Dziś będzie szybko, krótko i na temat, gdyż sama EP-ka taka też jest. Muzyka Sliver nie zaskoczy was, nie sprawi że będziecie bić jej pokłony, ba - niektórych z was pewnie odrzuci już fakt, że mamy tu do czynienia z kolejnym metalcore'owym graniem, okraszonym ZED-owskim brzmieniem.
Nie jestem do końca pewien kiedy ten zespół powstał, gdyż niestety poskąpili tej informacji, ale zgaduję iż było to rok temu, gdyż nie zauważyłem wcześniej jego działalności, mimo iż pochodzą z mojego rodzimego miasta Tychy. O ile o samym zespole pewnie słyszycie dopiero pierwszy raz, tak jego wokalistka, Patrycja "Trisz" Mrowiec, udzieliła swojego głosu na drugiej płycie zespołu Deadline, o której mogliście nie tak dawno poczytać.
Te trzy kawałki, które dostajemy niespecjalnie robią wrażenie. Ot, taki zwykły metalcore jakiego dużo na naszej ziemi. Jedyną różnicą jest oczywiście wokal wspomnianej Pani, którego słucha się całkiem przyjemnie. Jest bardzo ładny, melodyjny i, z braku lepszego słowa, po prostu kobiecy. Żadnych falsetów i wycia rodem z kolejnych kopii Nightwisha. Ba, czasem zdarzy jej się zarzucić ostrzejszym screamem i growlem. Czasem. Wszyscy wiemy, że w metalcorze to czysty wokal najczęściej stanowi dopełnienie tych "ostrych". A jak już pojawia się ciągły "clean" to głównie w balladach. Tu mamy odwrotną sytuację - więcej tu czystego niż ostrego, co nie zawsze do końca pasuje, przynajmniej dla mnie.
Muzycznie Sliver jest... akceptowalny. Nie powala ale nie ma tu także czegoś, co sprawi że zaczniecie rzygać z uszu. Mimo wszystko czuć, że muzycy jeszcze szukają swojego przeznaczenia. Może by tak troszkę poeksperymentować z innymi gatunkami? Tak tylko rzuciłem. Jeśli idzie o brzmienie, to mi się już przejadło dawno temu. Znów mamy ZED-a, który, ponownie, niczym nie zaskakuje, a niektórych może już nawet zdenerwować jego powtarzalna forma. W naszym pięknym kraju tyle jest różnych studiów nagraniowych, a każdy musi emigrować akurat tam?
Sliver na razie jawi się jako dosyć przeciętny zespół, którego największym atutem jest wokalistka. Gdyby muzyka była bardziej eksperymentalna, a wspomniana Pani Trisz wyciągnęła częściej pazur, to wówczas czekałbym na więcej. A tak niestety nie jest. Chociaż, zespół dopiero co zadebiutował, więc może mnie pozytywnie zaskoczą w przyszłości? Na razie dałbym temu 5/10, a że nie mam w zwyczaju wystawiać ocen EP-kom(zwłaszcza tak krótkim), to wstrzymam się do czasu debiutu. Mam nadzieję, że wówczas będę musiał odszczekać powyższe słowa;)
Tracklista:
1. Without Unnecessary Words
2. Spark
3. Tuff
Wydawca: wydane przez zespół(2014)
jedras666 : Jak widać już jest ok, bo kolega nic nie pisze;)
lord_setherial : Dajcie sobie Jędras po całusku i wszystko będzie już ok :)
jedras666 : To twoje zdanie, a ja i tak będę dalej pisał, czy ci się to podoba czy ni...