Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Opeth - Deliverance

O tym albumie było już głośno na długo przed premierą. Oszałamiający sukces "Blackwater Park" potwierdził tylko to, że Opeth jest zespołem niepodrabialnym, kopalnią pomysłów, że jest jedyny w swoim rodzaju.
Niestety Opeth tym razem nie chwycił mnie za serce - wręcz przeciwnie - bardzo mnie rozczarował tym albumem. Kiedy muzykom brakuje pomysłów, to maskują to cięższym brzmieniem i brutalnością. Taki zabieg właśnie wykonał Opeth. Brzmienie stało się bardzo ciężkie i sterylne. Perkusja jest bardzo striggerowana, brzmi sucho, gitary również brzmią zupełnie inaczej, niż na wcześniejszych albumach - tym razem przypominają takie, jakie słyszy się w zespołach grających techniczny death metal. Właśnie ta potężna, sterylna do bólu probukcja zabija 3/4 uroku tej płyty - jest zwyczajnie bezduszna. Jeśli do tego dodamy kiepskie riffy, sporo zapożyczeń (zwłaszcza Morbid'owy "Master's Apprentices", głęboki, nieczytelny często growling, bardzo jednostajną, sztucznie brzmiącą perkusję, niepotrzebnie rozwleczone kompozycje i eksperymentowanie z rytmem (oj, zafascynowanie Meshuggah jest widoczne).

Reasumując otrzymaliśmy album słaby i nudny, który pokazał, że muzycy na siłę próbują unowocześnić swój styl.

Wydawca: Music For Nations (2002)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły