Pomarudzić jednak muszę, bo nie byłabym sobą.
Moje niezadowolenie wywołują widma komedii romantycznych ciągle jeszcze snujące się po salach kinowych. Pomijając „walory artystyczne” jakie ze sobą te produkcje niosą, w okresie okołowalentynkowym grane powinny być tylko i wyłącznie horrory. Nie od dziś wiadomo, że bardziej zbliża ludzi wspólne przeżywanie strachu i stresu (patrz syndrom sztokholmski) niż grupowe uchachanie. ;) Poza tym jak się kobieta zwija ze śmiechu to raczej trudno ją objąć i przytulić. No a argument „boję się” to niezawodny pretekst, żeby facet został na noc. ;)
Tak więc realizacja scenariusza pt.: „przyspieszony cykl godowy homo sapiens” znacznie sprawniej przebiegałaby przy okazji premier horrorów a nie durnych historii miłosnych.
Ale i tak najważniejszy jest plan „na rano”, po tym poznać wytrawnego „scenarzystę” ;P.
P.S. A na ekrany kin wchodzi właśnie „Koń wodny” półtoragodzinna historia od lat sześciu. To Ci dopiero hicior będzie ;P , ale jak o krewniaku filmy kręcą to może jednak Konik Morski się wybierze.