Nie można zmusić człowieka do przyjaźni. Truizm. Choćby się stawało na głowie, nie da rady. Rozłazi się taka znajomość, przelatuje przez palce jak garść piasku.
Niewiele
jest w życiu rzeczy, o którebym dla siebie prosiłam boga lub
człowieka.
Akurat o przyjaźń byłabym skłonna poprosić. Tylko, że (o ironio) to akurat jest zjawisko, w przypadku którego prośby nic nie wskórają. Nie można powiedzieć: “proszę bądź mi przyjacielem” i pstryk... stanie się. W takich okolicznościach przyrody to rzadkie zwierze, jakim jest przyjaciel, nie występuje.
Z przyjaźnią jak z miłością: po prostu “się staje”.
Z niektórymi znajomościami nic nie da się zrobić. Nic nie poradzi się na to, że strony nigdy do końca nie odkryją swoich kart, że zawsze bedzie to rozgrywka, argument za argument. Szczerzy tylko po alkoholu, bo tak bezpieczniej, zawsze jest wymówka, że “to po pijaku było”. Nikt się nie odkryje, kazdy ciągnie linę w swoją stronę. Niby powinno być łatwiej, bo seks, z tych czy innych powodów, nie stanowi wspólnego mianownika. Powinno być ale nie jest. W zamian jest gra pozorów na każdym kroku. Jedna strona trzyma dystans, druga go nie zmniejszy, by się nie odsłonić. Błędne koło, zaklęty krąg.
Może faktycznie należało skręcić kark tej znajomości na samym jej początku. Szkoda mi było, teraz też bym żałowała. A pragnę tylko odrobiny... jego wolności.
Ech, zachciało mi się przyjaźni z facetem. Nie miała baba kłopotu...
Tak
niewiele żądam
Tak niewiele pragnę
Tak niewiele widziałem
Tak niewiele zobaczę
Tak niewiele myślę
Tak
niewiele znaczę
Tak niewiele słyszałem
Tak niewiele
potrafię