Nieprzystosowana do życia, miłości, odpowiedzialności, nie potrafiąca podjąć samodzielnej decyzji, wciąż ukrywająca się przed ludźmi, nie potrafiąca spojrzeć im w oczy, wejrzeć w głąb ich dusz, bo po co, skoro nikt nie chce wniknąć do jej duszy, spojrzeć, dostrzec, zrozumieć, tak, jesteś wspaniała, dobra, miła, spokojna, tak, sympatyczna, lubię cię, ale nie, nikt tak nie mówi, wszyscy mijają, czasem przyklejają przelotnie do niej spojrzenie spod rzęs ciskających pioruny, ale dobre i to, dobrze, że chociaż przelotnie spoglądają, bo przynajmniej nie nadepną nieopatrznie butem, jak robaka, tak, robak zmiażdżony na posadzce rozgląda się wokół, jeszcze nie wie, że umiera, to będzie szybkie i nawet się nie spostrzeżesz, nawet nie zaboli, chociaż widzi krew wokół, wszędzie plamy, wyciąga dłoń, smakuje, metaliczny, mdły posmak, mm, mniam, więcej, chcę więcej i nabiera z czary, napełnia puchar, lśniące ostrze upada na kafelki, rozbryzguje wokół czerwoną farbę, dobre efekty specjalne tu mają, słyszy, to wygląda jak... krew? jak krew, a smakuje jak wino, czerwone, malinowe, wiśniowe, hemoglobinowe, achh... Ostrze sięga podłogi, powoli, najpierw kątem upada na brzeg, a po chwili wahania osiąga płaszczyznę poziomą, a obok: kap, kap, kap, płynie strumyk cierpienia, nie będzie wyrzutów sumienia, bo serce ma z kamienia, jest zimna jak głaz, oczy wpatrzone przed siebie, w czarowną przestrzeń wewnętrznego świata, tak, ból kapie, ból odpływa, taak, a oni niech się odczepią, nie ma litości i wzajemnie, to moje życie, twoje życie, spieprzysz je to twoja sprawa, moje życie, moja śmierć, moi bliscy, moje współczucie, ale nie, współczucia nigdy nie było, nie ma i nie będzie, wyczerpał się limit dobra, nie, nie chcę być zła, zawsze nią byłaś, byłaś, jesteś i będziesz robakiem wdeptywanym przez jedynie słusznych ludzi w posadzkę. A życia jak nie było, tak nie ma.