Przez trzy lata jakie minęły od „Black To The Blind” Vader nie próżnował. Najpierw ukazała się ciekawa i odważna EPka „Kingdom”, z najwolniejszym w karierze, ale bardzo fajnym utworem tytułowym i gdzie oprócz tego są, między innymi, elektroniczne remixy dwóch utworów z „Black To The Blind”. Następnie zaś uwieńczenie mnóstwa światowych występów na koncertówkach „Live In Japan” i wydanym na video „Vision And Voice”. Szczególnie ta pierwsza zrobiła na mnie ogromne wrażenie i katowałem ją niemiłosiernie jako kwintesencję wielkiego sukcesu i koncertowego geniuszu. No, ale nie można w nieskończoność odcinać kuponów od zdartych już płyt i trzeba było dostarczyć wygłodniałej gawiedzi nowych emocji. Tak przyszedł rok 2000, a z nim album „Litany”. Jak przystało na największych, Vader nie zawiódł i po raz kolejny we wspaniały sposób wpisał się na czarne karty historii death metalu.
„Litany” jest płytą podobną do „Black To The Blind” praktycznie pod każdym względem. Oznacza to jednak, że dziedziczy wszystkie jej niesamowite zalety. Znów więc mamy do czynienia z absolutnym mistrzostwem muzycznym i kunsztem najwyższej próby. Znów jest potwornie szybko i piekielnie precyzyjnie. To jest tornado. To co wyrabia Docent na perkusji jest po prostu niesamowite. Posłuchajcie „Cold Demons”, posłuchajcie „North” i „A World Of Hurt”. Co tam się dzieje? To jest masakra. Ilość uderzeń i tempo w jakim są wygrywane jest porażająca. To są lawiny dźwięków dopadające słuchacza między gitarowym gąszczem i przytłaczające go już totalnie do ziemi.
Czy jednak ta konwencja sama w sobie nie staje się już nudna i powtarzalna? Zdecydowanie nie, bowiem Peter ma ogromny talent do wymyślania fantastycznych riffów, grania świetnych solówek i w ogóle układania zajebistych piosenek. Jak każda płyta Vader, „Litany” jest zbiorem genialnych utworów. Zabójczo szybkich, ale z rytmem, z melodią i z doskonałym wokalem. „Wings”, „Xeper”, „Litany”, „The Calling”, „Forwards To Die!!!” to są niszczące hiciory dołączające do panteonu wielkich przebojów tego wielkiego zespołu. Super jest „Cold Demons”, którego tekst traktuje o niszczycielskiej mocy czołgów, a sam jest co najmniej tak niszczycielski jak cała pancerna dywizja. Fantastyczny jest "The World Made Flesh" gdzie solówki na gitarze i perkusji przechodzą same siebie, a Peter z Docentem łamią kolejne bariery i prześigują się w swojej perfekcyjności.
Na deser mamy „The Final Massacre” z pierwszej płyty. Ja się cieszyłem, że te kawałki są przypominane i nabierają nowego wymiaru, bo, pomimo całej boskości „The Ultimate Incantation”, nie miała ona najlepszego brzmienia, a tak można odkrywać je na nowo. Na wspomnianym „Kingdom” było „Breath Of Centuries”, teraz kolejne danie.
Cała płyta jest króciutka. Nawet z bonusowym utworem ledwo dobija do pół godziny. Napada nagle, pustoszy, demoluje i znika tak szybko jak się pojawiła, zostawiając po sobie ruiny i zgliszcza. To jest Vader w swojej najlepszej odsłonie.
Tracklista:
01. Wings
02. The One Made Of Dreams
03. Xeper
04. Litany
05. Cold Demons
06. The Calling
07. North
08. Forwards To Die !!!
09. A World Of Hurt
10. The World Made Of Flesh
11. The Final Massacre
Wydawca: Metal Blade Records (2000)
Ocena szkolna: 6
leprosy : Wyszła im ta płyta, w mojej opinii ostatnio warta uwagi choć wiadomo,...
zsamot : Jeden z obowiązkowych krążków Vadera. Plus genialne tekstowo Col...