PROLOG
Obok niebieskiego matiza przekradł się jakiś cień. "Mnie nie przechytrzysz, gnoju", pomyślał jeden z nich. Ciszę nocy rozdarł długi gwizd.
- Tam jest jeden szczur! - krzyknął któryś ze skinheadów. W tym momencie część grupy o posturze kulturystów wychynęła z zaułka: w blasku lampy błysnął nóż i kilka bejsboli. Rozległ się głośny śmiech.
To na Dworcu Centralnym w Warszawie rozpoczęło się polowanie na punki...
ROZDZIAŁ PIERWSZYObok niebieskiego matiza przekradł się jakiś cień. "Mnie nie przechytrzysz, gnoju", pomyślał jeden z nich. Ciszę nocy rozdarł długi gwizd.
- Tam jest jeden szczur! - krzyknął któryś ze skinheadów. W tym momencie część grupy o posturze kulturystów wychynęła z zaułka: w blasku lampy błysnął nóż i kilka bejsboli. Rozległ się głośny śmiech.
To na Dworcu Centralnym w Warszawie rozpoczęło się polowanie na punki...
- Mamo, jadę z Michałem do Jarocina! - krzyknęłam od progu, ciekawa reakcji, jaką to wywoła. - Mamo?
Chwila zadumy... Postanowiłam sprawdzić, czy nic się jej nie stało, ostatnio jakaś blada i nerwowa była...
Weszłm do sypialni rodziców. Co ona sobie wyobraża? Spać w takiej chwili?! Szarpnęłam ją za rękaw.
- Mamo, jadę z Michałem do Jarocina - powtórzyłam. Zaspana, otworzyła jedno oko, ziewnęła... i przewróciła się na drugi bok.
- MAMO!
- Córuś, nie wydziwiaj. Idź się uczyć do matury - wymamrotała w poduszkę.
- Mamo!
Zero reakcji. Spróbowałam głośniej.
- Co? - zapytała z pretensją w głosie.
- Przecież wczoraj miałam OSTATNI egzamin!
- Co?! Aaa, faktycznie. To idź do swojego pokoju. Odrób lekcje czy coś...
Cóż, błyskotliwość mojej mamy jest czasami naprawdę porażająca. A Jarocin już pojutrze... Muszę coś zrobić, nie zostawię tak tego. Przecież jestem już dorosła! A przynajmniej - pełnoletnia. Najwyższy czas na zmiany w moim życiu. I to radykalne.
* * *
- Cienkie, grube?
- Cieniutkie, rób najcieniej, jak tylko potrafisz.
- A z jakimi końcówkami?
- To mam jakiś wybór? - zdziwiłam się.
- Oczywiście, mogą być ostre lub zaokrąglone. Więc? - pytała Iga.
- A jakie robisz najczęściej?
- Hmm... Chyba zaokrąglone. Ale to pewnie dlatego, że większość moich "klientów" woli grube dready - stwierdziła.
- To ja chcę ostre.
- Na pewno?
- Tak.
- Później możesz żałować... Szkoda takich ślicznych włosów.
- Rób.
* * *
Przejrzałam się w lustrze jeszcze raz. Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ja! Nie jestem już zagonioną wyrobnicą z maturalnej klasy, którą mija się obojętnie jak obdrapany kosz na śmieci. Żebym wyglądała jak seksbomba - to znów przesada. Ale mam w sobie coś niepokojąceo, jak ta młodzież, której cała prasa poświęca krytyczno-zdumione lub niedowierzająco-entuzjastyczne wzmianki. Dzięki pewnym udanym zabiegom nad przekształceniem własnego stylu upodobniłam się do młodzieży, która urządza kabarety satyryczne, pije siarkofruty pod pręgieżem, chodzi na cocktaile ze starszymi panami i spędza sen z powiek różnym czynnikom. Jest podobno cyniczna i trzeźwa (na umyśle...), ale zachowała, jak twierdzą gazety, silne pragnienie ideowych przeżyć. Nie różnię się teraz niczym od tych punków, które całymi dniami przesiadują na Rynku lub dworcu.
Wyglądam całkiem nieźle. Jasnobrązowe dredy niemal do pasa, teraz swobodnie rzopuszczone na plecach. Brwi i rzęsy wytuszowane, oczy przedłużone dwiema kreskami ku skroniom. I mój zupełnie inny styl ubierania się. Postanowiłam zainwestować w nowy image, więc mimo sześciu godzin spędzonych u Igi, zdążyłam jeszcze wpaść z Michałem do jednostki wojskowej. Michał ma fantastycznego kuzyna! Został przydzielony do tej właśnie jednostki, więc jako "stary trep" skombinował dla mnie kostkę. Podejrzewam, że gdyby nie "oficer Marocki", to nie poszłoby to tak łatwo.
Gdy wróciłam do domu, okazało się, że rodzice pojechali ze znajomymi na działkę. Aż dziwne, że zostawili mnie sam na cały wieczór! Może brzmi to dziwnie, ale cóż. Na własnej skórze przekonałam się przez te wszystkie lata mojego życia, co to znaczy mieć nadopiekuńczych rodziców.
Podczas ich nieobecności zdążyłam tą moją kostkę nieco ulepszyć spreparowanymi już dawno temu naszywkami w stylu "Abonent chwilowo nie teges" czy chociażby nieśmiertelnym "Punx not dead!". Lepiej schowam "zielonego" do szafy, zanim wrócą starzikowie. I tak przeżyją niezły szok na mój widok...
* * *
- Nigdzie nie pojedziez.
- Ależ oczywiście, że pojadę.
- Nie! Zaraz idziemy do fryzjera.
Spojrzałam na ojca przerażona. Chyba nie każe mi ściąć moich licznych dredów?!
- Zeby coś zrobić z twoimi paskudnymi włosami. Zetniesz je. Nie będziesz chodzić jak lumpiara! - pienił się.
- Nie ma mowy! Mam już dziewiętnaście lat i mogę mieć na głowie co tylko chcę! To moje ciało!
- Nie, dopóki jesteś na naszym utrzymaniu! Zrozumiano?! - wrzeszczał na mnie ojciec. Mama tylko wachlowała się gazetą, to czerwieniejąc, to blednąc na przemian.
Już chciałam powiedzieć, że przez całe życie trzymają mnie na smyczy, że na nic mi nie pozwalają, że moje koleżanki to juz dawno w tym wieku..., że co z nich za rodzice, skoro ograniczają moją wolność i w ogóle... Naprawdę chciałam im to wszystko wykrzyczeć w twarz, ale głos uwiązł mi w gardle i nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
- A poza tym jesteś jeszcze gówniarą i nie pojedziesz do żadnego Jarocina. Bez dyskusji! - uciął ojciec. - I masz szlaban. Na całe wakacje. Ubieraj się, idziemy do fryzjera.
Zmierzyłam go wzrokiem. Fakt, że we Wrocławiu niektóre sklepy czy zakłady usługowe są czynne dłużej niż w małych miastach, ale bez przesady, gdzie on chciał znaleźć fryzjera o dziewiątej wieczorem?
Zaraz też i do niego to dotarło, więc tylko chrząknął nerowo i powiedział, że jutro z samego rana pani Kasia zetnie mnie na łyso. Mama zaszlochała w kącie.
- Na łyso? Wiesz, kochanie, te kluski na głowie są chyba ładniejsze... - próbowała przekonać tatę.
- Nie broń jej! Zresztą, zbliżają się wakacje, gorąco, będzie jej wygodniej niż z tym - perorował szyderczo.
"O,niedoczekanie twoje", pomyślałam. Poszłam do swojego pokoju, udając ostatecznie pokonaną. Spakowałam do kostki, co trzeba, i założyłam moje nieśmiertelne glany. Gdy się uspokoili i poszli do siebie na górę, szybko chwyciłam plecak, niemal w locie ściągnęłam z półki futerał ze skrzypcami i - najciszej, jak tylko mogłam - wyszłam z pokoju. A prosto z pokoju do drzwi wyjściowych. "Byle jak najdalej stąd", pomyślałam, i pobiegłam w stronę Dworca Głównego.