Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Pink Freud - Monster Of Jazz

Kojarzycie to wspaniałe uczucie, kiedy z płytą polskiego zespołu obchodzimy się bez żadnej taryfy ulgowej? A przy okazji recenzji, nie trzeba używać sztampowych haseł z serii "jak na polskie warunki…"? Właśnie w taki to sposób można potraktować płytę "Monster Of Jazz", czyli najnowsze wydawnictwo Pink Freud - kapeli, która robi swoje bez zbędnego patosu, jaki czasami jest udziałem artystów z kręgu jazzowego. Album przynosi kolejną już porcję, barwnej muzyki, składającej się z wielu pierwiastków.

Na "Monster Of Jazz" znajdziemy bowiem obok siebie multum rytmicznych riffów, hałaśliwych, wszędobylskich trąbek, czy to Tomka Ziętka czy to Adama Barona, a jakby tego było mało basista formacji Wojtek Mozolewski wplątał w swoją grę elementy funku. Pełna wolność, pełna swoboda, ale warte podkreślenia jest to, że panowie nie pozwalają sobie na jakiekolwiek masochistyczne ciągotki. Każdy dźwięk podporządkowany jest tu naturalnemu rytmowi.

W tej muzyce jest coś co wciąga i porywa, ale są też chwile, gdy krew w żyłach płynie jakby wolniej. Dzieje się tak w leniwej nieco, psychodelicznej kołysance "Polański", czy też subtelnej "Diamond Way". Gdzieś pomiędzy te dwa utwory kapela umiejscowiła zdumiewająco pięknie rozwijającą się kompozycję - "Bald Inquisitor" z mocno szaleńczym finiszem. Na mój gust to najlepszy ich utwór na płycie.

Ale jako że wiele osób ostatnim czasem wypomina mi dewiacje muzyczne, to może warto jest opisać jeszcze kilka kompozycji, zważywszy na fakt, że dzieje się nie mniej niż utworze numer pięć. Grzechem byłoby, wiec nie wspomnieć o najdłuższym na albumie, trwającym siedem minut "Goz Quarter". A to z dwóch powodów. Pierwszy jest oczywisty i powszechnie znany - kto bierze na warsztat Autechre, ten będzie poddany krytyce. Drugi wątpliwości także budzić nie powinien - to jeden z tych momentów na płycie, który zapisuje się na trwałe w sercu.

Na kilka ciepłych słów zasługuję również perkusista zespołu - Kuba Staruszkiewicz, który napędza machinę w takim "Pierunie", chociaż czasami ma się wrażenie, że jego rozmach przeszkadza w grze innym muzykom. I choć znajdzie się na tym albumie kilka krótkich wycieczek w przeszłość, to są one na tyle mocno zakodowane, że trudno jest mówić o "Monster Of Jazz" jak o płycie złożonej z pomysłów wygrzebanych z archiwum Pink Freud. Wydaje mi się, że muzycy na podstawie swoich poprzednich dokonań zbudowali nową jakość i najlepszą płytę na polskim rynku 2010 roku (a przynajmniej półrocza).

Tracklista:

01. Pink Fruits
02. Warsaw
03. Little Monster
04. Polanski
05. Bald Iquisitor
06. Red Eyes, Blue Sea And Sand
07. Pierun
08. Goz Quarter
09. Braxton
10. Diamond Way
11. Spreading The Sound of Emptiness
12. Monster of Jazz

Wydawca: Universal Music (2010)

Komentarze
oki : fajnie, że na DARKU pojawia się coraz więcej płyt z wartościową al...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły