Hmmm kolejna część ;)
Zawsze chciał być człowiekiem. Leżeć na skąpanej w słońcu łące i wdychać słodką woń kwiatów. Brać w dłonie ich pączki i patrzeć jak przemieniają się w dorodny kwiat. Poczuć pod sobą miękkość trawy a na błękitnym niebie ujrzeć puchateobłoki. Wyciągnąć do nich rękę i wyobrażać sobie jak dłoń przenika przez nie i dotyka gwiazd. Gonić się, tak jak jego ukochana siostra ze zwierzętami po dzikich lasach Europy. Przespacerować się po jej zatłoczonych ulicach, blisko ludzi. Czuć ich obecność, ciepły oddech na karku. Ach Jego ukochana siostra. Ostatnio ją widział tak dawno, chyba jeszcze w Średniowieczu. Zanim szalone czarownice ich rozdzieliły .Oboje krzyczeli swoje imiona, błagając by drugie mu pomogło. Ona śliczna dziewczyna o długich hebanowych włosach ,spływających falą na ramiona. Cała w bieli delikatna jak kwiat lilii ,poddała się im po czterech atakach. Miotała w nich
c oślepiającym białym światłem. Krzyczała starą klątwę zapowiadającą nadejście jakiejś potężnej siły, jakby chciała ich tym przestraszyć. Wtedy do akcji wkroczyły dwie czarownice, Mistrzyni Ognia i Mistrzyni Wiatru. Wyciągnęły przed siebie dłonie, poruszały nimi tak szybko że nie mogła rozróżnić znaków. Monotonnym głosem mówiły jakieś zaklęcie palców popłynęły cienkie niteczki i otoczyły ją. Zaciskały się jak sznur ,na ciele ofiary. Krzyczała jak zranione zwierze, tak samo dzikim głosem. On w tym czasie tańczył pośród nich, szalony taniec. Wywijał posrebrzaną kosą nad ich głowami. Uderzał czarami i odcinał ich głowy, ciął jak upiorny żniwiarz. Odlatywał na swych czarnych skrzydłach i uderzał z nieba świętym ogniem. Paląc ich ciała na popiół, wiele z czarownic stało się żywymi pochodniami. Biegło przez tłum, podpalając swe siostry. Mroczne Wieki na chwile rozjaśnił święty ogień. Chciał ocalić siostrę i siebie ,za wszelką cenę. Tu nie liczyło się ile z czarownic straci życie ,mogły wszystkie spłonąć w jego płomieniach. Tu liczyli się oni. Boskie rodzeństwo, Śmierć i
Życie. Władcy ludzkiego życia. Jaki miały cel te kobiety? Czy chciały zabić cały ludzki rodzaj, więżąc jego siostrę? Czy może jak Syzyf zyskać życie wieczne, więżąc go w jakimś 10chu?Na moment przypomniał sobie głupiego króla, kochającego życie ponad wszystko. Jego wspaniały zamek, cudowną Grecję i obskurny loch w którym spędził sporo czasu. Tamte czasy były piękne. Ze wspomnień wyrwał go krzyk siostry TANATOSIE!!!- krzyczała wyrywając się dwóm Mistrzynią. Przebił się przez tłum, torując sobie drogę kosą dziecinną łatwością, jak człowiek idący przez pole, odsuwający ręką zboże. Czarownice w strachu o własne życie usuwały mu się z drogi. "Głupie istoty i tak zginiecie! "myślał i celował w takie ogniem.- Zostawcie ją !!!wrzasnął do Mistrzyń. Te spojrzały na niego z szacunkiem i ku jego zdziwieniu schyliły czoła, a reszta czarownic zamilkła. To niebyły głupie kobiety jak tamta reszta, które dopiero uczyły się. One wiedziały z kim mają do czynienia. Zdawały sobie sprawę z własnej siły, dlatego pewnie to one otrzymały laskę żywiołów. To one zostały najpotężniejszymi ludźmi, tymi których słuchała woda, ogień, powietrze i
ziemia. Mistrzyni Ognia, pasowała do tej funkcji idealnie. Cała w czerwieni, kręcone rude włosy do pasa. Czerwone oczy, płonące jak ogień! Nigdy nie widział człowieka o oczach tak podobnych do jego własnych. Ciekawe czy jej następczyni dostanie w spuściźnie te oczy czy jakiś inny dar. Mistrzyni Wiatru, zdawała się płynąć w powietrzu. Białe włosy otaczały ją jak jakaś poświata, suknia z biało-przezroczystego materiału falowała na małym wietrze.-Czego od nas chcecie?- spytał. Milczały, spoglądając na siebie jakby zastanawiały się nad odpowiedzią.
-Czy chcecie wiecznego życia? Czy może chcecie śmierci wszystkich ludzi, także waszej? Jaki jest cel waszego głupiego ataku na mnie i moją siostrę? Odpowiedzcie mi Mistrzynie!- odrzucił długie czarne włosy na plecy i spojrzał na obie pytająco. -Chcemy- zaczęła Mistrzyni Ognia-nowego początku świata! Musimy was
rozdzielić, tak byście nieczu1i obecności drugiego! Wtedy świat narodzi się na nowo! Śmierć nie może czuć Życia i na odwrót! Cała historia będzie powstawać odnowa!
-Przecież wszystko się i tak powtórzył O mądre Mistrzynie! Czyżbyście nie wiedziały
że historia przerwała mu Mistrzyni Wiatru.
-Chcemy nowego Mesjasza!- jej cienkie palce zacisnęły się na ramionach-Spójrz jaki mamy świat po jego narodzinach! Gdzie te Rajskie Ogrody? Gdzie rzeki płynące miodem i mlekiem?! Zamiast tego mamy rzeki spływające krwią! Czy to już koniec świata?!- z jej oczu wylewał się żal. Nigdy wcześniej nie widział tak zawiedzionej osoby. Dolna warga lekko jej drżała-Powiedz nam gdzie to jest? Czy jest to gdzieś na krańcu świata? Jakaś samotna wyspa? Och, powiedz bo co się dzieje jest straszne! Mesjasz miał dać nowe królestwo co mamy-piekło!
-Nie można zmienić historii, wszystko co ma się zdążyć i tak się w końcu stanie. Nie zmienisz biegu świata, jesteś człowiekiem. Nawet my nie mamy do tego prawa. Świat dopiero się rozwija, jak raczkujące dziecko. Pewnego dnia stanie na nogi, dorośnie. Wszystko się powoli dopełnia. Wy tego niedoczekanie, ale my tak. Mogę ci obiecać że kiedyś rzeki popłyną słodką wodą i nie będzie śmierci. Będę dalej trwać, jak cały ten świat, ale nie będę sprowadzać na ludzi śmierci.
Zamilkła, chyba nie umiała tego zaakceptować. Tego świata w którym przyszło jej żyć. Czego chciała w tym nowym świecie, który chciały zapoczątkować? W pewnej chwili jego siostra przemówiła. Widział jak było jej ciężko, przebić się przez te magiczne liny, ale udało jej się. Zawsze była uparta.
-Kiedyś nadejdzie ten dzień gdy noc rozświetli blask. Wtedy ludzie odmienią się, na razie żyjcie tak by dać żyć innym.
-Nie! Nie ! Nie!- Mistrzyni Ognia wpadła w furie. z, jej ciała wystrzeliwały w niebo języki ognia.-Zabrać ich z stąd! Zabrać i uwięzić! Świat narodzi się na nowo!!! Ziemia zadrżała, powoli odsłaniała swe czeluście z których ktoś się wyłonił. Zakrył usta ręką w niemym krzyku obawiając się najgorszego. Z ziemi wyszła kobieta, cała w czerni z twarzą jak wykutą w kamieniu. "Mistrzyni Ziemi" pomyślał. W tym samym momencie pobliska rzeka wybuchła wodą. Z jednej ze zburzonych fali wyszła
druga. Mistrzyni Wody, cała w błękicie z włosami jak wodo spad. O oczach jak tafla spokojnego jeziora. Spojrzały na siebie i w niemym porozumieniu
zaatakowały. Ostatnie co pamiętał to czarno niebieską kule, pędzącą na niego. Rozdzieliły ich, ale świat nie narodził się na nowo. Oboje wysyłali do siebie przekazy telepatyczne swojej obecności. Krótkie impulsy. Czarownice pewnie się zawiodły, ale i tak ich nie wypuściły. Jego umieściły w wspaniałej świątyni z czarnego marmuru w wazonach ustawiły kwiaty. Chciał ich dotknąć, ale wiedział że wtedy zgniją. Wszystko co było żywe i śmiertelne, umierało w chwili gdy tego dotykał. Dziękował dlatego za skrzydła na których mógł szybować, nie niszcząc ukochanej ziemi. Dobrze że podłoga była martwa ,oświetlona malutkimi świeczkami. Kiedyś wzbił się pod sufit. Chciał dotknąć wyrzeźbionych w dzikim grymasie twarzy. Były tak idealnie zrobione, miały nawet rzęsy. Przez chwile miał wrażenie że to prawdziwe ludzkie głowy, wtedy usłyszał cichy głos. Obrócił głowę w dół, widok był piękny podłoga zamieniła się w rozgwieżdżone niebo. Czarny atłas ze złotymi cekinami .Przy kamiennych
drzwiach, stała istota cała w bieli. Spoglądała na niego soczystozielonymi oczami, na białych wargach miała delikatny uśmiech. Wyciągnęła do niego dłoń i wykonała zapraszający gest. Nie wiedział kim była ani jaki cel miała jej wizyta. Umysł zamknęła szczelnie, jak mur przez który nie mógł się przebić. To co zostawiła stanowiło nic niewarte wiadomości. Tysiące obrazów przedstawiających bujne lasy, pustynie. Kim była? W jaki sposób blokowała myśli że nawet on nie potrafił tego odczytać? Jej serce biło, wystukiwało szybki rytm-nie mogła być martwa. Co to jest? !Zrobiła krok do przodu i ku jego zdziwieniu wzbiła się w powietrze. Na dodatek z zadziwiającą łatwością! Jak liść puszczony na wiatr. Zatrzymała się obok, prawie na długość połowy ręki.
-Witaj Tanatosie. -prawie nie poruszyła wargami a jej głos brzmiał dziwnie głośno. -Kim jesteś?
Zaśmiała się perlistym śmiechem. Przez chwile wydawało mu się że za dziewczyną unosił się obłok .Przetarł oczy .Nie...To tylko przewidzenie. świata?!- z ej oczu wylewał się żal .Nigdy wcześniej nie widział tak zawiedzionej osoby. Dolna warga lekko jej drżała-Powiedz nam gdzie to jest? Czy jest to gdzieś na krańcu świata? Jakaś samotna wyspa? Och, powiedz bo co się dzieje jest straszne! Mesjasz miał dać nowe królestwo co mamy-piekło!
-Nie można zmienić historii, wszystko co ma się zdążyć i tak się w końcu stanie. Nie zmienisz biegu świata, jesteś człowiekiem. Nawet my nie mamy do tego prawa. wiat dopiero się rozwija, jak raczkujące
dziecko .Pewnego dnia stanie na nogi ,dorośnie Wszystko się powoli dopełnia. Wy tego nie doczekacie, ale my tak. Mogę ci obiecać że kiedyś rzeki popłyną słodką wodą i nie będzie śmierci .Będę dalej trać, jak cały ten świat, ale nie będę sprowadzać na ludzi śmierci.
Zamilkła ,chyba nie umiała tego zaakceptować. Tego świata w którym przyszło jej żyć. Czego chciała w tym nowym świecie, który chciały zapoczątkować? W pewnej chwili jego siostra przemówiła. Widział jak było jej ciężko, przebić się przez te magiczne liny, ale udało jej się. Zawsze była uparta.
-Kiedyś nadejdzie ten dzień gdy noc rozświetli blask. Wtedy ludzie odmienią się ,na razie żyjcie tak by dać żyć innym.
-Nie! Nie !Nie!- Mistrzyni Ognia wpadła w furie jej ciała wystrzeliwały w niebo języki ognia.-Zabrać ich stąd! Zabrać i uwięzić! Świat narodzi się na nowo!!! Ziemia zadrżała, powoli odsłaniała swe czeluście z których ktoś się wyłonił. Zakrył usta ręką w niemym krzyku obawiając się najgorszego. Z ziemi wyszła kobieta, cała w czerni z twarzą jak wykutą w kamieniu. "Mistrzyni Ziemi" pomyślał. W tym samym momencie pobliska rzeka wybuchła wodą. Z jednej ze zburzonych fali wyszła
druga. Mistrzyni Wody, cała w błękicie z włosami jak wodospad. O oczach jak tafla spokojnego jeziora. Spojrzały na siebie i w niemym porozumieniu
zaatakowały. Ostatnie co pamiętał to czarno niebieską kule, pędzącą na niego. Rozdzieliły ich, ale świat nie narodził się na nowo. Oboje wysyłali do siebie przekazy telepatyczne swojej obecności. Krótkie impulsy. Czarownice pewnie się zawiodły, ale i tak ich nie wypuściły. Jego umieściły wspaniałej świątyni z czarnego marmuru w wazonach ustawiły kwiaty. Chciał ich dotknąć, ale wiedział że wtedy zgniją. Wszystko co było żywe i śmiertelne, umierało w chwili gdy tego dotykał. Dziękował dlatego za skrzydła na których mógł szybować, nie niszcząc ukochanej ziemi. Dobrze że podłoga była martwa, oświetlona malutkimi świeczkami. Kiedyś wzbił się pod sufit. Chciał dotImać wyrzeźbionych w dzikim grymasie twarzy. Były tak idealnie zrobione, miały nawet rzęsy. Przez chwile miał wrażenie że to prawdziwe ludzkie głowy, wtedy usłyszał cichy głos. Obrócił głowę w dół, widok był piękny podłoga zamieniła się w rozgwieżdżone niebo. Czarny atłas ze złotymi cekinami. Przy kamiennych
drzwiach, stała istota cała w bieli. Spoglądała na niego soczystozielonymi oczami, na białych wargach miała delikatny uśmiech. Wyciągnęła do niego dłoń i wykonała zapraszający gest. Nie wiedział kim była ani jaki cel miała jej wizyta. Umysł zamknęła szczelnie, jak mur przez który nie mógł się przebić. To co zostawiła stanowiło nic niewarte wiadomości. Tysiące obrazów przedstawiających bujne lasy, pustynie. Kim była? W jaki sposób blokowała myśli, że nawet on nie potrafił tego odczytać Jej serce biło, wystukiwało szybki rytm –nie mogła być martwa. Co to jest?! Zrobiła krok do przodu i ku jego zdziwieniu wzbiła się w powietrze. Na dodatek z zadziwiającą łatwością! Jak liść puszczony na wiatr. Zatrzymała się obok prawie na długość połowy ręki.
-Witaj Tanatosie. -prawie nie poruszyła wargami a jej głos brzmiał dziwnie głośno. -Kim jesteś?
Zaśmiała się perlistym śmiechem. Przez chwile wydawało mu się że za dziewczyną unosił się obłok. Przetarł oczy. Nie...To tylko przewidzenie. -A czy to ważne? Czy nie możesz się cieszyć mną nie znając mego imienia? Czy imię jest ważne? Świat ma miliony osób o tym samym imieniu! O ich imiona się nie pytasz, Tanatosie! -wyciągnęła do niego ręka on odsunął się. Nie chciał jej śmierci, widzieć jak tu na jego oczach umrze. Najpierw spadnie z tak wysoka, a potem zacznie mieniąc się w biały pył.-Dobrze więc zacznę, a może nie? Może jednak zdradzę Ci moje imię? Chodź czy nie użyjesz go do niecnych celów, tak jak kiedyś robili to magowie?
- Nie ,po co miałbym czynić ci krzywdę? Prędzej sama ją sobie zrobisz ,jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie dotknąć. Czy nie wiesz że wtedy umrzesz? -w jej oczach ujrzał strach. Może usiądziemy na dole? Dziwnie się rozmawia w takich warunkach, nieprawda? -na jego twarzy pojawił się uśmiech, najpierw w samych kącikach warg a w końcu rozświetlił całą twarz. Odpowiedziała mu tym samym, opuściła ręce i delikatnie opadł na podłodze. Tanatos dotknął ręką czoła i w tym samym momencie stał pod filarem. -Więc jak masz na imię?
-Kasandra.-spuściła powieki i obmalowała się rumieńcem.
-Cóż ma znaczyć ta różana barwa na twej twarzy? -spojrzał z troską. Chciał pogładzić ją po krągłych policzkach, ale cofnął dłoń. "Nie wolno ci Tanatosie ! Ona jest młoda jeszcze nie czas, by pokazać się jej ze zgaszoną pochodnią. "pomyślał.
-Już dawno nikt nie pytał o moje imię i to mnie zawstydziło. To dziwne uczucie gdy po długim czasie ktoś chce je znać!
-Acha, rozumiem. Możesz mi odpowiedzieć na parę pytań?
Przeszedł ją lekki dreszcz ,tysiące mróweczek biegnących w dół.- Tak, oczywiście. -Kto cię przysłał? Czarownice?
-Nie. One nawet niewiedzą że tu jestem. Przysłała mnie ONA.-to ostatnie mocno zaakcentowała.
-To znaczy kto?
-Ona, twoja siostra. Musze cię stąd zabrać Musicie się spotkać ! Ona uciekła z Zielonego Lądu, dużo czasu zajęło jej wydostanie się z lodowych brył. zupełnie nie wiem kto to miejsce nazwał Zielonym Lądem! Tam gdzie wzrokiem nie sięgnąć zima! Oj, chyba zboczyłam z tematu. Podobnie jak ty, we kopie wysyłała w miejsca gdzie miał się ktoś narodzić.
-Co do Zielonego Lądu kiedyś były tam lasy. Powiedz mi który mamy wiek? Bo widzisz Kadsandro, jestem tu odizolowany od świata. Nawet nie wiem jak wyglądają nowe Mistrzynie. Jedyne osoby które widziałem to służki zmieniające wódę i kwiaty. - To przykre, przez tyle czasu być samotnym. Bez nikogo bliskiego. Mamy początek XXI wieku. Nie ma już walecznych rycerzy, delikatnych kobiet.
-XXI wiek?! Prawie 1000 lat w tej komnacie! Czy w ogóle jest w tym świecie miejsce na magie? Na starych bogów? Na dawne wierzenia i rytuały? Czy ludzie pamiętają o nas?!- złapał się za głowę a po policzkach spłynęły mu łzy. Oddychał ciężko, nie mógł złapać powietrza. A Kasandra patrzyła. Cóż innego mogła zrobić? Zrobiło się jej go ża1.Biedny bóg który zrozumiał że czas mu uciekł. Ze świat który znał przeminął, był tak podobny do tamtej zrozpaczonej kobiety-Mistrzyni Wiatru .Szlochał jak dziecko, małe i bezbronne.
"Pociesz go. "-usłyszała cichy głos w głowie. Ktoś do niej mówił. Ujrzała piękną kobietę stojącą na szczycie góry z wyciągniętymi rękami Pod nią otulona górskim pasmem stała wio ska. Drewniane domki, nieduży kościół z strzelistym dachem. Puchat, owce, podobne do obłoków na niebie pasły się na zielonej trawie.
"To ty, pani?" -pomyślała.
"Tak moja kochana. Pociesz go, dla niego zapomnienie to coś strasznego. Bo widzisz on zawsze pielęgnował w sobie wspomnienia. Żadna z epok które spędziliśmy razem nie miała dla niego tajemnic. Szedł przez nie z wysoko podniesionym czołem. Zmieniał się w człowieka i nauczał ludzi o minionych czasach. Historykom szeptał do ucha teksty tak ważne dla wszystkich ludzi. Takie których ludzie nie mogli dojrzeć .A teraz te teksty przepadły rozumiesz? Ludzkość nie pozna całej historii świata !Będzie znać minimum. Przeszłość odejdzie w zapomnienie. To go tak boli."
"Ale pani! Jak go dotknę to umrę! Czy go to nie będzie dla niego zbyt wielki szok?! Kto mu wtedy pomoże stąd się wydostać?"
"Moja mała, nie bój się. Nie zapominaj że jesteś stworzona również ze mnie. Ja jestem nie śmiertelna. Masz w sobie te cząstkę."
Cisza.
Kasandra przełknęła ślinę i uklękła przed nim. Objęła go i przytuliła do siebie.
-CO TY ROBISZ?!!!- krzyknął przez łzy.-Puść mnie Kasandro! Nie możesz umrzeć!!! chciał się wyrwać, ale ona uwięziła go w stalowym uścisku i za nic nie chciała puścić. skąd w tej dziewczynie brała się taka siła? Zanurzyła twarz w jego włosach.
-Nie bój się. Nic mi się nie stanie, mam ochronę od twojej siostry. To ona nie pozwala bym umarła. Tanatosie...Czasy się zmieniły, wszystko poszło do przodu. Ale ludzie dalej są ludźmi, prawie takimi samymi jak ci których pamiętasz. Tylko że ci są bardziej wykształceni. Mają zatartą różnice pomiędzy dobrem a złem, dziecinne pragnienie potęgi. Wiek XXI który się zaczął to mieszanka wszystkich minionych.
-A co z nami? Czy jest tam dla nas miejsce? -objoł ją i dalej szlochał.
Nie wiedziała co mu powiedzieć. Ze ludzie już nie składają ofiar? Ze po dawnych świątyniach pozostały ruiny lub znikneły w czarnej ziemi?
-Ludzie o was pamiętają. Przetrwaliście w legendach, mitach. Co do magii...Nie jest już tak jak kiedyś, ale są ludzie którzy dalej się nią zajmują. W końcu są dalej Mistrzynie! -Jest tam dla mnie miejsce? Dla Tanatosa? Boga który sprawia że wszystko czego dotknie umiera?
-Czy to działa też przez ubrania?
-Nie. Tylko przez gołą skórę. A co to daje?
-To nie ma problemu! Jak stąd się wydostaniemy to pokaże ci cały świat! Pójdziemy do kawiarni na kawe! Będziemy razem chodzić po ulicach miast! Wiesz one z lotu ptaka wyglądają jak niebo!
-Och, Kasandro. Dobrze że tu jesteś. A czy nasze miasto jeszcze istnieje? To miasto bogów? Czy też przepadło jak wszystko co kochałem?
Pokręciła głową -Nie, jest gdzieś ukryte. Tam gdzie ludzka władza nie sięga.
- To dobrze. Jak chcesz się stad wydostać .Moja mała? -odsunął ją od
siebie. Dziewczyna wstała a on razem z nią. Oglądała się na wszystkie strony. Intensywnie nad czymś myślała.-Czy nigdy nie myślałeś by stąd uciec? Dla ciebie to nie powinno stanowić problemu!
-Myślałem i to często, ale przyzwyczaiłem się do tego miejsca. To w końcu był jakby mój dom.
-Podaj mi tamte pochodnie.-wskazała na południową ścianę. Pstryknął palcami i już były nad ich głowami, jak aureola.
-Czy możesz je ustawić w kształt księżyca? Sierpu, dokładnie.
-Nie ma problemu. O tak?
-Dokładnie. Chodź teraz tu do mnie. Chce otworzyć przejście. Niemów teraz nic, dobrze?
Skinął głową. Lubił tą dziewczynę. Sprawiało mu wielką radość wykonywanie jej poleceń. Taka mała rzecz, mała istota a tyle radości. Będzie wolny !Zobaczy siostrę! A poza tym musi znowu być tym dumnym Tanatosem! O dzikim spojrzeniu, odzyskać dawną formę. Ale zaraz! Gdzie jego kosa?! Pomyśl Tanatosie, czarownice jej nie zabrały. Nikt inny poza tobą nie jest w stanie jej trzymać, ani urywać. Ach, no tak. Już wiedział, zamknął ją głęboko w swoim sercu. Mogli ruszać. Spojrzał ostatni raz na te czarne ściany, zdobiony sufit. malutkie świeczki. Cudne kwiaty białych róż o słodkiej woni kojącej zmysły. Kasandra zaczęła szeptać zaklęcie:
Duchy, które biorę na świadków mego czynu! Niech otworzą się wrota wiecznego zakazu! Pieczęcie Urla!
Demosa! Otwórzcie się! Mówi do was ta co zna, pradawne czary! Otwórzcie się!
Błysk ciepłego światła. Pędzili przez tunel, po wszystkich stronach wiły się ludzkie postacie. Krzyczały w mękach, wyciągały do nich dłonie. Jedna z nich chwyciła go za opończe. Kobieta, ta sama którą spalił w średniowieczu. Tylko że teraz miała wykrzywioną i wychudzoną twarz. Jak rzeźby w tamtej komnacie. Spojrzał na nią zimnym spojrzeniem ,puściła. Krzyczała coś za nim, ale cóż go to obchodziło? Co ona mogła mu zrobić? Była duchem, a nawet wrakiem ducha. Nie tą zwiewną postacią, falującą w powietrzu. Teraz zrozumiał gnali przez tunel dusz które nie trafiły do raju. Szukał Mistrzyń, tych które znał. Nie było tam ich, czyżby trafiły do piekła? Uderzył o coś twardego.
-Przepraszam, za to niezbyt miękkie lądowanie. No, więc oto ziemia.
Stał zachwycony. Świeżę powietrze, wiatr, drzewa. Las tętnił życiem. Słyszał każdy najmniejszy ruch. Na końcu lasu sarna piła wodę z młodym. Jakie to było piękne, ale trawa! Ona zgnije bo na niej stoi. Szybko wskoczył na stojący obok kamień. Nie mógł się nacieszyć tym światem za którym tak tęsknił. Spojrzał na Kasandrę skrzyżowała ręce na piersiach. Była smutna.
-Co się stało? -spytał.
-Jesteś wolny, pewnie teraz sam znajdziesz siostrę. Ja już ci nie jestem potrzebna. Pójdę sobie, może jeszcze kiedyś się spotkamy. Tak, będę wtedy stara i brzydka. A ty dalej młody i piękny, przyjdziesz do mojego domu ze zgaszoną pochodnią i mnie zabierzesz. Prawda?
-Och, Kasandro! Nie mógłbym cię zostawić! Tyle ci zawdzięczam! A w ogóle to kto mi pokaże świat rozłożył czarne skrzydła jak ptak szykujący się do lotu. -Chodź do mnie!- podbiegła ze łzami w oczach. On wziął ją na ręce. Była lekka jak piórko,z resztą nie ukrywał że dla niego wszystko było lekkie.-To gdzie lecimy?
- Tanatosie! -roześmiała się. Spojrzała na tego cherubina o czarnych skrzydłach.-Gdzie tylko chcesz!
-Dobrze! -odbił się od ziemi.-Trzymaj się mocno! -parę czarnych piór zostało na ziemi .Był wolny! Cały świat stał przed nim otworem.
***
Ubrany w czarny skórzany płaszcz, czarną bawełnianą koszule i w tym samym kolorze spodnie szedł przez zatłoczoną ulice miasta. Ręce trzymał w kieszeniach, zaciśnięte na telefonie komórkowym jakby coś się działo to dzwoń! Wiesz jak naciskasz ten guzik i już !Nie, nie ,nie !Zielony nie czerwony! Czerwonym kończysz rozmowę! Rozumiesz?
Dobrze, musisz się przyzwyczaić, tego używa praktycznie cały gatunek ludzki!! zapamiętaj sobie to nie jest gadające pudełeczko tylko telefon komórkowy. Daje ci- go po to jak byś się zgubił i nie wiedział jak dojść. Zapamiętaj DOJSC nie DOLECIEC tu do hotelu! Ani mi się waż latać w mieście, dobrze że chociaż zachowałeś te skrzydła. Idź już, idź! Jeśli chcesz coś poczytać idź do biblioteki to taki duży budynek na ulicy Centralnej, zbudowany w stylu greckich świątyń. Idź już!! !Masz wrócić na kolacje, na 20.00.Boże!Czuje się jak twoja matka! "wskazała mu palcem na drzwi. Nie było żadnego "ale", wiedział że musiała nad czymś pracować. Chyba nazwała to "dokumentami" powiedziała mu jeszcze że to bardzo ważne i musi mieć spokój. A on cały czas zadręczał ją wszelkiego rodzaju pytaniami. "Dlaczego ludzie polecieli na księżyc , skoro już od dawna nic tam nie ma?"(nie chciał wyjawić czym było to "nic "ale podejrzewała że kiedyś musiały być tam jakieś pałace, gdzie często przesiadywał. Jeśli nie pałace to coś związane ze wszystkimi bogami starożytności.) Lub" Dlaczego ludzie zabijają się nawzajem? Czy to sprawia im radość?"
A teraz szedł sam przez ulice bijąc się z własnymi myślami. Mimo to szczęśliwy, nareszcie szedł obok tylu śmiertelnych istot Miał ochotę, podbiec do kogoś i zasypać pytaniami. Już się nie bał że zabije kogoś dotykiem. Kasandra całą noc ważyła w srebrnym kociołku jakiś wywar, który musiał pić codziennie rano. Miał przyjemny smak, lekko słodki z nutką goryczy.
Spojrzał na ludzi idących koło siebie. Mieli dziwny wyraz twarzy i coś do siebie szeptali. Kobieta podniosła prawą rękę do góry a idący obok mężczyzna przytaknął głową, spojrzał na niego. O co im mogło chodzić? Czy nie wyglądał jak człowiek? Czy to przez te oczy? Rozejrzał się dookoła i wtedy zrozumiał. Przewyższał każdego człowieka co najmniej 03 głowy! W ich oczach musiał być olbrzymem. Lekko się speszył i uśmiechnął się do tamtych ludzi.
- Wesołych świąt, młodzieńcze! -powiedziała kobieta. Nie wiedział co jej odpowiedzieć. Jakie święta? ! Czy to miało jakiś związek z tymi mężczyznami z dzwonkiem, ubranymi na czerwono i powtarzającymi w kółko "Wesołych świąt!"? Widział dzisiaj takiego w Centrum handlowym. Siedział na pozłacanym fotelu, po jego obu stronach stały młode dziewczyny całe w zieleni ,ze śmiesznymi zawiniętymi na końcach butach. Na kolanach starca siedział mały chłopiec w niebieskiej kurtce i szeptał mu coś do ucha. Mężczyzna odpowiedział na to donośnym śmiechem i słowami "Mikołaj spełni twoją prośbę. "Chyba miał na imię Mikołaj i kim był że umiał spełniać życzenia? Nie wyczuł od niego żadnej parapsychicznej siły, może to czarownik umiejący się kamuflować? Nie...wtedy by to wyczuł. Nie rozumiał tego świata, jakiś starzec spełnia życzenia, nieznajomi ludzie życzą 'Wesołych świąt" ,rozmawiają przez małe pudełeczka-które zwią telefonami komórkowymi. Spojrzał na wystawę sklepową, pełna migających pudeł, które miały w środku ludzi!! !Odskoczył przerażony, ale nikt tego nie zauważył. Wszyscy zajmowali się swoimi
sprawami. Wyglądali na szczęśliwych, ale zawsze tak' było, gdy zbliżały się jakieś święta.! w tym świecie nie miało być miejsca na magie? On widział ją wszędzie, na uśmiechniętych twarzach w każdym geście. Była w kolorowych lampkach rozwieszonych na całej szerokości ulicy ,połyskujących jak małe słońca. Z nieba zaczął prószyć śnieg, drobny puszek, jeden płatek opadł mu na dłoń. Przez jedną krótką chwile widział dokładnie jego kształt Gwiazdka od której odchodziły miliony malutkich gałązek, splatających się ze sobą i tworzących coś co przypominało kwiat Tak śliczne w swej prostocie i zarazem tak nie trwałe. Czy wszystkie piękne rzeczy muszą znikać tak szybko jak się pojawiają? Czy na tym polega ich piękno? Spojrzał w niebo, było zakryte chmurami, ale nie takimi które sprawiały wrażenie słodkich i miękkich, do których chciałeś się wtulić i zasnąć. Były ciemne i ciężkie, kaleczone przez szczyty wieżowców, tak wielkich że sprawiały wrażenie że sięgały nieba. Przypomniała mu się Wieża Babel, ona też była tak wysoka, budowana z równym przepychem jak doskonałością. Wielkie okna, ozdobione pierścieniem skalnym z wyrytymi na nim rzeźbami. Schody oplatające ją od wewnątrz jak wąż rajskie drzewo. Malarze przykładali do ścian drabiny by dokończyć malowidła, cudowne ogrody. Ci ludzie byli tak ślepi w tym co robili a zarazem dostrzegali otaczający ich świat A ci obecni? Nie wiedział do końca, bardziej zabiegani, nie dostrzegali prawdziwego obrazu świata. Z rozmyślań wyrwał go głos dziecka, piskliwy i przejęty pojawieniem się śniegu. -Mamo!!! Mamo!!! Patrz puszek ze skrzydeł aniołków! Mamo! Tu musiały być aniołki, prawda?! To one to zostawiły. O i tam też! Tam dalej też były! Mamo! Mamooo!! !Zobacz!! !Aniołki tu były!- krzyczało i wskazywało paluszkiem we
wszystkie strony. Matka natomiast stała obok tna i rozmawiała przez . .
telefon. Nie interesowało ja wyraźnie to że dziecko Jest tak szczęśliwe z takiej błahostki.
- Tak, kochanie-mówiła do telefonu-te ze sklepu w Dzielnicy Stawów będą doskonałe. Żadne dziecko niema tych zabawek bo są strasznie drogie! Nasz syn natomiast będzie najszczęśliwszym dzieckiem na świecie!
"Głupia-pomyślał Tanatos- myśli że kupi jego miłość! Może to dziecko, wcale nie chce tych zabawek, tylko by mama zobaczyła śnieg? "Zostawił kobietę z dzieckiem i spojrzał na zegarek Dochodziła 18.Gdzie może być ta biblioteka?"(...)to taki duży budynek na ulicy Centralnej, zbudowany w stylu greckich świątyń. "Rozejrzał się dookoła, po lewej stronie wznosiła się budowla z rzędem kolumn. Przeczytał nazwę ulicy "Centralna", to tutaj. Szybkim krokiem przeszedł przez ulice, nie zważając na rozsypane na niej gazety.
Minęła go grupka młodych ludzi, rozbawieni z ciężkimi tomami pod pachą. Podobny widok zobaczył w środku budynku,(tylko że ci nieśmiali się tylko mieli uradowany wyraz twarzy)gdzie panowała idealna cisza. Przerywana jedynie ruchem przewracam strony książki lub odsunięciem krzesła. Było tu ciepło, pełno zapachu pożółkłych
kartek a także tych nowych, ostra i lekko drażniąca woń. Zawsze go uwielbiał, mógł tu
stać i wdychać go godzinami. Ciekawe czy ci wszyscy ludzie też lubili ten zapach?
-Pomóc w czymś panu?- spytała starsza kobieta o włosach koloru popiołu, spiętych w
ciasny kok z tyłu głowy. Ubrana w brązowy, obszerny golf i plisowaną spódnice. W
rękach trzymała średniej grubości książki.
-Ja chciałbym coś przeczytać...coś o minionych wiekach, do czasów obecnych.
odpowiedział.
-Student historii, zapewne? A jaki okres pana interesuje? Poza
współczesnością, oczywiście.
- Wszystko od Średniowiecza, wszystko.
-A ma pan u nas swoją kartę? Jeśli nie to proszę udać się do czytelni jest na pierwszym
piętrze, teraz w okresie świąt nawet osoby nie zapisane do nas mogą z niej korzystać.
czy ta kobieta, nie była zbyt naiwna? Przecież to nie problem wynieść książkę, a ona
Jakby czytała w Jego myślach.-Każda książka jest zabezpieczona kodem co
uniemożliwia jej wyniesienie. '
-Dziękuje pani bardzo. -schylił czoło i udał się do czytelni.
"Ile straciłem lat, tak wiele wydarzeń. Minione wojny, które wstrząsnęły światem. Co za szaleńcy je rozpoczynali? Czy nie można ich nazwać niszczycielskimi geniuszami?
Zniszczyli tak wiele miast, ludzkich istnień. Nie używając do tego praktycznie swoich
Rąk jaką więc musieli mieć silę przebicia by pociągnąć za sobą tłumy? ! Czy ci którzy
zabijali niebyli potem prześladowani przez twarze swoich ofiar? Może niejeden z nich
budził się zlany potem bo ujrzał twarz dziecka które zabił? Jak w ogóle można zabijać
. dzieci?! Te niewinne istotki, co one zawiniły? Czy zasłużyły na taki 10s?Gineły za to że
ich rodzice byli kimś innym niż reszta społeczeństwa, czy byli z innego narodu?
Nie rozumiem tego, nigdy nie rozumiałem. Człowiek powinien umierać, jeśli w ogóle
powinien, gdy osiągnie pełną starość. Gdy jego plecy pochylą się ku ziemi a dłonie
zaczną drżeć jak liście na wietrze. Jak uzna że to już koniec, osiągnął wszystko co
zamierzył. Tak myślę. Dlaczego zabijają się nawzajem. Przecież wszyscy są ludźmi .Każdy ma swe słabości, cechy które sprawiają że jest wyjątkowy! Ludzie którzy odeszli ,zostawili po sobie tak wiele, więcej niż mogłem się spodziewać. Chciałbym ich poznać. Usiąść obok któregoś i zadać wiele pytań. Dlaczego napisał coś takiego? Pod siłą jakiego impulsu? Czy myśli że ludzie docenią ten trud który wkładał w każde słowo? Gdy już odpowie opowiedzieć o tym co ja wiem, wysłuchać jego pytań .Ach, to wspaniałe! Rozmawiać ze śmiertelnikiem, który nawet po śmierci będzie znany! Mieć głęboko w sercu jego obraz i barwę
głosu. Dobrze że świat trwa dalej, narodzi się jeszcze wiele takich ludzi. Tylko czy nie będą to kopie tych minionych? Ależ nie! Tak, przynajmniej myślę...Jak już napisałem każdy jest wyjątkowy! Każdy będzie miał swój własny sposób widzenia świata. Jest jeszcze tyle do odkrycia i napisania, tyle niewyjaśnionych tajemnic. Tyle zostało zapomniane, pominięte w tym galopie, wiem jednak że kiedyś ludzie to znajdą. Poznają prawdziwe oblicze świata gdzie jawa przeplata się z rzeczywistością. Może jestem marzycielem, ale taki właśnie był kiedyś świat. "Kartkę z takim właśnie tekstem wsunął do kieszeni, przy okazji zasuwając krzesło. Gdy opuścił bibliotekę, śnieg nadal prószył.
Gorzki smak kawy ,rozpłynął się jej w ustach. Tak tęskniła za tą orzeźwiającą wonią. Przypominała jej stylowe kawiarenki, gdzie zdawało się że czas nie ma tu wstępu. Urządzone w stylu barokowym, na pograniczu kiczu. W porcelanowych wazonach ,pomalowanych na pastelowe kolory, stały zawsze świeże kwiaty, róże na przykład. Delikatne płatki, czerwone jak krew, o kolcach jak miecze przygotowane do bitwy. Kiedyś zobaczyła na jednym z płatków krople wody, ach taka podobna do łzy! Urojonej nad nieszczęściami tego świata, nie...Na nasze czyny nie ma łez, nikt nie byłby w stanie tyle wypłakać, nawet cała ludzkość. Czy jest jeszcze dla nas jakaś szansa? Nie wiedziała. Na suficie wisiał olbrzymi żyrandol, tysiące kryształków przeplecionych przez drobne łańcuszki. Wszystko zdawało się mieć swoje przypadkowe ułożenie, ale chyba to miało ten urok. W takich miejscach czuła się tylko dodatkiem, może nawet czymś zbędnym. A czy tu w tym hotelowym pokoju, wszystko nie było zbyt dokładne? Dobrane z pedanteryjną dokładnością?
Tak, nawet dziewczynka na obrazie wiszącym na przeciwko okien zdawała się być stworzona dla tego pokoju. Czy może pokój dla niej? Podeszła do niej z parującym kubkiem.
Śliczne dziecko z prostymi brązowymi włosami o piwnych oczach. Policzki przypominały dojrzałą brzoskwinie. Drobne usta wypięła w zabawnym grymasie. Ubrana była w zieloną, połyskującą sukienkę z szerokimi rękawami. W rączkach trzymała parasolkę w kolorze cytryny. W jej nogach leżał pluszowy miś z lekko naderwanym uchem. Kasandra uśmiechnęła się lekko, przyjemnie by było znowu być dzieckiem .Nie mieć problemów ,nie przejmować się jutrem. Po prostu żyć chwilą i czerpać z niej jak najwięcej.
Spojrzała na biurko, zagracone papierami z zeszytów, wydruków komputerowych i kserokopii różnych dokumentów. No i co ona ma z tym zrobić? Na samym początku chciała to połączyć w jeden tekst, ale po godzinie pisania zrezygnowała i poszła zaparzyć kawę. Teraz miała inny plan. Przeczytać to wszystko i posegregować, włożyć do papierowej teczki i opisać zawartość. Tylko czy noc wystarczy by to zrobić? Odetchnęła ciężko i zabrała się do czytania.
Ktoś grał na skrzypcach, delikatne tony wznosiły się i opadały. Smutna melodia snuła się po niebie, szybowała jak ptak. Płatki śniegu zdawały się tańczyć walca. Obejmowały się w zimnym uścisku by połączyć się ,w parę i razem spaść na czarną ulice.
Muzyka ucichła.
Z pomarszczonych dłoni wypadł smyczek, zaraz potem skrzypce. Spojrzał na tego chłopca siedzącego na parapecie .Anioł o oczach płonących jak ognie piekła. Te oczy zdawały się współczuć, ale jednak były bezwzględne. Zgaszona pochodnia w marmurowych dłoniach. Skrzypek umarł, ach czy to nie było piękne? Jeżeli śmierć w ogóle może być piękna! Umarł z przeczuciem że dalej gra, teraz będzie to robić przez wieki.
Tanaros zeskoczył z parapetu jak kot. Podniósł staruszka z ziemi i posadził na fotelu obitym brązowym pluszem. Do jeszcze ciepłych rąk włożył skrzypce.
-Graj teraz całe wieki tą melodie. Niech pieści ona zmysły tych co słyszą głosy z tamtego świata. Im też należy się trochę szczęścia.- wyciągnął do niego dłoń i starł z szarej marynarki swoją łzę, urojoną nad tym człowiekiem.
silentscream : zagraja rowniez Nuclear Vomit ;) - http://www.nuclearvomit.glt.pl/