Do tej pory jedynym znanym mi zespołem o nazwie Shining był szwedzki Shining z niejakim Niklasem Olssonem na czele. Sporym zaskoczeniem był więc dla mnie fakt, iż zespół o tej samej nazwie istnieje również w Norwegii. Było to jednak nie ostatnie i zdecydowanie nie największe zaskoczenie w trakcie poznawania "Black Jazz".
Pierwszą niespodzianką były tytuły samych utworów. Okazało się, iż na albumie jest dziewięć kompozycji ale tytułów jedynie siedem. Dwa tytuły powtarzają się na płycie ale kryją się za nimi, na szczęście, zupełnie inne kompozycje. Dość kontrowersyjny jest również pomysł zespołu na umieszczenie w booklecie płyty tekstów utworów w sposób zdecydowanie utrudniający przeciętnemu zjadaczowi chleba powszedniego zapoznanie się z ich treścią. Sam zespół tłumaczy to chęcią podkreślenia, iż "Blackjazz" (muzyka, teksty i oprawa graficzna) stanowi mistyczną jedność. No cóż, każdy artysta ma prawo do swobodnego kreowania swojej sztuki a nam maluczkim pozostaje jedynie zagryźć zęby i liczyć na zniżki w gabinetach okulistycznych.Czas zająć się jednak największym pozytywnym zaskoczeniem związanym z obcowaniem z "Blackjazz" - muzyką. Na "Blackjazz" Munkeby i kompani dokonali udanej próby połączenia elementów pochodzących z teoretycznie zupełnie do siebie nie przystających gatunków muzycznych. Z metalowego ciężaru, jazzowego feelingu oraz industrialnej motoryki stworzyli zupełnie nową jakość muzyczną, jakość chyba nieosiągalną dla twórców stricte metalowych. Powodzenie owego zabiegu w przypadku Shining wynika zapewne z faktu, iż Munkeby, główny twórca materiału z "Blackjazz", szlifował swój kunszt kompozytorski w dość znanej w kręgach muzycznych "jajogłowców" formacji Jaga Jazzist. Ewidentne jazzowe fascynacje lidera Shining słychać przede wszystkim w strukturach kompozycji. Utwory są bardziej poszatkowane niż w najbardziej zakręconych utworach Dillinger Escape Plan i nie pozwalają słuchaczowi choćby na chwilę odetchnąć. Krótkie motywy z wyraźnie zaznaczoną linią melodyjną są możliwie szybko przerywane przez wirtuozersko-eksperymentalne popisy któregoś z muzyków.
Słuchając "Blackjazz" nie sposób pominąć roli jaką w tym zespole odgrywają instrumenty klawiszowe. Sprawiają one, że muzyka Shining wydaje się być całkowicie odhumanizowana. Dodatkowo w takich utworach jak "The Madness And The Damage Done" (II) oraz "Blackjazz Deathtrance", mimo złożoności samych kompozycji, potrafią przemycić złowieszczy klimat charakterystyczny dla przedstawicieli black metalowej "surowizny".
Spore wrażenie robią również partie saksofonu. Przyznam, że już to co Munkeby zrobił na "After" Ihsahn bardzo przypadło mi do gustu jednak to co facet wyczynia w chociażby znakomitym "Healter Skelter" czy "21st Century Schizoid Man" stanowi istny majstersztyk.
Na szczególne podkreślenie zasługuje również świetne brzmienie recenzowanego albumu. Mimo skomplikowania partii instrumentalnych zawartych na "Blackjazz" wszystko jest świetnie słyszalne i pozwala w pełni cieszyć się zawartością albumu. Nie ma się jednak co dziwić, gdyż za mastering odpowiada Tom Baker natomiast całość zmiksował Sean Beavan znany ze współpracy między innymi z Nine Inch Nails oraz Marilyn Manson.
Po wielokrotnym zapoznaniu się z zawartością recenzowanego albumu muszę jednoznacznie stwierdzić, iż muzyka zawarta na "Blackjazz" z pewnością nie jest muzyką łatwą, którą można docenić po kilku przesłuchaniach. Jednak każdy kto ceni muzyczne eksperymenty i przesuwanie gatunkowych granic wcześniej czy później stwierdzi, iż "Blackjazz" stanowi jedno z najistotniejszych dzieł muzyki (nie tylko metalowej) pierwszego dziesięciolecia XXI wieku.
Tracklista:
01. The Madness And The Damage Done
02. Fisheye
03. Exit Sun
04. Exit Sum
05. Healter Skelter
06. The Madness And The Damage Done
07. Blackjazz Deathtrance
08. Omen
09. 21st Century Schizoid Man
Wydawca: Indie Recordings (2010)
oki : Poprzednia płyta Grindstone tak o pół stopnia wyżej sobie stawiam, w...
Rudson : Przesłuchałem tę płytkę, nawet spoko
Harlequin : Jakos wyrosłem z SGM :/ ale Black Jazz podoba mi sie :)) kojarzy mi sie taki p...