Siedziała długo. Letnia woda obmywała jej stopy pozostawiając na nich ziarnka piasku. W porannym słońcu nie czuła chłodu, a mokra suknia zdążyła już podeschnąć. Podobnie jak włosy; na pierwszy rzut oka kasztanowe, lecz w blasku słońca przybierające seledynową barwę; teraz w ciepłym, przybrzeżnym powiewie stały się na powrót suche.
Powinien już być – pomyślała. Tyle razy zastanawiała się czy to sen, ale zawsze w momencie największego zwątpienia nagle wszystko stawało się realne. Szum fal jakby ustawał, a z wody wynurzała się jego postać. Ciągle w tym samym miejscu. I chodź z tej odległości nie można było dostrzec nic poza sylwetką niknącą w odblasku promieni mieniących się na wodzie, to wystarczało, aby wszelkie zwątpienia umykały z jej myśli.
Jest! Nareszcie! – Wstała powoli, nie odrywając wzroku od postaci unoszącej się wśród fal, pośrodku małej zatoczki. Woda w tym odosobnionym miejscu miała odcień błękitu, mocno kontrastując z granatowa barwą otwartego morza. Fale też były tu inne niż na głębinie; delikatne, wyciszone na rafach u wejścia do zatoki. Magiczne miejsce – pomyślała. Było magiczne nawet przedtem, gdy to wszystko się zaczęło. Choć prawdziwie cudownego wymiaru nabrało, gdy pierwszy raz ujrzałam ten widok, z Nim pośród fal… Chciała iść, ale jej nogi same zerwały się do biegu. Bose stopy pozostawiały delikatne wgłębienia na pisaku, jednak morze szybko i skrzętnie zaczęło je zacierać.
Nie czuła chłodu wody, już dawno się do niego przyzwyczaiła. Ciągle patrząc w to samo miejsce, zaczęła rytmicznie poruszać nogami. Z jakim lękiem pierwszy raz tu podpływałam – przeleciało jej przez myśl. Teraz wszystko jest takie łatwe, tak dobrze czuję się pływając. To jest tak… piękne! Zatrzymała się. Jestem… – wyszeptała bezwiednie. Ich spojrzenia spotkały się, a ramiona samemu wyciągnęły ku sobie. Jego błękitne oczy błyszczały, tak samo jak krople wody na ramionach i reszcie ciała. Chodźmy zatem – odpowiedział na tyle głośno, by słów nie zagłuszył szum otaczającej ich wody. Uwielbiała jego głos, delikatny i czuły, ale jednocześnie mocny. Objął ją ramieniem. Poczuła delikatne mrowienie wokół stóp, a po chwili wzdłuż całych nóg. Nagle wszystko ustało, nie czuła już nic. Przytulił ją i pocałował. Płyńmy moja Kochana. Pochylili się i zanurzyli ramiona w wodzie. Tylko ich dłonie nadal pozostawały splecione razem.
W blasku słońca można było dostrzec wśród raf dwie sylwetki płynące obok siebie. Ponad wodą, co chwilę, unosiły się delikatne zarysy płetw.
Poznań, 31.08.2006r.
Lilian : Jak już wiesz mam wątpliwości do tego czy kasztan może połyskiw...
czaki : Wiem że tekst stylistycznie kuleje trochę... no i fakt, to jest miniaturka, czyli...