Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Starzy znajomi



Jaskrawo pomarańczowe niebo. Środek nocy. Leżę i wgapiam się w okno. Strzeliło, chrupnęło i boli. Tkwię w bezruchu od pięciu godzin. Jest mi cholernie niewygodnie. Z bezsilności chcę płakać, ale płacz boli. Z bólem się nie dyskutuje.

Nie zasnę, nawet zamyślić się porządnie nie mogę, bo fanfara bólu rozlega się pod kopułą czaszki, gdy tylko nieopatrznie się poruszę.  Mięśnie o których istnieniu zapomniałam, przypominają, że są ważne. Kichnięcie daje ciemne ciapki na czerwonym tle pod powiekami, głębszy oddech odzywa się gdzieś pod łopatkami kopniakiem prądu, czkawka to katastrofa. Ból sprawia, że każdy mięsień zyskuje tożsamość: „ten rwie cały czas”, „ten odzywa się, gdy próbuję unieść głowę”, „ten ciągnie aż do karku”. Starzy znajomi: ból i mięśnie.

Dlaczego to łóżko jest tak twarde i nierówne? Myślę o unoszeniu się na wodzie – nic nie boli, nie trzeba się ruszać, nic nie gniecie w plecy, fale bujają, z uszami pod wodą jest cicho, prawie tak jak teraz. Prawie - za oknem wyje syrena karetki. Na trasie za miastem ktoś wylądował w rowie, bo zapatrzył się na pola pokryte śniegiem - osobliwe równiny pod jaskrawo pomarańczowym niebem.

A ja wyję z bólu. Cichutko wewnątrz siebie, by nie było Mu przykro, że nie może mi pomóc…


Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły