Od wydania "Arntor" minęło już dziesięć lat - to najlepszy czas by przypomnieć o płycie, która w swoim gatunku uważana jest za kamień milowy. Nic dziwnego - album należy do tych, które nagrane zostały z ogromną pasją, a zaangażowanie muzyków słychać we wszystkich siedmiu kompozycjach. Największe zasługi kieruję w stronę Valfara, który nagrał prawie wszystkie partie instrumentów - poczynając od basu, przez gitary i syntezatory, a na akordeonie kończąc, nie zapominając przy tym, że wokale to również jego zasługa. Dzielnego wikinga w swoim marszu wspierali perkusista Steingrim i wokalista Steinarson. Wszyscy razem stworzyli dzieło - płytę, która rzuciła mnie na kolana i to już przy pierwszym kontakcie.
Cały ten kolaż (black metal/folk metal/viking metal) wypada nad wyraz naturalnie, a miejscami nawet twórczo i inspirująco. Długie, rozbudowane kompozycje, potężna dawka pomysłowego, oryginalnego grania sytuuje zespół na jednym z czołowych miejsc w swojej lidze obok takich formacji, jak Immortal, Emperor czy też Bathory. Już rozpoczynający album instrumentalny utwór "The Beginning" to nagranie, którego nie powstydziłyby się kapele wyżej wymienione. Bardzo miły dla ucha, niebanalny, orientalny, folkowy akcent zagrany na akordeonie - przedsmak tego, co czai się w dalszej części płyty.
Następujący po nim "Arntor, A Warrior" atakuję potężnymi gitarami i szybką perkusją, by w środkowej części znów zaskoczyć słuchacza niezwykłymi, skandynawskimi melodiami. Jestem pełen podziwu dla umiejętności budowania podniosłego nastroju przez grupę - takie rzeczy potrafią tylko nieliczni. Brawa tym większe, bo w gruncie rzeczy schemat poszczególnych utworów wygląda podobnie. Zaczynamy od ostrego black metalowego gitarowego ataku, przeskok w niezwykle bujne, spokojne pejzaże, generowane przez instrumenty klawiszowe. Z każdą kolejną minutą, a jest ich 44, coraz bardziej poddajemy się sile muzyki Norwegów. Epicka opowieść wzbogacona majestatycznymi dźwiękami klawiszy, zapiera dech w piersiach. Jednak, za główną ozdobę płyty należy uznać piękne solówki gitarowe ("The Blacksmith And The Troll Of Lundamyri", "The Longing"). Album zamyka "Ending" - symfoniczny majestat i ta gitara łkająca niczym ostatni krzyk rozpaczy, a po nim już tylko cisza...
Na "Arntor" pod względem muzycznym nie ma słabych punktów. Jeśli już miałbym wybrzydzać, to produkcja nie jest najwyższych lotów, choć i tak jest na ona na tyle czytelna by móc oczarować słuchacza. Mało tego, ma w sobie coś szczególnego, co trudno opisać słowami. Pomysły, które zrodziły się w głowie lidera zespołu - Terje "Valfar" Bakkena - jeszcze długo będą służyły za wyznacznik klasycznego black metalowego stylu.
Marsz ku chwale, rozpoczęty przez zespół w 1994 roku przerwała nieoczekiwana śmierć Valfara. Chwała mu za to co zrobił i za to co chciał jeszcze uczynić. Terje Valfar Bakken (ur. 3 grudnia 1978, zm. ok. 15 stycznia 2004 w Reppastølen).
Tracklista:
01. Byrjing (The Beginning)
02. Arntor, Ein Windir (Arntor, A
Warrior)
03. Kong Hydnes Haug (The Burial Mound Of
King Hydnes)
04. Svartesmeden Og Lundamyrstrollet (The
Blacksmith And The Troll Of Lundamyri)
05. Kampen (The Struggle)
06. Saknet (The Longing)
07. Ending (Ending)
Wydawca: Head Not Found (1999)
bruit_noir : bardzo dobra plytka, ale imo soknardalr klimatem ja polyka bez krztuszenia sie 8)
DEMONEMOON : Swietnie zagrane motywy solówkowe na pogłosie,które czasami ciezko...
Harlequin : Nie znałem wczesniej muzyki Windir i szczerze móiac nawet po przeczyta...