Skład Therion na „Symphony Masses: Ho Drakon Ho Megas” okazał się tymczasowy i na następnej płycie z Christoferem Johnssonem został tylko perkusista Piotr Wawrzeniuk. Do składu dokooptowany został basista Fredrik Isaksson i nie licząc gości, Therion stał się triem. Nie zmieniła się jednak droga jaką podążał ten zespół, a „Lepaca Kliffoth” stał się kolejnym, wspaniałym krokiem ku doskonałości.
„Lepaca Kliffoth” to bardzo energiczny i metalowy album, choć dużo już tu symfoniki i orkiestralności. Zależy to od utworu, bowiem na tej płycie numery są bardzo różne. Zaczyna się dwoma ostrymi uderzeniami w postaci „The Wings Of Hydra” i „Melez”. Na pewno nie jest to już death metal, ale riffy są mocne, a perkusja rytmiczna i energiczna. Melodyjne klawisze nadają tu jednak odpowiedniego smaku. Dopiero potem wchodzi krótkie delikatne intro „Arrival Of The Darkest Queen” i zaczyna się najbardziej epicki i baśniowy „Beauty In Black”. W tym utworze nie śpiewa Christofer tylko oddaje pola parze Hans Gröning - baryton i Claudia-Maria Mokri - sopran. Ta ostatnia występowała już na płytach Celtic Frost, co nie jest jedynym odniesieniem łączącym „Lepaca Kliffoth” z tym zespołem. Niestety jednak, ja uważam, że ten głos pozostawia wiele do życzenia i choć melodie są piękne to mogłyby być zaśpiewane lepiej.
Jakby dla kontrastu, następny pojawia się najszybszy i najmocniejszy na płycie, hitowy „Riders Of Theli”. To jest pełna moc: „There’s no hide. Suicide? There is no death! So ride, ride, ride…” W dalszej części płyty klimat jest taki jak w pierwszych dwóch utworach. Metalowe gitary i perkusja, krzykliwy, czysty wokal i klimat, klimat, klimat. Muzykę Therion otacza pewna magiczna aura, coś co trzyma w napięciu i każe pamiętać, że to nie jest zwykły zespół, tylko coś wychodzącego poza sferę standardowego metalu. Błogo i nostalgicznie zaczyna się „Black”, który jednak się rozkręca i nabiera odpowiedniej ciężkości. Pełen mrocznych, bliskowschodnich rytuałów jest tytułowy „Lepaca Kliffoth”. Zresztą utwór w jakimś tajemniczym języku. Jest tu też cover wspomnianego Celtic Frost „Sorrows Of The Moon”. Tu też jest dużo tajemniczości i klimatu.
Osobną bajką jest ostatni „Evocation Of Vovin”. To już jest sztuka wyższego rzędu. Wspaniały, fantastyczny utwór. Wydawać by się mogło, że gra tu cała orkiestra, ale patrząc na składy i instrumentarium wszystko to jest zrobione na klawiszach. Numer bardzo symfoniczny, ale jednocześnie niezwykle przebojowy. Gitary są idealne, tak samo jak wokalizy. Tu oprócz Christofera, znowu pojawia się wspomniany duet śpiewaków. Kompozycyjnie rewelacja. Wielki, wielki przebój Therion.
„Lepaca Kliffoth” to świat smoków, które pojawiają się w kilku utworach oraz groźnych starożytnych bóstw. Cała ta, owiana ciemną tajemniczością, otoczka idealnie przekłada się na muzykę. Therion znów się rozwinął i stworzył kolejne świetne dzieło. Dla mnie to jeszcze nie apogeum, ale byli już blisko, coraz bliżej…
Tracklista:
01. The Wings Of The Hydra
02. Melez
03. Arrival Of The Darkest Queen
04. The Beauty In Black
05. Riders Of Theli
06. Black
07. Darkness Eve
08. Sorrows Of The Moon
09. Let The New Day Begin
10. Lepaca Kliffoth
11. Evocation Of Vovin
Wydawca: Megarock Records (1995)
Ocena szkolna: 5+