego życie, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Kolejny krzyk wydarł mu się z płuc w gwałtownym wydechu. Targnął się przed siebie i odwrócił. Znalazł się pod ścianą. Opierał się o nią twarzą zwrócony w stronę łóżka. Tam owinięta w prześcieradło, blada, wystraszona i skulona siedziała Kasia. Miała łzy w oczach i wyraźnie drżała.

- Krzyczałeś. Tak... tak strasznie krzyczałeś.- Wydusiła z siebie drżącym i przerywanym od powstrzymywanego płaczu głosem. W rękach miętosiła prześcieradło.

- Nie mogłam Cię obudzić. Przez prawie godzinę rzucałeś się wykrzykując coś o ogniu. I ciemności. I śmierci. I tak strasznie krzyczałeś a ja – zachłysnęła się szlochając - a ja nie mogłam cię obudzić.

Przerwała. Wbiła w niego przerażone oczy.

-Nie mogłam cię obudzić!!-

Wykrzyczała wprost do niego gwałtownie potrząsając głową i umilkła. Zacisnęła ręce na prześcieradle osiągając granicę histerii.

Wstał podszedł do łóżka i przysiadł koło niej obejmując ramieniem. Była spięta i sztywna. Przyciągnął ją do siebie. Wtuliła się w jego piersi i rozpłakała. Przez łzy znów zaczęła wyrzucać z siebie słowa.

- Wystraszyłeś mnie. Byłeś jak w letargu. Krzyczałeś coś o ginących duszach. Tak się bałam. A potem zacząłeś wykrzykiwać imiona. Tak jakbyś ich wołał.-

Zachłysnęła się powietrzem. Odczekała chwilę. Nabrała głęboko powietrza. Trochę się rozluźniła i już spokojniejszym głosem mówiła dalej

- Wołałeś imiona. Najpierw Darek później na przemian Krystian i ... To drugie to nie było imię. To było słowo... Słowo... Nie! Nie mogę sobie przypomnieć. Potem zesztywniałeś na chwilę. Leżałeś sztywny jak kłoda. Jak... Jak martwy!! Artur, tak bardzo się wystraszyłam, że nie żyjesz.-

Przytulił ją do siebie trochę mocniej i pogłaskał szepcząc do ucha:

- Cichutko, już dobrze. Miałem tylko koszmarny sen.-

Potrząsnęła głową protestując i mówiła dalej:

- A na koniec... Na koniec wykrzykiwałeś już tylko jedno słowo. Coś jak Avalon, Ababom. Nie... To nie tak... ABADDON! Tak na pewno Abaddon.-

Odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.

- Co to było?... To nie był sen. Ze snu można człowieka szybko obudzić. Bardzo mnie wystraszyłeś. Powiedz mi, co cię dręczy –

w jej głosie wyraźnie było słychać prośbę.

- Nic, skarbie. Byłem zmęczony, dlatego twardo spałem, a to był głupi koszmar, zresztą nawet nie pamiętam, o co w nim chodziło.-

Znów przyciągnął ją do siebie. Siedzieli tak do czasu, aż się wypłakała, potem się położyli. Kasia przytuliła się do niego, głowę oparła na jego ramieniu i po chwili usnęła. Przez jej ciało od czasu do czasu przebiegał dreszcz.

Bolało go to kłamstwo. Nie wiedziała, że jest dalekowidzem i empatą. Był pewien, że nie zrozumiałaby jego daru (a może przekleństwa przebiegło mu przez głowę) i ucieknie od niego. Tak jak kilka kobiet przed nią.

Wsłuchiwał się w emanację jej emocji. Gdy był pewien, że śpi, rozluźnił się trochę. Wyciągnął rękę przed siebie i spojrzał na swoją dłoń. Mocno drżała. Spróbował się skoncentrować i powstrzymać drżenie - bez efektu. Wreszcie zrezygnował. Miał teraz inną sprawę na głowie. To nie był sen.

Po raz pierwszy zdarzyło mu się mieć tak intensywne doznania w czasie snu. Przeważnie funkcjonował na jawie. Potrafił wyczuć emocje ludzi znajdujących się koło niego albo odnajdywać przedmioty nawet bardzo odległe od niego. Kiedy się skupił po prostu wiedział gdzie są. To było jak urządzenie z wyłącznikiem. Kiedy o tym nie myślał nie działało. Kiedy spał miewał sny, ale były mgliste, niewyraźne. Pozostawało po nich jakby przeczucie, ale nigdy na tyle silne, aby zwracać na nie uwagę. Dawały za mało odnośników, punktów oparcia. Traktował je jako zwyczajne sny. A teraz coś takiego...

Kiedy Kasia opowiadała o jego zachowaniu przeżywał to jeszcze raz...

Najpierw była czerń. Absolutnie obca czarna przestrzeń. Był w niej a wokół niego coś się czaiło. Coś bardzo silnego niosącego przerażenie i śmierć. Potem zobaczył błyski przed sobą. Robiło się coraz jaśniej. Wreszcie ukazała mu się panorama burzy nad wielkim miastem. To chyba było San Francisco. Ciężkie, przytłaczające, kłębiące się chmury dotykały czubków wieżowców. W świetle błyskawic, nieustannie strzelających w niebo i grzmotami obwieszczając swoją potęgę, wszystkie kształty były w upiornych biało – niebiesko - szarych kolorach z niesamowitym kontrastem. Wichura porywała strzępy obłoków i wciskała je pomiędzy najwyższe budynki. Poniżej wszystko rozmywało się w strugach ulewy. Chmury rozświetlane wewnątrz światłem piorunów sprawiały demoniczne wrażenie jakby były z żywej materii. Gdzieś ponad nimi emanowało źródło zła. Zła, które nie pochodziło z tego świata. Czuł to wyraźnie. Żadna żywa istota nie mogła wygenerować z siebie tak czystej nienawiści, pogardy i chęci mordu. W pewnym momencie jego zmysły odebrały inne sygnały. Tym razem pochodziły od ludzi. Doznania były tak intensywne, że aż odczuł je jako fizyczny ból. Docierały do niego przerażenie, ból i chłód śmierci. Źródło tych uczuć znajdowało się w chmurach i szybko przemieszczało. Podobna do meteorytu kula ognia wyłoniła się nagle z chmur i po elipsie zmierzała ku ziemi wprost na osiedle bloków mieszkalnych na przedmieściach. Wreszcie samolot wytracił prędkość i runął w dół.

W nagłym błysku światła Artur stracił obraz z oczu i znalazł się we wnętrzu maszyny. Przed chwilą był tylko widzem teraz stał się uczestnikiem dramatu. Całe wnętrze wypełnione było dymem. Piekły go oczy, gryzło w gardle, i nie mógł złapać powietrza. Doznania były tak intensywne że odbierał je jak rzeczywiste zupełnie zapominając, że jego tam nie ma. Przeżywał wszystko razem z pasażerami. Ale nie widok i doznania własne były najgorsze. Najstraszniejsze były emocje, które do niego docierały. Wokół niego ginęli ludzie. Odczuwał w pełnym zakresie wszystkie uczucia jakich może doznać człowiek i to w najbardziej jaskrawej formie i intensywności. Nieświadomie zaczął się przemieszczać z dziobu samolotu, gdzie znalazł się po przeniesieniu w stronę ogona. Krok za krokiem jak w letargu poruszał się między rzędami foteli. Dym nie pozwalał mu przyjrzeć się mijanym twarzom, może to i lepiej. Widział tylko ciała konwulsyjnie próbujące się wydostać z pasów, z fotela. Nie było dla nich żadnej nadziei. Wszyscy mieli nieszczęście za życia poznać z całą świadomością fakt swojej śmierci. Prawdziwie pecha mieli ci, którzy nie utracili przytomności. Umierali w strasznych mękach uduszeni dymem. Dym ustąpił miejsca językom ognia. Najpierw malutkim jakby niepewnym. Pojawiał się pod fotelami, na poszyciu, wydostawał się ze schowków. Płomieni stawały się coraz większe i większe aż wreszcie zapłonęły pełnią siły. Ci, których nie zabił dym lub szok, zaczynali płonąć żywcem. Automat gaśniczy który uruchomił natrysk tylko pogorszył sytuację. Woda zamieniona w parę wypełniła samolot. Dusiła i parzyła tak samo jak dym i ogień. Rozpętało się piekło. Doszedł już prawie do końca pokładu. Mijał właśnie ostatnie rzędy foteli. Miał już dość, chciał się wyrwać z tego koszmaru ludzkiej tragedii ale nie mógł. Jakaś siła nakazała mu patrzeć do końca bez względu na wszystko. Jedna z ofiar wyciągnęła do niego rękę z wyprostowanym palcem wskazującym. Tego było już zbyt wiele. Napływające emocje przekroczyły próg jego wrażliwości. Przestał czuć, rozumieć, przeżywać. Mógł tylko patrzeć. Zatrzymał wzrok na człowieku, który go wskazał. Cały płonął. Skóra na czaszce smażyła się, czerniała, kurczyła się i pękała ukazując nietkniętą jeszcze różowiutką tkankę. Spuścił wzrok niżej. Pomiędzy stopionymi i palącymi się częściami garderoby błyszczał mały przedmiot. Chwilę przypatrywał się próbując swoim spowolnionym myśleniem odgadnąć co to za przedmiot. Wreszcie wygrzebał z pamięci ten kształt. Wraz z rozpoznaniem nowa fala emocji dotarła do niego. Tym razem były to jego własne uczucia. TO BYŁ DAREK. Lubił słuchać muzyki klasycznej i nosił robioną na zamówienie zapinkę w kształcie klucza wiolinowego. Nie mogło być pomyłki. Skierował swoje spojrzenie z powrotem na twarz swojego przyjaciela. Chciał spojrzeć mu w oczy ale on nie miał już oczu. Zamiast tego widniały dwa otwory w których wrzała jakaś substancja. Poniżej znajdował się zdeformowany ogniem czarny i skurczony nos. Już miał odwrócić głowę gdy zobaczył że, jego usta albo raczej to co z nich zostało poruszają się. Wokół czarnych zębów resztki warg układały się w słowa. Przy każdym ruchu od warg odpadały kawałki zwęglonego ciała. Artur nie zastanawiał się jak to jest możliwe, że trup coś mówi. W tej chwili intensywnie chciał zrozumieć, co ten do niego mówi. Podszedł bliżej i pomimo żaru, smrodu i odrazy pochyli się nad tym, co kiedyś było jednym z najbliższych mu ludzi. Wreszcie, kiedy odległość pomiędzy nimi była tak mała, że osiągnął granicę wytrzymałości, usłyszał szept.

- Ratuj swoją duszę.-

Podniósł się zdumiony. Tego się nie spodziewał. Kiedy znów chciał się przyjrzeć szczątkom przyjaciela poczuł mrok wokół siebie. Pradawna groza, którą wyczuł na początku znajdowała się teraz gdzieś bardzo blisko. Skupił swoją uwagę na tym uczuciu i określił kierunek. Źródło znajdowało się tuż za nim. Nie mógł się odwrócić, stał jak sparaliżowany. Uświadomił sobie, że ma do czynienia z demonem wielkiej mocy. W pewnej chwili zobaczył przed sobą cień jakby skrzydła nietoperza ale nie miał pewności. W tej samej chwili kolejny błysk przeniósł go w inne miejsce...

Trochę czasu zajęło mu otrząśnięcie się z tego co przed chwilą przeżywał. Wreszcie zebrał się w sobie i rozejrzał. Znajdował się w Świątyni urządzonej w Jego domu. Było to miejsce, w którym spotykali się ćwiczyli i odprawiali rytuały. Patrzył na wszystko lekko z góry. Uprzytomnił sobie, że znajduje się nad ołtarzem. Wokół znajdowało się siedem foteli. Jeden z nich był wyraźnie większy z dwoma małymi po bokach i cztery pozostałe w równych odległościach od siebie. Pięć foteli wyznaczało ramiona gwiazdy wpisanej w okrąg stanowiący granicę pomiędzy miejscem działań magicznych a resztą świata. Coś tu się działo. Nie miał pewności, co widzi, ponieważ cały obraz był zamazany jakby patrzył przez mleczne szkło. Obraz zmienił się zupełnie, gdy zamknął oczy i zawierzył innym zmysłom. Poczuł się w samym środku wielkich zmagań. Nie mógł odgadnąć istoty sprawy, ale rozpoznał napierające z zewnątrz zło, którego doświadczył przed chwilą w wizji z samolotem. Wewnątrz pentagramu wyczuwał ogromne napięcie. Rozpoznał w nim również swój udział. Wreszcie zrozumiał, co się dzieje. Toczyła się właśnie wielka walka pomiędzy demonem a nimi.

Ogromne wyładowanie energii zwróciło jego uwagę na miejsce przeznaczone dla Krystiana. Otworzył oczy i zdziwił się ponieważ bardzo wyraźnie zobaczył go fizycznie pomimo iż reszta obrazu nadal była niewyraźna. Zrozumiał, dlaczego gdy postać Krystiana wypłynęła z samego siebie. Jego ciało pozostało nieruchome na fotelu, było blade i wiotkie. W tym czasie Krystian stanął na wprost siebie i znieruchomiał w zadumie.

- Krystian!-

Artur zawołał do niego. Bez efektu. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Wreszcie zrezygnował. Odwrócił się w stronę stanowiska głównego kapłana i do niego również zawołał. Podobnie jak w przypadku Krystiana nie odniosło to żadnego skutku.

Kolejny wybuch energii przyciągnął jego uwagę. Tym razem rozpoznał swoją moc. Spojrzał w kierunku miejsca na, którym zawsze siada i tak jak przedtem zupełnie wyraźnie dostrzegł ciało. Swoje ciało. Nie zobaczył jednak postaci wychodzącej z siebie. Odczuł tylko zmianę wewnątrz siebie. Zrozumienie, którego nagle doznał było czymś więcej niż tylko odczuciem. To było jak objawienie prawd odwiecznych. Reguł rządzących tym światem. Z nowym spojrzeniem zaczął się rozglądać. Patrzył na świat jakby go widział po raz pierwszy. Jakby poznawał go oczami dziecka. Świeżo, bezpośrednio, czysto. Bez naleciałości i ograniczeń zdobytych w trakcie życia. Zatrzymał spojrzenie na Krystianie. Ten patrzył mu prosto w oczy.

- Choć Arturze, mamy coś do zrobienia.-

I wypłynęli poza pentagram, a na zewnątrz czekał DEMON...

I to był koniec wizji. Znów zapadł w ciemność i poczuł bliskość wrogiej życiu istoty. Następne, co pamiętał to bolesne lądowanie na podłodze i uczucie przerażenia, gdy Kasia zaznaczyła swoją obecność dotykając jego ramienia. Pomimo, że wszystko to sobie w tej chwili tylko przypominał, znów był cały spięty i zlany potem.

- Muszę do Niego zadzwonić.-

Wyszeptał w ciemność. Wyciągnął rękę w stronę telefonu i poczuł, jak gwałtownie strach wylęgł mu się w okolicy żołądka, a potem ścisnął go za gardło.

Ciszę rozdarł dzwonek telefonu...


CDN...

Komentarze
Lisa : Na prawdę było super, niech żałują wszyscy których nie było! K...
amaimon : ...oj to byl koncercik :twisted: najlepszy zespol to: :arrow: Krisiun :!: taki...
amaimon : He-em :evil: ten koncert w Rzeszowie jest 9-go we WTOREK :!: Macie złe in...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły